Perspektywa
i
Melancholijna kurtyzana (ok. 1750, Indie)/ Zbiory Met Museum
Doznania

Perspektywa

Marcin Orliński
Czyta się 2 minuty

Świat istniał i z pewnością był szalenie intensywny.
Rankiem ludzie wpadali zdyszani do swoich biur,
a zapach czarnej kawy rozbudzał w nich marzenia
o Peru albo Brazylii. Podczas spotkań firmowych
żartowali, opowiadali o nurkowaniu i skokach
ze spadochronem. Ach, ileż było w nich życia!

Potem szli na drugie śniadania, lunche i obiady.
Zamawiali aromatyczne dania, popijali zieloną
herbatą albo lemoniadą. Egzotyczne smaki
wybuchały w ich ustach. Problemy biznesowe
same się rozwiązywały. Uśmiechali się szczerze,
a ich oblicza łagodniały pod wpływem endorfin.

Po pracy wstępowali do galerii handlowych.
Koszule, bluzki i sukienki z wyprzedaży zachęcały
niewiarygodnie pięknymi krojami i wzorami.
Przejeżdżając po nich dłonią, wyczuwali chłodną
fakturę zwiewnego materiału, w którym kryły się
obietnice podróży, dalekie hotele, święta.

Po całym tygodniu ruszali do klubów, restauracji
i dyskotek. Pili wino, piwo i wódkę. Prześcigali się
w opowiadaniu historii i rzucaniu żartów. Mężczyźni
stawali się jakby przystojniejsi, kobietom zaokrąglały
się kształty. Czas się zatrzymywał, chwile trwały.
Świat rósł i jaśniał pod rozgwieżdżonym niebem.

A potem wracali do domów, kochali się ze sobą
pod prysznicem albo na kuchennym stole.
Na koniec wypalali wieczornego papierosa. Krew
pulsowała w ich żyłach, dostarczała tlen do oszalałych
komórek. Życie wydawało się pełne, czasem
straszne, owszem, ale na pewno pełne.

Byłem w tych wszystkich miejscach: w galeriach,
klubach nocnych, biurowcach i restauracjach. Ale
obrazy, dźwięki i zapachy nie poruszały mnie.
Wino nie miało aromatu, jedzenie smakowało ziemią.
Świat wydawał się przezroczysty, a ja patrzyłem
przez przedmioty w zimny i pusty kosmos.

Czytaj również:

Dawnych rejwów czar
i
Marcelo Zammenhoff, sonax 2, lata 90.
Opowieści

Dawnych rejwów czar

Iza Smelczyńska

Wystawa 140 uderzeń na minutę w Muzeum nad Wisłą prezentuje związki pomiędzy kulturą rave’u a sztuką współczesną w Polsce w latach 90. Z Mateuszem Kazulą – współautorem instalacji Manieczki Dance Mission oraz didżejem badającym historię kultury klubowej rozmawia Iza Smelczyńska.

Iza Smelczyńska: Jak transformacja ustrojowa początku lat 90. wpłynęła na muzykę klubową? Czy nastroje społeczne u progu kapitalizmu odbijały się w imprezach rave’owych: w mocnym, prostym beacie, oślepiającym świetle stroboskopu, transie?

Mateusz Kazula: „Drugie lato miłości” w Wielkiej Brytanii, czyli lata 1988–1989, to początki kultury rave’u oraz eksplozja popularności acid house’u. W pewnym sensie była to odpowiedź na twarde rządy Margaret Thatcher oraz wszelkie niepokoje lat 80. Mimo ogólnoświatowej gospodarczej prosperity, szybkiego rozwoju technologicznego czy wysokiej konsumpcji kokainy świat wciąż był podzielony na dwa wrogie imperia. Upadek muru berlińskiego był bardzo euforycznym momentem nie tylko dla Niemców, ale i całej Europy. Berlin, ze względu na swoją specyficzną atmosferę i historię, szybko stał się jednym z pionierskich ośrodków rozwoju sceny klubowej oraz muzyki elektronicznej. Imprezy techno pozwalały w inny, bardziej abstrakcyjny sposób celebrować poczucie „wspólnotowości”, jednocześnie były też formą ucieczki od dawnych konserwatywnych norm. Polska, szczególnie w dużych miastach, wciąż jednak była głęboko zanurzona w kulturze rockowej, łączącej środowiska opozycyjne i studenckie. Na festiwalu w Jarocinie gwizdano na syntezatory, a kultowa Trójka nigdy naprawdę nie doceniała takich zespołów, jak New Order. Stąd w latach 90. powstało wiele stereotypowych określeń – na muzykę elektroniczną mówiono „rąbanka”, a jej słuchaczy nazywano „dyskomułami”. Oczywiście na drugim biegunie byli tacy twórcy, jak Klaus Schulze czy Jean-Michel Jarre, ale w latach 80. „elektronika”, która docierała do Polski, to głównie synthpop w stylu Modern Talking, odbierany jako zepsuty, zachodni, koniunkturalny pop. Trochę inaczej sytuacja wyglądała na wsi, tam „prosta elektronika” łatwiej trafiała pod strzechy i rozwijała się sieć peryferyjnych dyskotek, które zamieniały się w klubowe kombajny – jak legendarny Ekwador w Manieczkach.

Czytaj dalej