Pod wulkanem
i
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Opowieści

Pod wulkanem

Stach Szabłowski
Czyta się 15 minut

W co może zmienić się mózg ofiary, a więc w co – prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości – mogą zmienić się nasze mózgi? Odpowiedzi na wystawie Dominiki Olszowy w warszawskiej Galerii Foksal szuka Stach Szabłowski.

Podobno w wyniku katastrofy, którą w początkach naszej ery wywołał wulkan Wezuwiusz, mózg jednej z ofiar zmienił się w szkło. Teraz, kiedy nasza era zdaje się dobiegać (zapewne fatalnego) końca, artystka Dominika Olszowy przywołuje to zdarzenie jako metaforę, na której fundamencie buduje w Galerii Foksal wystawę horror pod tytułem Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło.

Czy jest się czego bać?

Zanim zmierzymy się z wystawą Olszowy, wróćmy na chwilę do feralnego 79 r. n.e. Na południu Italii, w pobliżu Neapolu, doszło wówczas do potężnej erupcji Wezuwiusza; był to jeden z największych kataklizmów naturalnych w dziejach starożytnego Rzymu. Zginęły tysiące ludzi, a okoliczne miejscowości – Pompeje, Herkulanum i Stabie – zniknęły wraz z mieszkańcami pod wielometrową warstwą wyrzuconych przez wulkan materiałów piroklastycznych.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zdarzenie to okazało się brzemienne w cywilizacyjne i kulturowe skutki. Przez ponad 1600 lat zgładzone przez Wezuwiusz miasta tkwiły ukryte w wulkanicznej materii. Na ślad Herkulanum trafiono przypadkiem na początku XVIII w. – podczas drążenia studni dokopano się do sceny antycznego teatru. Kopano więc dalej i okazało się, że Wezuwiusz położył wprawdzie kres dziejom starożytnych miast, ale jednocześnie doskonale zakonserwował je w chtonicznych wydzielinach. Badacze antyku dostali od wulkanu bezcenny dar: rzymskie zabytki z początku pierwszego tysiąclecia, nienaruszone zębem czasu, wandalizmem barbarzyńców ani późniejszymi przebudowami. Co prawda archeologów w dzisiejszym rozumienia tego słowa jeszcze wtedy nie było, jednak popyt rodzi podaż – w mig się pojawili. Odkrycie Pompejów i Herkulanum dało początek współczesnej archeologii. Nie tylko poszerzyło wiedzę o kulturze klasycznej, lecz także wpłynęło na sposób, w jaki badamy i przeżywamy historię. Last but not least, los leżących u stóp Wezuwiusza miast dostarczył niewyczerpanego zasobu przyczynków do zadumy nad przemijaniem, trwaniem, kruchością ludzkiego życia, potęgą natury i tym podobnymi rzeczami.

W Pompejach i Herkulanum odnaleziono doskonale zachowane gmachy, teatry oraz freski. I zwłoki.

Ofiary wulkanu fascynują uczonych nie mniej niż artefakty i architektura odkrywana w dotkniętych przez kataklizm miastach. Dla antropologów i historyków to cenny materiał badawczy, dla osób o refleksyjnej naturze – pożywka, na której świetnie rozwijają się metafory, zarówno te o charakterze melancholijnym, jak i katastroficznym; zresztą jedno nie przeszkadza drugiemu. Rzecz w tym, że wielu zakonserwowanych w wulkanicznych popiołach mieszkańców Herkulanum, Pompejów i Stabie zostało znalezionych tak, jakby zagłada zaskoczyła ich podczas wykonywania codziennych czynności, w pół gestu, w pół ostatniego słowa; czas biegł i nagle zatrzymał się, by ruszyć znów dopiero po kilkunastu wiekach, kiedy na progu nowoczesności odkopano ruiny. Czyż to nie inspirujące?

Jeden z owoców tej inspiracji mieliśmy okazję oglądać na niedawno zakończonej, głośnej wystawie młodych artystek i artystów, która prezentowana była w Zachęcie pod nazwą Niepokój przychodzi o zmierzchu. Kasper Lecnim pokazał w ramach tego projektu rzeźbę zatytułowaną Świat się wali, a ja walę konia. Przedstawiała ona zarys schematycznie wymodelowanej, czarnej, zwęglonej postaci, ukazanej w pozycji, którą – szczególnie w kontekście tytułu – można skojarzyć z masturbacją. Lecnim zrobił w tej pracy aluzję do jednej z ofiar wybuchu Wezuwiusza, którą znaleziono w takim właśnie ułożeniu ciała. Czy w obliczu nieuniknionego końca starożytny mieszkaniec Italii postanowił spędzić ostatnie chwile na seksualnej zabawie? Jak było naprawdę, nie dowiemy się nigdy, ale sama możliwość ma swój egzystencjalny ciężar.

Dominika Olszowy również robi na swojej wystawie przypis do starożytnego kataklizmu i jego ofiar. W czaszce jednej z nich znaleziono twardą, połyskliwą substancję. Według niektórych uczonych jest ona mózgiem, który pod wpływem nagłego nadejścia fali wysokiej temperatury zmienił się w szklistą bryłę.

Ale dlaczego właściwie wracać teraz do tych makabrycznych ciekawostek?

Powód jest taki, że my także – podobnie jak ludzie z Herkulanum czy Pompejów – mieszkamy pod wulkanem. Nie ma on wprawdzie krateru ani sejsmicznej natury, jest jednak alegorią. Jak należy ją rozumieć? Można w niej dostrzec katastrofę ekologiczną. Lub zmianę klimatu. Albo krach kapitalizmu, który załamie się pod własnym ciężarem. Kryzys demokracji. Kryzys energetyczny. A najpewniej wszystko naraz, bo przecież te zjawiska są ze sobą powiązane. Jakiekolwiek oblicze przybierze „wulkan” współczesności, jego erupcja odbędzie się w niedalekiej przyszłości. I tym razem nie skończy się na trzech miasteczkach. Destrukcja będzie miała wymiar globalny i przyniesie kres świata, jaki dziś znamy.

Nie miejsce tu, by zgłębiać relację między dyskursem katastrofy – klimatycznej, ekologicznej, cywilizacyjnej – a rzeczywistością. Czy dyskurs ten jest głosem rozsądku wołającego na alarm, czy może raczej głosem histerii? Nie mam pojęcia, ale w kontekście wystawy nie to jest najważniejsze. Liczy się, że późna nowoczesność, w której jesteśmy zanurzeni, ulega apokaliptycznym nastrojom i rozpoznaje teraźniejszość jako czas (swojego) zmierzchu. Wiemy już z wystawy w Zachęcie (a także z książki Marieke Lucasa Rijnevelda, od której wystawa pożyczyła tytuł), że zmierzch to pora, w której przychodzi niepokój. Odbija się on zarówno w popkulturze, jak i sztuce. I nic dziwnego, bo gdzie przeżywać nasz własny koniec – przeczuwany, ale jeszcze nie urzeczywistniony – jeżeli nie w wyobraźni: w tekstach kultury, fikcjach i narracjach?

Wystawa “Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal

Dominika Olszowy dopisuje więc do dyskursu niepokoju swój autorski rozdział. A dokładniej mówiąc, dobudowuje jeszcze jedno pomieszczenie do wyobrażonego gmachu schyłkowych nastrojów, w której oczekujemy na nadejście ciemności. Jej wystawa ma bowiem formę pokoju. I jest on z życia wzięty – pełen banalnych rekwizytów codzienności. Jest wykładzina (PCV udające kamienną posadzkę) i tapeta. Są naczynia, ścierki, szmaty. Buty, pończochy, pieluchy. Filiżanki, kawa, szklane ozdoby. I pajęczyny. Coś jest jednak z tym pokojem bardzo nie w porządku, podobnie jak z przywoływaną przez niego swojskością, która jawi się jako niesamowita, ba!, odpychająco obca – jak w złym śnie, w którym nic nie przebiega tak, jak powinno.

*

Dominika Olszowy, laureatka prestiżowych wyróżnień (m.in. Nagroda Specjalna ING w 2018 r., zwycięstwo w 9. edycji konkursu „Spojrzenia” w 2019 r.), to artystka o wielu twarzach. Jest założycielką kultowej Sandry – galerii, a właściwie kontestatorskiej antygalerii, która nie miała siedziby, ale za to mocny feministyczny kręgosłup, dużo krytycznej energii i buntowniczego humoru. Wraz z Marią Tobołą stworzyła duet Cipedrapskuad, hybrydę zespołu muzycznego i konceptualnego projektu, w ramach którego artystki przewrotnie kontrowały seksistowską kulturę hiphopową, rapując absurdalnie wulgarne i wyzwalająco obrazoburcze teksty. Olszowy należy też do założycielek artystycznego gangu motorowerowego Horsefuckers. Ma na swoim koncie filmy wideo i animacje cyfrowe, projektuje scenografie teatralne. Biografia Olszowy jest więc mocno związana z tworzeniem kolektywów i działaniami z pogranicza krytyki instytucjonalnej, projektów kuratorskich, nowych mediów i performansu. Największe powodzenie na polu sztuki przyniosły jednak artystce instalacje przestrzenne, które aranżuje ze swoich rzeźb. Najnowszą oglądamy w Galerii Foksal.

Kiedy zagłębiamy się w wystawę, okazuje się, że Olszowy pozostała wierna swoim performatywnym fascynacjom: jest nie tyle rzeźbiarką, ile inscenizatorką, reżyserką, kuratorką. Zbudowała scenografię, w której trudno opędzić się od uczucia déjà vu. Te utrzymane w ciepłych brązach tapety i paskudna wykładzina wyglądają znajomo; któż w latach 90. nie gościł w podobnych wnętrzach? To, jakie wykreowała Olszowy, nie wywołuje jednak nostalgii, jest raczej jak nieprzyjemny flashback, wspomnienia, do których wolałoby się nie wracać. A skoro scenografia jest gotowa, twórczyni zapełnia ją postaciami i obsadza je w różnych rolach.

Ale zaraz: jakimi postaciami? To przecież tak naprawdę nie są nawet rzeźby, tylko zwykłe przedmioty.

Na ścianie naprzeciwko wejścia do sali wystawowej wisi kłąb ścierek do naczyń w czerwono-białą kratkę oraz dwie filiżanki pełne czarnej kawy. Płyn, o dziwo, nie wylewa się z naczyń, mimo że zamiast na stole czy choćby na podłodze stoją one na ścianie. Cóż, czas zacząć się przyzwyczajać, że na tej wystawie przedmiotów codziennego użytku nie obowiązują codzienne reguły. Zresztą mniejsza o niewylewającą się kawę. Ważniejsze wydaje się pytanie: czy te kraciaste ścierki nie układają się przypadkiem w oblicze upiornie uśmiechniętego słoneczka: gwiazdy, której oczami są dwie filiżanki? Jeżeli tak, to źrenice tych oczu są z kawy, a białka z porcelany, z której zrobione są naczynia.

Dostrzeganie różnych wizerunków, zwłaszcza twarzy, tam, gdzie ich w istocie nie ma – np. w chmurach, w zaciekach na ścianach czy w stercie leżących ubrań – to pareidolia. Ten błąd poznawczy ludzkiej percepcji, występujący szczególnie intensywnie o szarej godzinie, w półmroku, o zmierzchu, Olszowy wykorzystuje do uprawiania swego rodzaju animizmu. Daje szmatom oczy i każe im na nas patrzeć. Przynosi do galerii metalowy stelaż o trzech nogach. Na dwie wkłada stelażowi buty, trzecią nogę obuła… w filiżankę pełną kawy. Stojak zmienia się w oczach widza w pokraczny wprawdzie, ale rozpoznawalny wizerunek. To krocząca postać, która ma trzy nogi, ręce ze starych pończoch, a głowę z usztywnionej w betonie pieluchy. Tak oto przedmioty – szmaty, pieluchy, buty, metalowe pręty, kawa w filiżance – zyskują pozory życia. Czy mają również duszę? Czy to, co piszę, zaczyna brzmieć dziwnie? Oczywiście, lecz jest to dziwność adekwatna do osobliwości prac Olszowy.

Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal

Moją ulubioną rzeźbą z wystawy na Foksal jest Domek ze szmat. Domek z kart, bliski kuzyn zamku wzniesionego na piasku, to alegoria niestabilnych konstrukcji i tymczasowości ludzkich dzieł. Olszowy wznosi taką budowlę, zamiast kart używając kraciastych ścierek (usztywnionych żywicą).

A więc jednak katastrofa? Wszyscy żyjemy w domku z kart, a właściwie w domku ze szmat – w gmachu codzienności, który może rozsypać się przy byle dziejowym podmuchu. Nadchodzi zmierzch, słońce zbliża się już do linii horyzontu. Olszowy umieszcza je w kącie galerii. To okropna, odpychająca rzeźba. Z daleka wygląda jak kłąb porzuconych, szaroburych szmat. Z bliska widać, że to wizerunek zeszmaconego słońca osuwającego się po ścianie na podłogę. Gwiazda zrobiona z maczanych w betonie tetrowych pieluch, z których Olszowy wymodelowała promienie, a także rysujący się w słonecznej tarczy zarys ludzkiej twarzy. Uśmiechnięte słoneczko ufnie patrzące na świat to klasyczny temat dziecięcych rysunków. Olszowy nie jest jednak dzieckiem; jej słońce jest brudne, ciemne i – w najlepszym razie – na wpół żywe; z jego ust wypływa jakaś odrażająca maź. O tym, żeby rzuciło na wystawę bardziej optymistyczne światło, nawet nie ma co marzyć. To słońce zupełnie już wypalone.

A wulkan? Przecież w tytule mowa jest o erupcji, więc na wystawie powinien się znaleźć jakiś Wezuwiusz! Olszowy o nim nie zapomniała – i ustawiła na podłodze Wulkan pajęczyn, wybuch chaotycznej szklistej sieci.

A może to nie pajęczyny, tylko łapacze snów? Tak właśnie artystka zatytułowała drugą pajęczą pracę na wystawie – zeszkloną sieć, którą wiesza w rogu. A więc to wszystko jest jedynie (złym) snem uchwyconym przez Olszowy i pokazanym w formie sztuki? To oczywisty trop, wystawa jest oniryczna w sposób wręcz ostentacyjny. W każdym śnie kryje się jednak ziarno prawdy, a nawet całe mnóstwo tych ziaren, z których kiełkują podświadome treści dobijające się do świadomości. Jaką prawdę opowiada nam więc twórczyni?

Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa "Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło", Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal
Wystawa „Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło”, Dominika Olszowy, Galeria Foksal. Zdjęcie dzięki uprzejmości Artystki i Galerii Foksal

Pogrążona w półmroku wystawa Dominiki Olszowy ma momenty odrażające i straszne, ale jednocześnie nie można odmówić jej uroku. Polega on na tym, że artystka nie dopowiada swojej narracji. Zbudowany przez nią pokój pozostaje otwarty, nie ma do niego żadnego klucza. To scena, gdzie występują rzeźby, martwe przedmioty wyglądające jak (pół)żywe, które odgrywają role drugoplanowe. Rolę główną zarezerwowano dla osoby odwiedzającej wystawę. Co może zrobić taka osoba? Przestraszyć się? Wyobrazić sobie, że znajduje się w Herkulanum współczesności, w którym ludzki mózg zamienia się w szkło i staje się podobny do tworzonych przez Olszowy obiektów, pokrytych szklistymi żywicami i usztywnionych betonem, zastygniętych w wiecznie trwającym w galerii zmierzchu? Spojrzeć w głąb filiżanki kawy i zobaczyć w czarnej cieczy odbicie własnego spojrzenia? Bo kiedy spoglądamy w otchłań, to ona – jak wiemy od Nietzschego – zawsze nam się odwzajemnia.

Jest jeszcze inne wyjście.

Sala wystawowa Foksalu to klasyczny galeryjny white cube. Olszowy zmieniła to pozbawione okien, idealne białe pudełko do pokazywania sztuki w klaustrofobiczny i mroczny pokoik do inscenizowania koszmarów, ale w ścianie galerii wycięła otwory w kształcie serduszek. I okazuje się, że za tą ścianą kryją się jednak okna, a za nimi rosną drzewa, rozciąga się park, toczy się normalne życie. Czy to oznacza, że artystka kocha świat, który znajduje się na zewnątrz, poza wystawą? Niewykluczone, nigdy o to Dominiki Olszowy nie pytałem. Na gest wycięcia w ścianie serduszek można spojrzeć inaczej, bo przecież każdy otwór działa w dwie strony. Pozwalając nam wyjrzeć na zewnątrz swojej instalacji, twórczyni wciąga zarazem rzeczywistość do swojego snu. I jeżeli przyjąć taką perspektywę, będzie to sen, z którego nie da się obudzić – rzeczywistość jest bowiem wyłącznie dalszą częścią koszmaru. Poza tym przez jeden z otworów widać nie tylko park; okazuje się, że na parapecie okna po drugiej stronie gipsościanki znajduje się kolejna rzeźba. Przedstawia ona pełną mleka miseczkę. W mleku leży mały kotek z zamkniętymi oczami. Praca ocieka realizmem tak bardzo, że trudno opędzić się od myśli: zwierzątko śpi? A może utonęło w mleczku?

Zostawiam Państwa z tymi pytaniami, jednocześnie gorąco rekomendując wyprawę do Galerii Foksal. Wystawa trwa do Święta Zmarłych – i jeden dzień dłużej. Co będzie potem? Tego nie wie nikt, nawet Dominika Olszowy. Mamy niepewne, schyłkowe czasy; wszyscy żyjemy dziś pod wulkanem. W oczekiwaniu na jego erupcję pozostaje nam cytat z Virginii Woolf, który artystka oraz kuratorka Martyna Stołpiec wykorzystały jako motto wystawy: „Przyszłość maluje się ciemno, co ostatecznie, jak uważam, jest na tę przyszłość perspektywą najlepszą” (tłum. Magda Heydel).

Dominika Olszowy
Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło
kuratorka: Martyna Stołpiec
Galeria Foksal, Warszawa, do 2 listopada
www.galeriafoksal.pl

Czytaj również:

Wizje
i
Zbigniew Libera, „Wyjście ludzi z miast”, 2010 r.; zdjęcie: Zbigniew Libera, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons
Przemyślenia

Wizje

Stach Szabłowski

Świat zmierza w nieznaną stronę, a może nawet zupełnie tyłem do kierunku jazdy. A co, jeśli jedyną nadzieją na przetrwanie ludzkości jest sztuka?

Czy kiedyś wreszcie wszyscy staniemy się artystkami i artystami, jak przewidywał Joseph Beuys? Niemiecki szaman sztuki rzucił tę myśl w latach 70. ubiegłego wieku, a w następnej dekadzie umarł. Czy nadzieja na społeczeństwo osób artystycznych została pogrzebana wraz z ciałem nieodżałowanego Beuysa? Niekoniecznie, a nawet wręcz przeciwnie. Doczekaliśmy czasów, w których wszystko jest możliwe! Pytania o to, kim będziesz, gdy dorośniesz, kim, gdy się zestarzejesz, ba, kim będziesz w przyszłym roku, znów są ciekawe – nie ma już bowiem na nie odpowiedzi formułowanej przez bezapelacyjne przeznaczenie, występujące czasem pod innymi nazwami, takimi jak materializm historyczny, niewidzialna ręka rynku czy koniec historii. A więc czy wciąż będziemy za rok, dwa lata, dziesięć lat konsumentkami i konsumentami? Wydawało się, że – chcemy czy nie – jesteśmy na tę kondycję dożywotnio skazani. Ale dziś nie jest to już takie pewne, bo chyba nikt nie wierzy, że dobra konsumpcyjne naprawdę są niewyczerpane. Czy będziemy jeszcze suwerenem i elektoratem w demokratycznym systemie politycznym? Oj, nie dałbym za to nie tylko głowy, ale nawet paznokcia! A może będziemy osobami uchodźczymi? Albo artystycznymi? Powiedzmy szczerze: to wcale nie jest wykluczone.

Czytaj dalej