O kocie, który myślał, że jest psem, i psie, który myślał, że jest kotem
i
„Odwaga to połowa sukcesu”, John Henry Dolph (domena publiczna)
Doznania

O kocie, który myślał, że jest psem, i psie, który myślał, że jest kotem

Isaac Bashevis Singer
Czyta się 5 minut

Żył kiedyś biedny wieśniak, który nazywał się Jan Skiba. Mieszkał z żoną i trzema córkami w chatce o jednej izbie i dachu krytym strzechą, z dala od wioski. W domu znajdowało się łóżko, ława i piec, lecz brak było lustra. Dla biednego wieśniaka lustro było luksusem. Na cóż lustro było potrzebne biednemu wieśniakowi? Wieśniaków nie interesuje ich wygląd.

Wieśniak ten miał w swej chacie psa i kota. Pies zwał się Burek, a kot po prostu Kot. Oba zwierzęta urodziły się w tym samym tygodniu. Choć wieśniak miał tak mało jedzenia dla siebie i swej rodziny, nie pozwolił głodować psu ani kotu. Ponieważ pies nigdy nie widział innego psa, a kot nie widział innego kota, gdyż widywały tylko siebie, pies myślał, że jest kotem, a kot, że jest psem. To prawda, że z natury nie były te zwierzęta do siebie podobne. Pies szczekał, a kot miauczał. Pies polował na króliki, a kot czaił się na myszy. Lecz czy wszystkie stworzenia tego samego gatunku muszą być podobne do siebie? Dzieci wieśniaka też nie były takie same. Burek i Kot żyły ze sobą dobrze i nieraz jadły z tej samej miski, próbowały nawet naśladować się nawzajem. Kiedy Burek szczekał, Kot próbował też szczekać, a kiedy Kot miauczał, Burek usiłował miauczeć. Kot czasem polował na króliki, a Burek próbował schwytać mysz.

Domokrążcy, którzy kupowali kozy, kurczęta, jajka, miód i cielęta oraz to wszystko, co można było dostać u chłopów, nigdy nie zaglądali do biednej chatki Jana Skiby. Wiedzieli, że Jan jest tak biedny, że nie ma niczego na sprzedaż. Jednak pewnego dnia jakiś domokrążca zawędrował tam przypadkiem. Kiedy wszedł do środka i zaczął wykładać swój towar, żonę i dzieci Jana Skiby olśniły błyskotki. Handlarz wyciągnął ze swego wora: żółte koraliki, fałszywe perły, blaszane kolczyki, pierścionki, broszki, kolorowe chusteczki, podwiązki i inne ozdoby. Lecz kobiety najbardziej zachwyciły się lustrem w drewnianej ramie. Zapytały handlarza, ile kosztuje, a on odpowiedział, że pół guldena. Było to mnóstwo pieniędzy dla biednego wieśniaka. Po chwili żona Jana Skiby, Marianna, zaproponowała handlarzowi, że będzie płacić za lustro pięć groszy co miesiąc. Domokrążca wahał się przez chwilę. Lustro zajmowało zbyt dużo miejsca w jego torbie i zawsze było ryzyko, że może się stłuc. Zdecydował, że przyjmie tę ofertę. Wziął pięć groszy jako pierwszą ratę i zostawił lustro w tym domu. Często odwiedzał tę okolicę i wiedział, że rodzina Skibów jest uczciwa. Był pewien, że powoli odzyska swe pieniądze i jeszcze na tym zarobi.

Lustro wywołało w chacie poruszenie. Marianna i jej dzieci rzadko dotąd przypatrywały się sobie. Zanim nabyli lustro, oglądały swe odbicie jedynie w beczce wody stojącej przy drzwiach. Teraz mogły dokładnie przeglądać się i zaczęły na swych twarzach wynajdywać usterki, których dotąd nie zauważały. Marianna była ładna, lecz brakowało jej przedniego zęba i czuła, że to ją szpeci. Jedna z córek odkryła, że ma perkaty i zbyt szeroki nos, druga — że jej broda jest za wąska i za długa, a trzecia — że ma twarz usianą piegami. Jan Skiba też spojrzał w lustro i nie spodobały mu się grube wargi i zęby, wystające jak u barana. Tego dnia kobiety mieszkające w tym domu były tak pochłonięte lustrem, że nie ugotowały kolacji, nie posłały łóżek i zaniedbały wszystkie domowe obowiązki. Marianna słyszała o dentyście mieszkającym w wielkim mieście, który może wstawić brakujący ząb, lecz to było kosztowne. Dziewczęta próbowały pocieszać się, że i tak są dość ładne i znajdą adoratorów, lecz nie były tak wesołe jak przedtem.

Opanowała je próżność miastowych dziewcząt. Ta, która miała za szeroki nos, próbowała ściskać go palcami, aby go zwęzić, druga, o zbyt długiej brodzie, uciskała ją pięścią, by ją skrócić, a trzecia, piegowata, zastanawiała się, czy w mieście nie ma jakiejś maści, która mogłaby usunąć piegi. Lecz skąd zdobyć pieniądze na opłatę podróży do miasta? A co z pieniędzmi na zakup tej maści? Po raz pierwszy rodzina Skibów silnie odczuła swą biedę i zazdrościła bogatym.

Domownicy ludzie nie byli jedynymi poszkodowanymi. Psa i kota też zaniepokoiło lustro. Chatka była niska i lustro zawieszono tuż nad ławą. Po raz pierwszy, gdy kot wyskoczył na ławę i zobaczył swe odbicie w lustrze, strasznie się zdziwił. Nigdy dotąd nie widział takiego zwierzęcia. Kot nastroszył wąsy i zaczął miauczeć na widok swego odbicia, uniósł też ku niemu swą łapkę. Wkrótce pies wyskoczył na ławę, a kiedy zobaczył drugiego psa, oszalał ze złości i dostał szoku. Szczekał na tamtego psa i wyszczerzał zęby, lecz drugi pies odszczekał mu i też pokazał swe kły. Tak wielka była rozpacz Burka i Kota, że po raz pierwszy rzucili się na siebie. Burek ugryzł Kota w kark, a Kot prychał, pluł na niego i podrapał mu pysk. Zwierzęta zaczęły krwawić, a widok krwi tak je podniecił, że omal nie pokaleczyły się i nie pozabijały. Domownicy ledwie zdołali je rozdzielić. Ponieważ pies jest silniejszy od kota, trzeba było uwiązać Burka na dworze. Wył przez cały dzień i noc. W tej udręce pies i kot przestały jeść.

Kiedy Jan Skiba zobaczył, jakie rozprzężenie spowodowało lustro w jego domu, postanowił, że nie jest ono potrzebne jego rodzinie.

— Po co patrzeć na siebie — rzekł — kiedy można oglądać i podziwiać niebo, słońce, księżyc, gwiazdy oraz ziemię i jej wszystkie lasy, łąki, rzeki i rośliny.

Zdjął lustro ze ściany i schował je do drewutni. Kiedy domokrążca przyszedł po swą miesięczną ratę, Jan Skiba zwrócił mu lustro i zamiast tego kupił dla kobiet chustki i pantofle. Kiedy zniknęło lustro, Burek i Kot zaczęły zachowywać się normalnie. Burek znów myślał, że jest kotem, a Kot był pewien, że jest psem. Mimo usterek urody, które odkryły u siebie, dziewczęta dobrze wyszły za mąż. Wiejski ksiądz, usłyszawszy, co zdarzyło się w domu Jana Skiby, powiedział:

— Lustro ze szkła ukazuje tylko cielesną powłokę. Prawdziwy obraz człowieka jest odbiciem jego chęci pomagania sobie, swej rodzinie i, w miarę możności, wszystkim, z którymi się styka. Takie zwierciadło pokazuje prawdziwą duszę człowieka.

Tekst pochodzi z numeru 2190/1987 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Psy jak malowanie
Opowieści

Psy jak malowanie

Aleksandra Galewska

Redakcyjna ekspertka od psich zachowań postanowiła sprawdzić, co na ich temat wiedzieli mistrzowie dawnego malarstwa. Okazuje się, że…

Psy, pomijając te starsze i schorowane, z natury są raczej ruchliwe. Im więcej dzieje się blisko nich, tym bardziej są niespokojne, czujnie obserwują sytua­cję wokoło. Dźwięki, ruch, zwłaszcza tuż obok, sprawiają, że czujność psa jest wyostrzona. Bardzo możliwe, że to dzięki instynktowi przetrwania, wyuczonym odruchom, które pozwalają im uniknąć nieprzyjemnych doznań, gdy znajdują się wśród dużej liczby ludzi: szturchnięć, nadepnięć, popchnięć. Właśnie z powodu nadmiernej czujności psy wolą spać w grupie, blisko siebie – mogą wtedy odpocząć, bo zawsze któryś siedzi na posterunku.

Czytaj dalej