O rzucaniu palenia
i
Joanna Grochocka
Rozmaitości

O rzucaniu palenia

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Na początku sądziłem, że nie zaszkodzi spróbować. Zupełnie nie przeczuwałem tego wszystkiego, co to za sobą pociągnie. To zresztą podręcznikowa historia, której ogólny schemat zna każdy – otóż przeprowadziłem się do większego miasta i wpadłem w inne środowisko: nowi znajomi, nowe twarze, nowe głosy… Ciągle słyszałem: "Spróbuj, poczujesz się lepiej".

            No i spróbowałem, choć cały czas przecież czułem się nieswojo, jak gdybym zdradzał dawne ideały. Byłem jeszcze młody i głupi.

            Krótko mówiąc, zacząłem rzucać palenie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich trzech treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

            Zmieniłem nawyki, przestałem wychodzić na balkon. Piłem dużo wody i czytałem Bohatera o tysiącu twarzy, aby brać przykład z różnych mitologicznych postaci. Trenowałem własną wolę i roiłem o jej potędze. Wyobrażałem sobie siebie – to żenujące, ale jeśli mam być szczery, muszę to wyznać – jako samuraja…

            Nagle stało się. Minęło pół roku – pół roku nie palenia. Chyba rzuciłem na dobre.

            Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę się już wrócić. Widzę na ulicy tych wszystkich, którzy dymią na lewo i prawo, i wiem, że nie należę już do tego świata. Próbowałem kilka razy przekroczyć granicę, lecz bez skutku: krztuszę się i niedobrze mi, wyrzucam papierosa po dwóch zaciągnięciach.

            Moje ciało postawiło barierę, która jest nie do przeskoczenia.

            Teraz jeżdżę na rowerze, chodzę na basen, pachnę przyjemnie albo nie pachnę w ogóle.

Od czarodziejskiego, zamyślonego świata kłębów oddziela mnie gruba, niewidzialna i nieznośna szyba, o którą cały czas rozbijam sobie nos.

Czytaj również:

Służba duchom
i
Hector Hyppolite, „Damballah La Flambeau”, ok. 1945–1948; źródło: Wikipedia; domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Służba duchom

Tomasz Wiśniewski

W kulturze zachodniej opętanie postrzegamy raczej w kategoriach psychopatologicznych. Tymczasem w społeczności Haitańczyków to fundamentalny element życia społecznego.

Według badań etnograficznych – prowadzonych przez Erikę Bourguignon w latach 70. XX w. – obejmujących 488 społeczeństw z całego globu 437 spośród nich miało zinstytucjonalizowane wzorce osiągania odmiennych stanów świadomości. Z tego aż 252 przypadki polegały na opętaniu: nawiedzeniu przez bóstwo, duchy, duchy zmarłych czy zwierząt. Rezultaty tych badań dają do myślenia, bo wskazują na pewną stałą, uniwersalną psychobiologiczną skłonność człowieka. Z porównań wynika, że to raczej nasza kultura, w której podobne zjawiska zostały zanegowane i zmarginalizowane – przynajmniej statystycznie rzecz biorąc – wyłamuje się z normy.

Czytaj dalej