Nos a świat ducha
i
ilustr. Joanna Grochocka
Rozmaitości

Nos a świat ducha

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Nos jest miejscem, w którym świat zewnętrzny łączy się ze światem wewnętrznym. To jedyne przekonujące wyjaśnienie delikatności tego organu.

Człowiek święty, przepełniony wewnętrzną harmonią nie pamięta o nosie, zapomina o jego istnieniu. Uzmysławia to wszystko fenomen kichania: jedna drażliwa myśl lub emocja potrafi poderwać całe ciało i ogłuszyć sąsiedztwo… Na ogół szok wywołany tą niespodziewaną eksplozją niszczy pamięć o rzeczywistej przyczynie: mówimy wtedy o kurzu, choć bardziej prawdopodobne jest, że przez tę jedną chwilę pojawiło się w nas zbrodnicze pragnienie.

Katar to przejaw pesymizmu. Ja sam znałem wielu filozofów, którzy „nie godzili się na zastaną rzeczywistość”. I tak, mieli przerażające nochale, ogromne kulfony jak kalafiory, wiecznie zasmarkane.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Niemniej najbardziej interesująca z naukowego punktu widzenia wydaje się wiosenna alergia. Choć ludzkość nie ma z tym zbyt wiele wspólnego, bo ten dramat dzieje się poza nami. Cykliczność tego zjawiska ma swoje uzasadnienie nadnaturalne (nie rozumiejąc wieczności, rozkładamy ją na części, którym przyglądamy się w nieskończoność) – otóż jak co roku (według naszych pojęć) w świecie duchowym archanioły prowadzą walkę o czyjeś wyzwolenie ze świata materii. I gdy ma to miejsce, krewni takiej osoby wyczuwają to nosem.

To zdumiewające, jak uboga jest światowa literatura poświęcona tym zagadnieniom.

Czytaj również:

Nuda
i
„Młodość”, Frederick Carl Frieseke, 1926 r., Los Angeles County Museum of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Opowieści

Nuda

Łukasz Nicpan

Prawdziwą nudę poznałem w Radomsku, w ceglanym domu dziadków, u których co roku spędzałem wakacje. Całe dwa miesiące w czteroizbowym domu z gankiem pośród ogrodu pełnego kwiatów, malin, jaśminów, krzewów porzeczek i agrestu. Codziennie te same lwie paszcze, malwy, maliny, jaśminy, porzeczki i agrest. W sadzie dojrzewały renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie. Codziennie te same renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie.

W biblioteczce dziadka stały cztery książki po niemiecku, bez obrazków, a po polsku – tylko dwa tomy encyklopedii Orgelbranda. Jedyną książeczkę, jaką przywiozłem ze sobą z Łodzi, rymowaną opowiastkę o amerykańskim milionerze, umiałem już na pamięć. Miała tytuł Mister Twister. Na pamięć znałem nawet nazwisko jej autora. Nazywał się S. Marszak.

Czytaj dalej