Poczta dziś
i
ilustr. Joanna Grochocka
Pogoda ducha

Poczta dziś

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Odbierałem przesyłkę, kiedy listonosz wziął mnie znienacka, wystarczył tylko moment nieuwagi: 

– Jak pan myśli, czym jest moralność w kontekście grawitacji? – zapytał.

Jak zwykle w takich chwilach, gwałtowanie wyrwany ze swojego zamyślenia, nie potrafiłem udzielić zadowalającej odpowiedzi; poczułem zakłopotanie, ale szczęśliwie zorientowałem się, że postawienie tego pytania było wyłącznie pewnego rodzaju grą, bo tak naprawdę listonosz poznał odpowiedź, zanim do mnie przyszedł, dlatego uspokoiłem się i usłyszałem:

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Myślę, że chodzi w tym wszystkim o następującą zasadę: człowiek musi być dobry jak Bóg. Bóg stwarza prawa rządzące światem, ale im nie podlega. Jeśli człowiek naśladuje Boga, staje się Mu podobny i eo ipso jakiekolwiek prawa fizyczne przestają go obowiązywać.

Chwilę medytowałem w milczeniu nad tymi sformułowaniami, patrząc mu w oczy i trzymając swoją przesyłkę. Listonosz dodał na koniec, dla efektu:

– I na tym polega lewitacja.

To wtedy zauważyłem, że jego podeszwa delikatnie unosi się nad wycieraczką.

Podziękowałem mu i zamknąłem drzwi.

Czytaj również:

Nuda
i
„Młodość”, Frederick Carl Frieseke, 1926 r., Los Angeles County Museum of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Opowieści

Nuda

Łukasz Nicpan

Prawdziwą nudę poznałem w Radomsku, w ceglanym domu dziadków, u których co roku spędzałem wakacje. Całe dwa miesiące w czteroizbowym domu z gankiem pośród ogrodu pełnego kwiatów, malin, jaśminów, krzewów porzeczek i agrestu. Codziennie te same lwie paszcze, malwy, maliny, jaśminy, porzeczki i agrest. W sadzie dojrzewały renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie. Codziennie te same renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie.

W biblioteczce dziadka stały cztery książki po niemiecku, bez obrazków, a po polsku – tylko dwa tomy encyklopedii Orgelbranda. Jedyną książeczkę, jaką przywiozłem ze sobą z Łodzi, rymowaną opowiastkę o amerykańskim milionerze, umiałem już na pamięć. Miała tytuł Mister Twister. Na pamięć znałem nawet nazwisko jej autora. Nazywał się S. Marszak.

Czytaj dalej