O rzucaniu palenia
i
Joanna Grochocka
Rozmaitości

O rzucaniu palenia

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Na początku sądziłem, że nie zaszkodzi spróbować. Zupełnie nie przeczuwałem tego wszystkiego, co to za sobą pociągnie. To zresztą podręcznikowa historia, której ogólny schemat zna każdy – otóż przeprowadziłem się do większego miasta i wpadłem w inne środowisko: nowi znajomi, nowe twarze, nowe głosy… Ciągle słyszałem: "Spróbuj, poczujesz się lepiej".

            No i spróbowałem, choć cały czas przecież czułem się nieswojo, jak gdybym zdradzał dawne ideały. Byłem jeszcze młody i głupi.

            Krótko mówiąc, zacząłem rzucać palenie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

            Zmieniłem nawyki, przestałem wychodzić na balkon. Piłem dużo wody i czytałem Bohatera o tysiącu twarzy, aby brać przykład z różnych mitologicznych postaci. Trenowałem własną wolę i roiłem o jej potędze. Wyobrażałem sobie siebie – to żenujące, ale jeśli mam być szczery, muszę to wyznać – jako samuraja…

            Nagle stało się. Minęło pół roku – pół roku nie palenia. Chyba rzuciłem na dobre.

            Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę się już wrócić. Widzę na ulicy tych wszystkich, którzy dymią na lewo i prawo, i wiem, że nie należę już do tego świata. Próbowałem kilka razy przekroczyć granicę, lecz bez skutku: krztuszę się i niedobrze mi, wyrzucam papierosa po dwóch zaciągnięciach.

            Moje ciało postawiło barierę, która jest nie do przeskoczenia.

            Teraz jeżdżę na rowerze, chodzę na basen, pachnę przyjemnie albo nie pachnę w ogóle.

Od czarodziejskiego, zamyślonego świata kłębów oddziela mnie gruba, niewidzialna i nieznośna szyba, o którą cały czas rozbijam sobie nos.

Czytaj również:

Świat: system otwarty
i
Hilma af Klint, „The Ten Largest, No. 2, Childhood”, 1907 via Wikimedia Commons
Wiedza i niewiedza

Świat: system otwarty

Ryszard Kulik

Tak jak w fizyce cząstek elementarnych wątpliwości budzi pojęcie niezależnej, wyodrębnionej jednostki fizycznej, tak na gruncie biologii problematyczne jest istnienie niezależnego organizmu. Mimo że każdy organizm żywy wyróżnia się własnymi, odmiennymi od innych cechami oraz zachowuje względną autonomię, to jednak granice między nim a środowiskiem nie są tak wyraźne, jak bylibyśmy skłonni przypuszczać.

Nic, co istnieje, nie jest wyłącznie samo w sobie. Raczej współistnieje, przenika, zależy, wchodzi w relacje z innymi elementami określonego układu. Nic nie jest samotne. Wszystko jest związane z całą resztą i od niej zależne. David Brower w eseju poświęconym ekologicznej jaźni zadaje pytanie: „Z czego składa się kondor?”. W odpowiedzi podkreśla, że pióra, kości, mięśnie i narządy wewnętrzne stanowią zaledwie jego 5%. Co tworzy pozostałe 95% kondora? Otóż tym czymś jest miejsce. Kondor składa się również ze skał, z gór, potoków, urwistego wybrzeża, wiejących wiatrów, chmur i całego mnóstwa innych, pozornie „niekondorowych” elementów.

Czytaj dalej