Napisom, pohucom i zapomnom
i
fot. Marcin Koszałka
Przemyślenia

Napisom, pohucom i zapomnom

Joanna Rożen
Czyta się 19 minut

Marcin Koszałka przygotowuje się do nowego filmu „Przedpole”. Od kilku lat dokumentuje historię górali i góralszczyzny. Scenariusz, który pisze razem z Łukaszem M. Maciejewskim ma poruszać temat Goralenvolk.  

Do zespołu w roli współscenarzysty dołączył ostatnio Szczepan Twardoch.

Marcin czyta fragment świeżo napisanej sceny:

Wawel. Sala koronacyjna polskich królów. Dzień. Sala pusta i cicha. Do sali wchodzą górale. Górale ustawiają się pod jedną ze ścian. Rozglądają się. Otwierają się drzwi
na galerię. Wchodzi dwóch esesmanów w szarych mundurach. Otwierają się kolejne drzwi i naprzeciwko górali ustawia się Profesor i żołnierze SS w czarnych mundurach.
Na końcu dołącza G ubernator w białym mundurze, który trzyma w rękach synka. Dziecko z ciekawością przygląda się góralom. Z tłumu górali wychodzi Doktor. Doktor po niemiecku: „Maine Liebe Kameraden. Nasza wspólna historia trwa już dwieście pokoleń. Półtora tysiąca lat temu lud Ostrogotów zatrzymał się na tej ziemi, gdzie znalazł bezpieczną przystań. Jako potomkowie Getungów pragniemy przywitać was, bracia.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Joanna Rożen: Wiedza o tym, czym było Goralenvolk nie jest popularna. Nie boisz się awantury?

Marcin Koszałka: Za scenę na Wawelu nas rozszarpią.

Sprawa Goralenvolk nigdy nie dojdzie do tak zwanego oczyszczenia. Na czym miałby to oczyszczenie polegać? Kto miałby się do czego przyznać? Czy te rodziny, na przykład Krzeptowscy, Cukierowie, mieliby wystąpić w telewizji i powiedzieć: przepraszamy za naszych przodków? Że Wacek Krzeptowski został Goralenführerem, księciem góralskim?

Jest to sprawa niewygodna dla wszystkich stron.

Zakopane. Wizyta gubernatora Hansa Franka (1939) zbiory NAC
Zakopane. Wizyta gubernatora Hansa Franka (1939) zbiory NAC

Goralenvolk – to nazwa akcji germanizacyjnej na Podhalu w latach 1939-44. Jak to wyglądało w statystykach?

Jak podaje IPN między 25, a 30 tysięcy ludzi podpisało tą listę, a Szczawnica na przykład prawie w ponad 90 procentach. Nie można powiedzieć jednak, że to jest lista zdrady, czy volkslista. Górale mieli być osobnym narodem w strukturze III Rzeszy. Na spisie powszechnym górale zakreślali, że są narodem góralskim. Można było zakreślić Polak, Żyd, Cygan, Ukrainiec, Niemiec lub Góral. Ludzie chcieli zakreślać dwa – Góral i Polak. Ale musieli wybrać jedno. To było bardzo cwane ze strony Niemców.

Czy ten temat jest przepracowany już przez historyków?

O Goralenvolku powstały do tej pory dwie poważne książki: reportaż Krzyżyk niespodziany – Czasy Goralenvolku Pawła Smoleńskiego i Bartłomieja Kurasia. Wcześniej jeszcze historyk Wojciech Szatkowski, wnuk Henryka Szatkowskiego, twórcy ideologicznej koncepcji Goralenvolku, napisał Goralenvolk – Historia zdrady.

Kim byli główni liderzy Goralenvolku, o nich będzie film?

Henryk Szatkowski to w moim filmie to postać Doktora. Szatkowski nie był góralem. Pochodził z Krakowa, był doktorem prawa, walczył w legionach, znał sześć czy siedem języków, kochał góry, miał góralską żonę. To dramatyczna postać. Szatkowski działał społecznie dla Zakopanego, na przykład budował kolejkę na Kasprowy Wierch. Kochał górali i może nawet chciał być jednym z nich.

Po prostu chciał ich ocalić.

Powiedział im: Jeżeli się przyznacie do swojego pochodzenia, powiecie Niemcom, że rzeczywiście czujecie, że macie germańskie korzenie, to będzie ocalenie.  My musimy ocalić tą krainę. Jak będziemy wolni, to będziemy mogli inaczej.

Wątek poczucia wolności górali jest chyba dla ciebie najatrakcyjniejszy?

Historia góralszczyzny jest dramatyczna, a góral podhalański intrygujący. Przez krajobraz, przez te szczyty, te góry typu alpejskiego, skalne ściany, przez surowość życia, oni są trochę jak Indianie Ameryki Północnej. Mają ciekawe twarze, niesamowite kostiumy. Tańczą, mają superpower w tym tańcu, w tej swojej muzyce, kulturze, sztuce. Oni fascynują kolejnych władców. Za czasów polskich królów, byli co prawda poddanymi króla, ale byli niezależni. Pańszczyzny nie płacili, bo nie było z czego. Był głód, bieda i surowe warunki. Nie uprawiali rolnictwa, tylko myślistwo, potem się pojawił wypas owiec. Były trudności, żeby tam w ogóle przeżyć. Kompletnie odcięci od świata, żyli po swojemu. Nikt się za bardzo nimi nie przejmował, nikt tam nie jeździł.

Potem są zabory i przez sto lat Austria. Górale mówią po niemiecku, służą w armii cesarskiej, walczą na frontach, na przykład z Włochami w Dolomitach w regimencie górskim. Zresztą, w 1939 roku, gdy Hans Frank do nich przyjeżdża na Podhale z rewizytą po hołdzie wawelskim, to górale wyciągają z szafy po dwudziestu latach mundury CK: dogadaliśmy się z Austriakami, to się jakoś dogadamy z Niemcami. 

Zakopane. Występ taneczny górali dla żołnierzy niemieckich (1940) zbiory NAC
Zakopane. Występ taneczny górali dla żołnierzy niemieckich (1940) zbiory NAC

A polska moda na góralszczyznę?

To się zaczęło na przełomie wieków, kiedy pojawili się na Podhalu polscy artyści i zrobili sobie z górali element fetysza patriotycznego. W tej górskiej wolności jest wolność kraju, którego nie ma. Górale stają się wręcz symbolem wolności. Przyjeżdża Chałubiński i tworzy sanatoria. Zaczyna się moda na Zakopane. Do tego dochodzi młodopolskie zainteresowanie chłopem. Ale ten chłop jest jakiś dziwny. Bo to jest chłop wolny! Poza tym to przewodnik górski, który prowadzi panów na wysokie szczyty. Cepry same by nie weszły. I nagle robi się układ prawie partnerski, albo nawet więcej. Ci prości górale imponują panom. A jak już prowadzą ich na te szczyty, to opowiadają im legendy góralskie, grają muzykę. Twórcy eksploatują ich, biorą ile wlezie z tej kultury. Szymanowski spisuje nutki Bartusia Obrochty. Przyjeżdża tancerz z Paryża, który uczy się, jak tańczyć do „Harnasi”. Przyjeżdżają bogaci, którzy budują sobie wille – jak Stanisław Witkiewicz. I tworzy styl zakopiański. Potem arystokraci za ciężkie pieniądze budują sobie pensjonaty na tą modłę. Czyli pany kradną tym ludziom nawet domy. Jak przyjeżdżają państwo na wycieczkę, to pan sobie ubiera kapelusik góralski, a pani czerwone korale. I sobie idą w góry. Mam właśnie takie sceny w filmie.

Potem przyjeżdżają Niemcy i mówią, wy jesteście w jeszcze lepszej lidze. Wy gracie w Bundeslidze, a nie w Ekstraklasie. Macie germańskie korzenie, a nie jakieś słowiańskie. Górale się przesiadają do lepszego pociągu. I ciągle słyszą na przemian: Jesteście Polakami. Dobra to będziemy Polakami. Jesteście Niemcami. Dobra, będziemy Niemcami. Potem, gdy nastali komuniści po wojnie, to nastanie jeszcze inna era „zapożyczeń”.

Skąd u ciebie pomysł takiego spojrzenia na górali?

To etnolog Maciek Krupa podsunął mi motyw, że ci górale przechodzą z rak do rąk. Że kolejni się nimi fascynują. Tak jak piękną kobietą: ty staniesz w pierwszym szeregu, bo jesteś piękna. Jak przyjedzie tu prezydent Francji, to cię pokażemy. Przywieziemy go do Zakopanego i pojedziemy z nim na Kasprowy. A jak przyjedzie Himmler to też was pokażemy, bo jesteście piękni, jesteście na pokaz. Jesteście zabawkami w naszych rękach.

Nie boisz się, że góralom bardzo nie spodoba się to, co mówisz?

Górale podhalańscy i tak swoje myślą.

Oni nie widzieli zdrady w tym, że podpisali listę Goralenvolk. Potrafili się fenomenalnie ustawić i wykorzystać swoją szansę. Jeśli ktoś mówi ci: „jesteś wyjątkowa”, trzeba w to wejść. Potem się trzeba wycofać, bo tamci przegrywają wojnę. A z kolei ci, co przyjechali po faszystach, czyli komuniści, zatuszowali sprawę. Niby był malutki procesik. Taki, żeby zrobić. Tylko nie było kogo sądzić, bo główni sprawcy już nie istnieli. Jeden uciekł, czyli Szatkowski, a drugiego, Wacka Krzeptowskiego, powiesili. Sprawa załatwiona. Komuniści łagodzą dalej: Nie mieliście wyjścia, musieliście trochę klakierować im, ale to oni są winni, a nie wy. Dlatego teraz my tu wracamy z Funduszem Wczasów Pracowniczych, bo to jest nowa koncepcja komunistyczna. Zabierzemy Żydom, zabierzemy panom, uwłaszczymy różne tam pensjonaty, i to będą teraz państwowe, czyli wasze pensjonaty.

Kraków. Obchody rocznicy urodzin Adolfa Hitlera (1940) zbiory NAC
Kraków. Obchody rocznicy urodzin Adolfa Hitlera (1940) zbiory NAC

Od 1949 roku komuniści zwożą więc na potęgę lud pracujący PRL-u na Podhale. I są sytuacje paranoidalne. Muszę taką scenę napisać: przyjeżdżają pociągi narypanych kompletnie wieśniaków i robotników, którzy nigdy w życiu nie byli w Tatrach. Bo nigdzie nie byli. Bo w dwudziestoleciu międzywojennym ci ludzie tylko harowali na roli. Nagle partia wywozi ich na wczasy. Przywożą masówkę, na przykład tysiąc osób pociągiem. Przewodnicy, jak w wojsku, już czekają na peronie i ustawiają ich po pięćdziesięciu gości. Przerażonych pchają do Morskiego Oka. Taką scenę chcę mieć na finał filmu.

W jakim okresie będzie działa się akcja?

Początkową sekwencję mamy w 1935 roku, a potem film się dzieje w latach 1939-48. W ciągu tych kilku lat protektorzy na Podhalu wymieniają się trzy razy. A w echach jeszcze cztery razy. Najpierw Austriacy, potem prezydent Mościcki, który często tam bywa. Mamy taką symboliczną scenę, zresztą to jest wydarzenie historyczne, tuż przed samą wojną się to działo. Polacy postanowili pobić rekord świata lotu stratosferycznego balonem Gwiazda Polski. Wyprodukowano taki balon-kapsułę, który miał lecieć z Doliny Chochołowskiej do granicy kosmosu. To miał być pokaz siły Rzeczpospolitej tuż przed II Wojną Światową. Chcieli wystartować z Tatr, bo to był symbol Polski. Oczywiście skończyło się tragicznie. Balon w ogóle nie poleciał, wybuchł gaz i wszystko się spaliło.  

Skąd w ogóle wzięła się koncepcja Goralenvolku? Czy będziesz pokazywał jej narodziny w swoim filmie?

Koncepcja niemiecka co do górali jest bardzo mityczna. Zapoczątkowana przez polskiego archeologa, profesora Włodzimierza Antoniewicza, który napisał taką książkę Metalowe spinki góralskie. Można ją przeczytać w Internecie, na stronie Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

Antoniewicz dowodzi tam, poprzez porównanie spinek gotów pontyjskich ze spinkami góralskimi, że rzeczywiście istnieją spore podobieństwa, podobny rodzaj żłobkowanego rzeźbienia, które też występuje na meblach góralskich. Ponoć w identyczny sposób rzeźbili Goci. Antoniewicz mówi też o tak zwanych wędrówkach ludów, które następują, kiedy rozpada się Cesarstwo Rzymskie. Napierają Hunowie z Mongolii i Goci uciekając przed Hunami, docierają do ściany Tatr.

Żołnierze niemieccy podczas wypoczynku w Tatrach (1940) zbiory NAC
Żołnierze niemieccy podczas wypoczynku w Tatrach (1940) zbiory NAC

Rozmawiałem z archeologami, którzy twierdzą, że nie ma dowodu materialnego, żadnego stanowiska archeologicznego w Tatrach, na Podhalu, które dowodziłoby tego naukowo. Można tylko przypuszczać, że Goci tam byli.

Niemieccy naukowcy pracujący dla Hitlera podchwycili ten trop?

Tak. Była taka postać jak doktor Anton Plügel, tylko nie z Niemiec, a z Austrii. W Wiedniu zrobił doktorat, a potem dużą karierę w Rzeszy. Był w Hitlerjugend, w NSDAP. W moim filmie występuje postać inspirowana Antonem Plügluem. 

To był facet, który przejechał w 1940 roku do Krakowa na zlikwidowany UJ, przemianowany na tak zwane IDO – Institut für Deutsche Ostarbeit. Nie prowadzono tam wykładów, ale działał Instytut do spraw rasy. Plügel pracował w sekcji, która zajmowała się Podhalem. Rozpoczął gigantyczne badania prowadzone metodologią niemieckiej szkoły antropologii, która polega na precyzyjnym opisie i skatalogowaniu wszystkiego. Zresztą te badania były największymi badaniami antropologiczno-etnograficznymi na ziemiach polskich, jakie kiedykolwiek wykonano. Nikt tak wielkich badań nie zrobił wcześniej, ani później, nawet do dzisiaj. Plügel miał wtedy niesamowite możliwości i pieniądze. Zbudował zespół złożony z polskich naukowców. Pracował dla niego też między innymi Tadeusz Kantor, który rysował mu chałupy góralskie. Są te rysunki zresztą w archiwum.

Ulica Gołębia, sala akademicka. Plügel otoczony polskimi naukowcami ogląda rysunki Kantora. Scena jak z filmu. Ale czy Plügel udowodnił naukowo, że „nasi” górale to Niemcy?

Jako wysokiej klasy naukowiec, Plügel na początku wątpił w koncepcję Gotów i spinek. Lekko się z tego śmiał. Natomiast skupił się na sprawie niemieckich osadników na ziemiach Podhala i Małopolski, gdzie całe wioski były zakładane przez Niemców.

Na przykład Waksmund, Wachszmuuth lub Waxmund, powstały na prawie magdeburskim w XIV wieku, czy Frywałd – Frei Wald (wolny las) lub Früh Wald (wczesny las).

Dla Plügla istotną koncepcją było więc to, że górale wywodzą się od kolonistów niemieckich. Dlatego główne stanowisko badawcze zrobił w Szaflarach – Schefflersdorf (Schafler znaczy bednarz, a Schafflare to owczarze, Schaffner – czyli włodarz, zarządca). Niemcy prowadzili tam badania archeologiczne i próbowali odkopać jakiś zameczek.

A spinki? Nie były dla niego dowodem?

Dopiero w późniejszej fazie badań Plügel wszedł w ten mit fascynacji spinkami i być może zaczął powoli w niego wierzyć. Fotografował tysiące góralskich spinek, jeżdżąc od wsi do wsi. Z czasem zaczął co raz bardziej gloryfikować górali, wpadł w taki sam nastrój jak Chałubiński czy inni, którzy tam przyjeżdżali. Zobaczył magię, siłę.

I wpadł po uszy w miłość do Podhala. Czy dlatego potem go odsunięto od sprawy?

Jego praca została przerwana, ponieważ został powołany na front.  Błagał, pisał listy do Berlina, żeby go nie brali, ponieważ cały czas pracuje nad sprawą. Wysłali go jednak do Prus Wschodnich. Tam broniąc Królewca, został zamordowany w rzezi. Jest pochowany w zbiorowej mogile w Kaliningradzie.

Przygotowania w Dolinie Chochołowskiej do lotu do stratosfery balonem "Gwiazda Polski" (1938) zbiory NAC
Przygotowania w Dolinie Chochołowskiej do lotu do stratosfery balonem „Gwiazda Polski” (1938) zbiory NAC

Czy jego praca naukowa dziś jest powszechnie znana? 

Nad badaniami w IDO pracuje dziś pani doktor antropologii na UJ, moja znajoma, która mi pomaga w dokumentacji do filmu, Stanisława Trebunia-Staszel z rodziny Trebunich-Tutków. Dzięki jej badaniom nad życiorysem Plügla, Austriacy w ogóle się o nim dowiedzieli. Teraz przyjeżdża do Krakowa Austriacka naukowiec,  Lisa Gottschall, która pisze doktorat o Plüglu. Szuka jego korzeni w Rzeszy i w Austrii, odkrywa to, co się działo z Plüglem wcześniej za nim dotarł do Krakowa. Ona odkryła ten fakt,  że Plügel jest pochowany w zbiorowej mogile.

Wróćmy jeszcze do badań w IDO, a konkretnie do zdjęć dzieci w Szaflarach.

Plügel zrobił ogromną ilość fotografii na kolorowych slajdach Agfa-Gevaert. Fotografował dzieci, żeby opisywać ich rasowość i przynależność do rasy germańskiej. Przeglądając to archiwum Plügla zobaczyłem piękne twarze góralskich dzieci o blond włosach i niebieskich oczach. Te zdjęcia miały być dowodem dla Plügla. Czuł odpowiedzialność. Wiedział, że prędzej, czy później ktoś z Berlina zapyta – kim są ci ludzie? Ci górale? Kasujemy ich, czy oni będą w naszej strukturze? Jakie będą mieć prawa? Mamy zrobić z nich robotników? Podludzi? Kelnerów naszych? Plügel walczył dla nich o równe prawa i lokalną wolność. Żeby ich nie nazywać Niemcami, tylko niezależnym, dumnym ludem góralskim, z germańskim pochodzeniem.

Podobno Plügel będąc już na froncie w Królewcu ubłagał władze IDO, żeby jego materiały naukowe zostały wywiezione z Krakowa, do którego lada chwila miała wkroczyć armia sowiecka. Rzeczywiście skrzynie z archiwum wyjechały, ale na terenie III Rzeszy zostały przejęte przez Amerykanów.

Do 2008 roku skrzynie z archiwami były ulokowane w Smithsonian Institution w Waszyngtonie, skąd wróciły do Krakowa dopiero za sprawą i bardzo dużym poparciem Lecha Kaczyńskiego. Dziś znajdują się w gmachu głównym Biblioteki Jagiellońskiej. Jak ktoś chce, to może tam wejść i je obejrzeć.

Jakie emocje wzbudziły te archiwa po powrocie do Polski?

Zainteresowanie naukowców z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Ale poza tym raczej cisza. Temat jest niewygodny dla wszystkich. Dlaczego? Bo góral jest dalej symbolem Polski. Wystarczy wybrać się na Balice, do sklepu wolnocłowego, to cały jest zrobiony po góralsku. Jest piwo z góralem, sery, chleby. Podhale jest głównym trade markiem Polski. Góralskie orkiestry witają prezydentów krajów. Taki góral jest Polsce potrzebny.

W związku z tym, sprawa jest trochę niezręczna. Nie specjalnie chcemy wiedzieć, że był taki epizod, a górale nie specjalnie chcą się chwalić, że ich pradziadkowie podpisali się pod tym. To jest dwustronna niechęć do eksponowania tego tematu.

 A naukowcy?

Zostały wydane książki akademickie, które można kupić w księgarni uniwersyteckiej UJ. Maciej Krupa opowiadał mi, że przy okazji każdego wznowienia tego tematu jest w Zakopanym straszliwa rozróba. Kiedy Szatkowski wydał książkę o Goralenvolk, toczyło się wiele rozmów, bardzo emocjonalnych. Przy premierze książki Krzyżyk niespodziany też się strasznie w Zakopanym pokłócili.

Przecież książki nie są oskarżycielskie.

Pohucom, pohucom i zapomnom. Ogólnie w środowisku góralskim panuje takie myślenie: „se piscie, a ludziska i tak o tym nie bedom rozmawiać”.

Pohucom, pohucom i zapomnom.

Czytałam komentarze pod artykułem w Tygodniu Podhalańskim, gdzie po raz pierwszy wyjawiłeś plany wyreżyserowania filmu o Goralenvolk. Pod artykułem komentarze są żywe, widać jak bardzo górali to dotyka. Jedni piszą: „się kolaborowało – się ma”, a drudzy że, „jakiśik zakompleksiony rezyser, ni moze strawić slebody gorolskiej”.

Sprawa nadal boli, podobnie jak sprawa żydowska. Tylko że Niemcy dokonali ogromnego katharsis. Kolejne pokolenia Niemców wciąż przyznają się do zbrodni swoich dziadków. Muszą uklęknąć i przeprosić. Non stop jest realizowana ta polityka oczyszczenia. Tutaj nie było ani kary, ani czyszczenia, dlatego jest to takie toksyczne.

Ale popatrzmy na to z punktu widzenia wolnego ludu, który najpierw został wmontowany w polskość, a zaraz potem przyjeżdżają super silni Niemcy i mówią im: podbijemy wszystkich, ale wy macie naszą krew. Co ci ludzie mieli zrobić? Powstanie przeciwko Niemcom?

Przywoływanie tego jest jak robienie rysy na polskości, bo dzisiejszy dwudziestolatek góralski czuje się super Polakiem, narodowym i religijnym. Zapominamy, że w 1939 roku było inaczej. W naszym filmie pokazujemy, że to skalne Podhale pod koniec dziewiętnastego wieku było tak na prawdę pogańskie. Pierwszy kościół w Zakopanem powstał w połowie dziewiętnastego wieku. Nawet na początku lat dwudziestych jeszcze są wsie, gdzie nie ma katolickiego boga, i odbywa się chrystianizacja ludu, który modli się do świerków i gór.

Wróćmy do tematu filmu. Czy w filmie będą postacie historyczne?

Nie robimy filmu historycznego.

Nie ma w moim filmie ani jednej autentycznej postaci, najwyżej inspirowane. Gubernator na Wawelu to nie jest Hans Frank, nie wygląda jak on i nosi inny mundur, mówią na niego po prostu „Gubernator”. Nie pojawia się rodzina Krzeptowskich, lecz Zawrat–Kościelec. Są w filmie pewne fakty, które się wydarzyły, na przykład hołd wawelski górali. Staramy się opowiadać to w sposób międzynarodowy, jak mityczną historię. Tak mogliby się zachować też amerykańscy Indianie, gdy Anglicy powiedzieli im, że ich korzenie są brytyjskie.

Pokazujemy historię dramatycznych wyborów.

Ktoś mówi grupie ludzi, że są lepsi od innych, mają tą lepszą krew. A potem ci wielcy przegrywają wojnę i górale zostają na lodzie.

Kim jest główny bohater w filmie?

To będzie Andrzej, góral z najbogatszej rodziny. Wybiera separatyzm, czyli koncepcje wolności lokalnej, która jest ułudą i nie sprawdzi się. Nie można po tym doświadczeniu pójść ponownie w góry i założyć nowej cywilizacji. Zwłaszcza, że przyjeżdżają komuniści. Nowa Polska im mówi: Wracajcie, bo turyści przyjadą! Potrzebujemy przewodników. Wracajcie! Dajcie sobie spokój. To nie była wasza wina. Winni powieszeni!

Przygotowania w Dolinie Chochołowskiej do lotu do stratosfery balonem "Gwiazda Polski" (1938) zbiory NAC
Przygotowania w Dolinie Chochołowskiej do lotu do stratosfery balonem „Gwiazda Polski” (1938) zbiory NAC

Czy masz już producenta gotowego zając się realizacją tego filmu?

Produkcyjnie mamy bardzo ciekawą sytuację. Pewien biznesmen z Krakowa,  który chce na razie pozostać w cieniu, zaryzykował i finansuje całą preprodukcję. Jak do niego przyjeżdżam i dzwonię domofonem do jego rezydencji, to odzywa się jego głos i mówi: „Prywatny Polski Instytut Sztuki Filmowej. Zapraszam”.

I co dalej, gdy scenariusz i dokumentacje będą gotowe?

Zrobimy jeszcze moodboard. Dużo czasu poświeciłem na szukanie ikonografii, materiałów wizualnych, fotografii. Sam robiłem różne zdjęcia. Chcemy pokazać siłę górali, kontrast niemieckiego munduru na tle góralskiego stroju, trochę pejzażu Tatr, trochę historycznych zdjęć. To będzie background dla producentów zagranicznych. W tym filmie siedemdziesiąt procent dialogów jest po niemiecku, górale też mówią po niemiecku. Najlepiej byłoby, gdyby to była koprodukcja polsko-niemiecko-austriacka.

A zdjęcia do filmu będę sam chciał zrobić.

Chcesz, żeby ten film spełnił jakaś rolę?

Interesuje mnie, czy jest możliwe usunięcie tego szlamu, który niszczy kulturę góralską i robi z nich połykaczy pieniędzy. Manierują ich turyści, którzy im płacą za kulturę. Im się już nawet nie chce tego robić dobrze, bo wszystko się sprzeda, cokolwiek zrobią.

Ksiądz Tischner mówił o tym, że współczesny góral jest zdemoralizowany, rozpieszczony przez turystów. Inteligencja góralska jest świadoma, że górale prowadzą podwójne życie. Takie jest przyzwolenie. Jest niewielka elita, która walczy o tą autentyczną kulturę góralską. To się dzieje po wioskach. Z dala od Zakopanego, które stało się Disneylandem, gadżetem. Żeby poznać prawdziwą kulturę gór, trzeba jechać do Bukowiny Tatrzańskiej. Tam ludzie próbują jeszcze żyć autentyczną kulturą.

Rzadko te tematy poruszam z góralami, bo to zawsze źle się kończy. Dla nich obie sprawy, czyli temat Goralenvolku i sprzedawania się turystom są bardzo bolesne.

Chciałbym, żeby film zobaczyli górale.

Na pewno będą mówili: po co to zrobiłeś, dlaczego nas ośmieszyłeś, dlaczego pokazałeś, że byliśmy zdrajcami. Albo: tak nie było, to było tylko kilka rodzin, to jest nie prawda. Ale wolałbym, żeby dyskusja nie była o tym, czy to była zdrada, czy nie zdrada, bo to jest bardzo skomplikowana sprawa.

Chciałbym refleksji nad własną tożsamością dzisiaj, nad tym że sprzedaliśmy i sprzedajmy swoją kulturę za pieniądze. To byłoby oczyszczenie. Jak ten Indianin, co wychodzi z rezerwatu nagle trzeźwy i mówi – wszystko kupili od nas, przetworzyli nas na drobne, nie mamy nic, wszystko co robimy, robimy dla nich.

Na pokaz.

Marcin Koszałka w schronisku Morskie Oko/ fot. Piotr Kaleta
Marcin Koszałka w schronisku Morskie Oko/ fot. Piotr Kaleta

Czytaj również:

Dogonić wiatr
i
Fotos z filmu "Wiatr"
Opowieści

Dogonić wiatr

Joanna Rożen

Rozmową Joanny Rożen z Michałem Bielawskim, autorem i reżyserem powstającego właśnie filmu dokumentalnego Wiatr, otwieramy cykl wywiadów o micie zakopiańszczyzny we współczesnej kulturze.

Pomysł rozmów o tym, czy Podhale wciąż urzeka i, jeśli tak, to dlaczego, narodził się w trakcie zwiedzania wystawy Relacja Warszawa–Zakopane. Ekspozycję zorganizowaną przez Muzeum Narodowe i Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem widziałam w warszawskiej Królikarni. Można ją oglądać w zakopiańskiej willi Oksza jeszcze do września 2018 r. Tymczasem, zainspirowana motywem zauroczenia kulturą zakopiańską, zamierzam zbadać, jak wyglądają związki współczesnych artystów, zwłaszcza filmowców, z mitem Zakopanego. Czy nadal czerpią z tatrzańskich źródełek? Będę sprawdzać, czy we współczesnym kinie i kulturze zakopiańszczyzna nadal w modzie.

Czytaj dalej