Kiedy wczoraj stałem pod budynkiem dworca, byłem naprawdę zły: opóźnienie pociągu przekraczało wszelkie wyobrażalne granice. Kląłem w duchu jak nieprawdopodobnie wpieniony szewc i właśnie miała nastąpić spektakularna kulminacja mojego oburzenia – zamierzałem bowiem poczęstować kopnięciem butelkę plastykową, która leżała na chodniku – lecz spostrzegłem, że oto zbliża się do mnie jakiś lowelasik o obłudnych oczkach, w spodniach do golfa z czystej wełny, żakardowej marynarce z szalowymi klapami i w lakierowanych mokasynach.
– Dobry człowieku – powiedział – Czy mogę zająć chwilkę?
– Daj mi pan spokój – warknąłem.
– A czy mogę mieć prośbę? – spróbował inaczej.
Z ostatniej chwili!
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?
– A w takim razie zamieniam się w słuch – wycedziłem.
– Ja po prostu zbieram na wino.
Obrzuciłem jegomościa najchłodniejszym spojrzeniem, na jakie tylko stać kogoś z reprezentowanej przeze mnie klasy społecznej, kto znajduje się w takim, a nie innym stanie emocjonalnym.
– Czy byłby pan łaskaw coś mi dorzucić? – zapytał, pokazując swoją dłoń, w której na oko znajdowało się jakieś kilkaset złotych i tylekroć euro i dolarów.
– A co pan za sikacza pijesz? – zapytałem nieżyczliwie, krzywiąc się i nie kryjąc pogardy.
– Najchętniej białe ze słynnego regionu winiarskiego w Bordeaux pod warunkiem, że rocznik nie jest późniejszy niż 1989.
– Czyli jest pan komunistą? – zapytałem i wybuchnąłem szatańskim śmiechem.
Ale szybko się uspokoiłem, żeby pokręcić nosem, potem głową, jednocześnie udając, jak robi mi się niedobrze, jak zbiera mi się na wymioty.
– Pomogę, ale to ostatni raz, bo nie znoszę siarki – powiedziałem i dokonałem przeglądu zawartości swych kieszeni. – Pan raczy wybaczyć, ale mam same drobne.
–To chodźmy do bankomatu, mam czas – odpowiedział.
– Ależ pan uprzejmy – zasyczałem.
Wypłaciłem dwa tysiące złotych i wręczyłem mu, mówiąc, żeby się wypchał. Przeklęty elegancik wziął pieniądze, grzecznie dziękując, odwrócił się i zniknął.
Poczułem, że mam dość, naprawdę dość, dlatego pobiegłem do kasy, aby zwrócić bilet, i to właśnie wtedy wyszło na jaw, że popełniłem całą serię fatalnych pomyłek: że wyjazd dopiero jutro; że wyjazd nie stąd, lecz skądinąd; że nie pociągiem, ale autobusem; że nie w tę, lecz w inną stronę; że podróżnym nie mam być ja, ale ktoś inny.
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!