Napięcie i spokój
Przemyślenia

Napięcie i spokój

Joanna Kinowska
Czyta się 7 minut

World Press Photo po raz trzeci ogłosiła nominacje do nagród. Wśród szóstki kandydatów do zdjęcia roku jest Polak, Tomek Kaczor. Tak, po raz pierwszy w historii konkursu od 1955 r. jest nadzieja, szansa, możliwość, ewentualność, że zdjęcie roku będzie „polskie”. Przyjrzyjmy się tym zdjęciom chwilę dłużej, najpierw spójrzmy, a potem przeczytajmy opis. Które może wygrać i co z tego wyniknie?

Oczywiście, że wygra Kaczor. To nie tylko patriotyzm, nie kciuki zaciśnięte na rękach całego podzielonego środowiska w kraju. Jak już wygra/przegra, wtedy się zaczną dyskuje – że on przecież nie jest fotografem prasowym, taki właściwie poza środowiskiem, w sumie to taki freelancer, że to nie jest profesjonalizm, że to przypadek, że czyjeś plecy. A ja uparcie patrzę na zdjęcie: Przebudzenie. Już zdążyło się opatrzeć, a ciągle coś wzbiera w gardle, uwiera. Przecież jest pogodne, ufne, a jednak. Jedyne czarno-białe zdjęcie w zestawie nominowanej szóstki (ta reszta zresztą nie szaleje z kolorami…). I tutaj wszystko jest pod prąd w tym zdjęciu. Bo to jest portret, a nie żadna akcja. Nie ma krwi ani mięsa, nie ma rozdarcia szat czy krzyku. Jest spokój. I potężne napięcie. I wszystko widać, gdy spojrzymy chwilę dłużej.

Ewa przestraszona patrzy w obiektyw. Ma wisiorek z imieniem (jeszcze nie czytam opisu). Siedzi na wózku inwalidzkim, ma podpiętą rurkę do nosa. Pozuje wspaniale, z zaciekawieniem, ufnością, ale jakimś przestrachem. Ogromne oczy. Jej ręka na poręczy. Za nią i przed nią – dwie pary rąk. Ręce mężczyzny po lewej, kobiety po prawej. Te ręce trochę zatrzymują, gładzą, opierają. Nie przytulają ani nie chronią. Albo nie robią tego zbyt wylewnie. Są obecne i są przy niej. Wszystko w tym zdjęciu nam szepcze, że Ewa tych rąk potrzebuje.

A teraz przeczytajmy: „Ewa, piętnastoletnia Armenka, która niedawno wybudziła się ze stanu katatonii – syndromu rezygnacji, siedzi na wózku inwalidzkim, otoczona przez rodziców, w Ośrodku dla Cudzoziemców w Podkowie Leśnej”. I to wszystko tu jest w tym zdjęciu: wspaniałe oczy, ogromna trauma, ciągle aktualny i ważny, choć już dawno niemedialny temat uchodźców. Ludzka twarz problemu, oczy, wobec których trudno przejść obojętnie. Zwraca uwagę. O to przecież chodzi w fotografii prasowej. I dlatego oczywiście wygra Kaczor.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Drugim i ostatnim już dla mnie faworytem do zdjęcia roku jest przejmujący, niebywale teatralny obraz Yasuyoshiego Chiby Straight Voice. Jest noc i przed nami tłum młodych mężczyzn, chłopców nawet. Nie wiemy gdzie i skąd, i dlaczego, wzrok skupia na sobie postać w samym centrum kadru. Krzyczy, śpiewa, lewa ręka na piersi, przejmująco i uroczyście. W tym zdjęciu jest mnóstwo twarzy i rąk, światła z komórek. Uważniej patrzymy, pozostałe twarze w przejęciu, jakieś uśmiechy. Jakaś ulga w tym napięciu. Światło jest niebywałe, tajemnicze i trochę sceniczne – stąd teatralny efekt, bohater w centrum. I niewiele barw, niemal monochromatyczne zdjęcie. Czytamy: „Młody mężczyzna, oświetlony telefonami komórkowymi, recytuje protestacyjną poezję, podczas gdy demonstrujący śpiewają hasła wzywające do rządów cywilnych, w czasie zaciemnienia w Chartumie, Sudan, 19 czerwca”. Podobnie jak w zdjęciu Tomka Kaczora, także tu, u japońskiego reportera z AFP, wielka historia, dość niewygodna jest w tle. Sudańskie protesty trwały od grudnia 2018 aż do sierpnia 2019, z wieloma zwrotami, brutalnością, odsuwaniem od władzy, potępieniami, pełnym spektrum zdarzeń. Chiba wskazuje uroczystą, piękną chwilę, podniosłą i przeszywającą. Która wygra za kilka miesięcy. Wspaniała przesłanka.   

Zdjęcia roku najważniejszego konkursu fotografii prasowej zwykle są po prostu fenomenalnymi zdjęciami, które doskonale obrazują historię. Bywają lata, gdy wygrywają wyciszone kadry, piękne, poruszające i niedopowiedziane. Na przemian z momentalnymi, dynamicznymi, prostymi i oczywistymi kadrami, które porywają w okamgnieniu. Zarówno Chiba, jak i Kaczor to zdecydowanie przedstawiciele tej pierwszej opcji. W zestawie zdjęć nominowanych nie ma w tym roku żadnego, które by momentalnie i wybitnie niosło historię, czyli należało do drugiej opcji.

Jest, co prawda, klasyka, czyli środek zamieszek, walki, tłumu, skłębionych ludzi. Algierczyk Farouk Batiche uchwycił moment walk studentów z policją podczas antyrządowej demonstracji w Algierze w maju ubiegłego roku. Przykuwają uwagę bardzo dziwne plany tego zdjęcia. Policja tak zdecydowanie góruje nad zmęczonymi ludźmi. Nie mam tu żadnego bohatera, nie mam pojęcia, kto wygra (jeszcze nikt, bo prostesty ciągle trwają). Mam za to całkiem przeciętne zdjęcie kolejnego protestu jakichś niezadowolonych ludzi z nieokreślonych powodów – ani dramatu, ani przesłania. Owszem, widać zdecydowanie nadużycie władz, ale czy tu tylko chodzi o tłamszoną władzę ludu?

Więcej emocji, skoncentrowanych, czytelniejszych znajdujemy w obrazie Mulugety Ayene’a, patrząc na krewną opłakującą ofiary katastrofy samolotu ET 302. Nie widać twarzy kobiety, ale jej zaciśnięte pięści i napięcie widoczne na szyi już wystarczy, skutecznie podnosi widzowi ciśnienie. Ta desperacja w gestach próbuje być złagodzona przez drugą bohaterkę zdjęcia. Postać w tle jest trochę jakby bez związku ze sceną. Czy to pracownik na miejscu, czy inny krewny, pozostaje tam jednak neutralny (internet się dopatrzył słabej obróbki, halo wokół naszego neutralnego człowieka psuje jego wyobcowanie). Gdy popatrzymy dłużej, zauważymy dynamikę i rzuconą chwilę temu ziemię. Sobie w oczy tę ziemię rzuciła zrozpaczona bohaterka zdjęcia. Jest tu coś drżącego, strasznego, czujemy cierpienie. A jednak zostało ujęte inaczej niż zwykle. Nie widać ust ani oczu. Etiopczyk Ayene zamierzył tę wirtuozerię czy nie zdążył uchwycić z innej strony tych kobiet?

Podobnie kipiące emocjami, ale gdzieś wycofane jest zdjęcie rannego kurdyjskiego żołnierza w szpitalu podczas wizyty, które dla „New York Timesa” wykonał Ivor Prickett. Irlandzki fotoreporter przez długie miesiące melduje z Syrii i Iraku, w zeszłym roku był dwukrotnie nominowany do zdjęcia roku WPP. Patrzymy na kawał dobrej reporterskiej roboty. I musimy patrzyć dłużej. Bo tu nie ma nic na szybko i nic oczywistego. Nie ma też właściwie odniesień, na której wojnie jesteśmy, bo tu wątek uniwersalny się dzieje, głęboko ludzki. Dziewczyna żołnierza walczy tu ze sobą, odwraca wzrok, jest tu na siłę. On ciężko poparzony, unieruchomiony i zdumiony jej zachowaniem. To taka czuła fotografia ze środka wojny, aż czekamy na ciąg dalszy. 

Ostatnie zdjęcie z nominowanej szóstki jest tu przez pomyłkę. Musi być, bo inaczej wszystko we mnie krzyczy. WPP po zmianie kilka lat temu swojej strony internetowej utrudniła obejrzenie wybranych zdjęć w pełnym wymiarze. Podgląd pełnoekranowy ścina zdjęcia i mamy elementy nawigacji, których nie sposób się pozbyć. Przeklikuję pracę rosyjskiego fotografa Nikity Teryoshina kilkanaście razy, żeby się upewnić, czy kadr, który widzę, to na pewno ten. No niestety ten, ścięta głowa mężczyzny, który zabiera właśnie na jakieś zaplecze granatnik. To może byłby nawet przeciętny „street”, ale sami fotografowie uliczni zżymaliby się na niefortunną kompozycję. Gość elegancki, w garniturze, ma nami wstrząsnąć chyba ten kontrast, podłoga na wysoki połysk i narzędzie zniszczenia w nietypowym miejscu. Mną autentycznie wstrząsa przypadkowość tej klatki oraz cud, że to zdjęcie wybrano spośród kilkuset tysięcy zgłoszonych (w tym roku WPP nie podała jeszcze swoich słynnych statystyk).

16 kwietnia zostaną ogłoszone wyniki w Internecie. Ze względu na pandemię odwołano cały festiwal i galę. Autorzy tych zdjęć na pewno już coś wygrali w poszczególnych kategoriach konkursu. Ale umówmy się, pamiętamy potem tylko zdjęcia roku, a nie trzecie miejsce singli w „środowisku”. A nie, to zdjęcie Kaczora niezapomniane. Dla mnie już wygrało.

"Przebudzenie", fot. Tomek Kaczor (WPP)
„Przebudzenie”, fot. Tomek Kaczor (WPP)

Czytaj również:

Gordon Parks – fotograf zaangażowany
Doznania

Gordon Parks – fotograf zaangażowany

Gordon Parks

Fotoreporter prasowy musi być obiektywny. Z zaangażowaniem zgłębiać temat, wejść w opowiadaną historię, lecz jego obiektywizm nie może być obojętnością. Powinien pogodzić oczekiwania czytelników i redakcji z wiernością sobie, własnym zasadom. To ostatnie jest najtrudniejsze. Z jednej strony widz jest bowiem, podobnie jak fotograf, ciekawy świata, ale z drugiej – szuka rozrywki i bywa po prostu wścibski. Taki właśnie był Gordon Parks.

Fotografie Gordona Parksa mogą dziś przywrócić wiarę w obraz i jego sens. Przybliżają także historię XX w. – dzieje przemian zachodzących nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Potrzebują jedynie kontekstu. Jednak najbardziej wymagają od widza wczytania się, ciekawości świata. Parks całe życie walczył z uprzedzeniami i udowadniał, że nawet najmniejsza zmiana jest warta podjęcia wysiłku. Mamy wybór, trzeba go tylko dokonać.

Czytaj dalej