Przemyślenia

Osobiste pamiętniki dźwiękowe

Czyta się 7 minut

„Nie chcielibyśmy używać słowa rodzinny, ale ludzie tutaj są skazani na siebie przez kilka dni, spędzają festiwal w pięknych górach, przebywają blisko z artystami, uczestniczą w dyskusjach.” O odbywającym się w Sokołowsku festiwalu Sanatorium Dźwięku, Filipowi Lechowi, opowiadają jego kuratorzy – Zuzanna Fogtt i Gerard Lebik.

To już piata edycja Sanatorium Dźwięku. Jak zmieniło się od tego czasu Sokołowsko?

Zuzanna Fogtt: Największą zmianą, jaką można zaobserwować w Sokołowsku, jest budowanie publiczności. Sokołowsko coraz gęściej nasyca się substancją ludzką, jest tu coraz więcej turystów i wyspecjalizowanej publiczności. Coraz więcej osób organizuje sobie tutaj konferencje naukowe i inne wydarzenia kulturalne. Idea ośrodka kulturotwórczego, ośrodka procesu się sprawdza.        Sokołowsko jest zdane na siebie. Wszystko jest w rękach prywatnych osób, nie ma tu dużych przedsięwzięć organizowanych przez władze regionu – oprócz dróg i kanalizacji. Nie powstały pensjonaty. Zmienia się tkanka ludzka, przyjeżdża tu na stałe dużo ludzi o twórczych zawodach. Mieszkańcy zaczęli bardziej dbać o kamienice, subtelnie się rewitalizują (w dobrym tego słowa znaczeniu).

Czym zajmujecie się oprócz Sanatorium?

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich trzech treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

ZF: W 2017 roku, jako Fundacja In Situ, założyliśmy kino studyjne. Rodziny przyjeżdżają na seanse, które odbywają się od południa. Prowadzimy tam edukację kulturalną, staramy się kształtować świadomość i gust młodego widza.

Gerard Lebik: Poza sezonem festiwalowym staramy się prowadzić normalną działalność: organizować koncerty, wystawy, performanse i rezydencje. To bardzo duże wyzwanie, w końcu Sokołowsko jest wioską, turyści przyjeżdżają tylko weekendami. Organizujemy Festiwal Sztuki Efemerycznej „Konteksty”, Festiwal Filmowy „Hommage à Kieślowski” i oczywiście Sanatorium Dźwięku. To wydarzenia, na które przyjeżdża 300-400 osób.

ZF: Cały czas mamy do czynienia z artystami, którzy nasycają sokołowską tkankę swoją aktywnością, intelektem, pomysłem. Dlatego wracają do nas turyści – pytają się czy mogą znaleźć, obejrzeć coś nowego. 

GL: Sokołowsko od momentu, kiedy Fundacja In Situ zaczęła tam funkcjonować, przyciąga do siebie ludzi kultury, sztuki, nawet naukowców, którzy wprowadzają się tu, żeby tworzyć rodzaj intelektualnej komuny. To pewnie złe słowo, może pasowałoby socjo-zdarzenie?

Jak opowiedzielibyście o muzyce, którą możemy usłyszeć na Sanatorium Dźwięku? Chciałbym tylko uniknąć muzycznej nowomowy, terminów zrozumiałych tylko przez artystów, krytyków i grupkę wytrwałych melomanów.

GL: Robimy festiwal poszukujący nowego języka, nowej estetyki. Staramy się słuchać muzyki z całego świata, śledzić nowe trendy i sprowadzać artystów, którzy są wyraźni w tworzeniu nowych jakości muzycznych.

ZF: Zapraszamy artystów, którzy działają na polu dźwięku, ale używają narzędzi, które często nie kojarzą się z klasycznym koncertem. Zapraszamy ich na dłuższe rezydencje do Sokołowska, żeby mogli zapoznać się z tą przestrzenią i działać w jej kontekście: architektury, przyrody. Publiczność może spotkać się z nieoczywistą prezentacją dźwięku poprzez instalacje, działania performatywne, spacery dźwiękowe, intermedialność…

GL: Z przedziwną, nieoczywistą technologią, która pozwala na stworzenie innej jakości dźwięku, nowego doznania dźwiękowego.

Jakich niecodziennych środków używali artyści na Sanatorium Dźwięku?

ZF:  Stephen Cornford użył kilkudziesięciu dyktafonów, którymi nagrywał odgłosy ptaków w Sokołowsku.

GL: Lucio Capece używał głośników latających na balonach po parku.

ZF: Martin Howse pozyskiwał dźwięk z kryształów.

W jakich przestrzeniach odbywają się koncerty?

ZF: Część koncertów odbywa się w Kinoteatrze Zdrowie, mamy tu zachowaną XIX-wieczną scenę, orkiestron, sala mieści około 300 osób. Dysponujemy też dobudowaną współcześnie do dawnego sanatorium salą multimedialną; to miejsce bez okien, dedykowane muzyce elektronicznej, elektroakustycznej, ale też prezentacji galeryjnej. Zapraszamy artystów do działań z ruinami byłego sanatorium. W tym roku w czarnej sali – wyjątkowo pięknej, z zachowanym stropem kasetonowym – z maszynami dźwiękowymi wykonanymi specjalnie dla tej przestrzeni przez Pawła Romańczuka (znanego z grupy Małe Instrumenty).

GL: W parku odbywa się wiele działań performatywnych. Część działań wychodzi w naturę: do lasu, rzeki, w Góry Suche.

ZF: Nie wszyscy artyści mają wcześniej szansę przyjechać do Sokołowska i wybrać swoje miejsce, dlatego wiele wydarzeń nawet dla nas jest niespodzianką, odbywa się w nieprzewidzianym przez nas miejscu.

Czy inspirowaliście się innymi festiwalami? Odwiedziliście kiedyś wydarzenie, które przypominało wam Sanatorium Dźwięku?

GL: To zdecydowanie autorska wizja, łącząca wiele gatunków: muzykę współczesną, eksperymentalną, noise, sound art. Pokazujemy zjawiska interesujące w kontekście samego dźwięku, nie zależy nam na konkretnych gatunkach muzyki.

ZF: Najpierw spotkaliśmy się jako ludzie. Źródłem tego festiwalu jest moja pasja produkowania kultury, pasja Gerarda do muzyki i nasze zakochanie. Podjęliśmy takie wyzwanie, to dziecko naszych pasji.

GL: Oczywiście nie robimy tego zupełnie sami, w produkcji i programowaniu tego festiwalu pomaga nam kilka osób – mamy nadzieję, że będzie nas coraz więcej. I że Sanatorium Dźwięku będzie ulubionym festiwalem każdego ministra kultury.

Odbieraliście dzisiaj z lotniska Aki Ondę, japońskiego artystę, który będzie tegorocznym rezydentem Sanatorium. Opowiecie o nim coś więcej?

ZF: Poznaliśmy się bliżej z Akim Ondą dwa lata temu w Nowym Jorku, byliśmy na wielu jego występach. W ciągu tygodnia stworzy projekt dedykowany Sokołowsku. Będzie nagrywał na kasety fonie z Sokołowska, które później będzie dekonstruował.

GL: Aki prowadzi projekt Casette Memories polegający na tworzeniu osobistych pamiętników.

ZF: To ciekawe, bo Aki Onda pochodzi z zupełnie innej kultury. Pamięć Sokołowska jest bardzo różnorodna, skomplikowana i krótka – pobyt Polaków w Görbersdorfie rozpoczął się dopiero po II wojnie światowej. Jestem ciekawa jaką pamięć zarejestruje, jakie pytania postawi.

Przyjedzie też Keith Rowe. Nie trzeba przedstawiać tej postaci słuchaczom muzyki eksperymentalnej, ale może opowiecie o nim czytelnikom „Przekroju”?

GL: To facet, który stworzył gatunek nazywany Electroacoustic Free Improv. Razem z Johnem Tilburym i Eddiem Prévostem, siedząc w Londynie stworzyli nowy język muzyczny, w opozycji do tego, co działo się w Stanach Zjednoczonych. Jest obecny na scenie 50 lat. Dla mnie jest mistykiem – jeśli chodzi o czas, przestrzeń i jakość dźwięku.  

ZF: To ojciec chrzestny naszego festiwalu, gościmy go kilkukrotnie w ciągu roku, wchodzi w interakcje z różnymi artystami.

Co będzie robiła Martyna Poznańska?

GL: Martyna Poznańska zajmuje się field recordingiem i sztuką multimedialną. Myślę, że występ w Sokołowsku będzie miksem jej osobistych przemyśleń i doświadczeń. Jej performans nazywa się „Requiem for a Fly” – to rytuał wykonywany przy użyciu spreparowanych zwłok much, wiersza i nagrań terenowych. Wynika z poczucia bezsilności wobec obecnego stanu politycznego na świecie. Jednocześnie jest poetycką refleksją na temat znaczenia życia wobec jego nieistotności. Pokazuje rolę i potrzebę żałoby i zrozumienia straty.

A oprócz tego? Na co najbardziej czekacie?

GL: Na wszystko. 

Jakie są wasze marzenia związane z Sanatorium Dźwięku?

ZF: Gościliśmy ponad stu artystów, ale najbardziej zależy nam na rezydentach. Moim marzeniem jest kontynuować i poszerzać programy rezydencyjne dla kompozytorów, artystów dźwiękowych i kuratorów, którzy tworzyliby projekty dedykowane festiwalowi.

GL: Potem chcielibyśmy pokazywać je w innych krajach, innych ośrodkach. Poza tym moim marzeniem jest mieć tyle hajsu, żeby nie mieć żadnych ograniczeń.

ZF: Moim marzeniem jest, żeby nasz syn, który pojawi się niedługo na świecie, nie został jedną wielką instalacją dźwiękową. 

GL: Albo artystą.

 

Festiwal Sanatorium Dźwięku odbędzie się w Sokołowsku w dniach 17-19 sierpnia 2018 r. 

Czytaj również:

Przeciw obojętności
i
Zdjęcie z planu "Trzy kolory: Czerwony", dzięki uprzejmości Archiwum Twórczości Krzysztofa Kieślowskiego i Piotra Jaxy
Przemyślenia

Przeciw obojętności

Mateusz Demski

Festiwal Hommage à Kieślowski jest niepodobny do niczego, co zaznaczyłem sobie w kalendarzu imprez filmowych.

Atmosfera Sokołowska to zaprzeczenie niespokojnej gonitwy przez nakładające się na siebie projekcje i wydarzenia, to ucieczka od wieczornych bankietów, wrzawy, zgiełku w miejsce, gdzie życie ludzi zatrzymało się w innym świecie, o którym czytałem kiedyś w Czarodziejskiej górze. To niby mała przygraniczna mieścina i mała impreza – jeden kinoteatr, który pamięta dwa poprzednie stulecia. Po drugiej stronie ulicy jedna mała kawiarenka obok drugiej. Festiwal nie stara się przyciągać magią wielkich, najgorętszych nazwisk. Wyjątkowość Sokołowska i środek jego ciężkości leżą gdzie indziej. Widzowie zyskują tam wrażenia, doznania i przemyślenia zupełnie innego formatu.

Czytaj dalej