Na serio, na żywo i na ostro
i
Performans Olega Kulika w Sopocie, fot. PGS
Przemyślenia

Na serio, na żywo i na ostro

Czyli spotkanie z Olegiem Kulikiem, artystą, który kiedyś był psem
Stach Szabłowski
Czyta się 16 minut

Kim Oleg Kulik był w poprzednim życiu, dlaczego polskim księdzem, i co go za spotkało? Dlaczego gryzł krytyków i czemu już tego nie robi? Dlaczego światem powinny rządzić roboty i artyści? I dlaczego dla Kulika najważniejszym Polakiem jest Paweł Adamowicz?

Pamiętacie człowieka-małpę z filmu Östlunda The Square? Performera, który wcielał się w goryla i miał uświetnić występem elegancki bankiet towarzystwa przyjaciół szwedzkiego muzeum sztuki współczesnej? W filmie performer, owszem, uświetnia, ale wychodzi z roli artysty, wchodząc w rolę małpy, zwierzęcia, które wprowadza element dzikości w spotkanie kulturalnych obywateli pierwszego świata. Występ wymyka się spod kontroli. Człowiek-małpa skacze po stołach, tłucze naczynia, z iście zwierzęcym wigorem zaczepia kobiety i terroryzuje miłośników sztuki. Odnosi sukces – w tym sensie, że ze zblazowanej artworldowej publiki udaje mu się wykrzesać moment prawdy. Zgromadzeni, początkowo przerażeni nieokiełznaną zwierzęcością performera, przekuwają w końcu strach w agresję i też wychodzą ze swojej roli koneserów artystycznych eksperymentów: wściekli, rzucają się jak bestie na artystę i spuszczają mu brutalny łomot.

Scenka z filmu jest nie tylko paradna, ale też osnuta na autentycznych wydarzeniach. Podobnie jak w The Square, miały one miejsce w Sztokholmie. Performer, który zainspirował Östlunda, wcielił się we wściekłego psa, a był nim moskiewski akcjonista Oleg Kulik, artysta, który w latach 90. warczał na zachodni artworld i gryzł go (dosłownie!) do krwi.

Co robi dziś? Kiedy usłyszałem, że Kulik pojawi się na Międzynarodowych Spotkaniach Performerów w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, nie mogłem sobie darować zobaczenia na żywo artysty, który swego czasu był żywym symbolem Wschodniej Europy po podniesieniu Żelaznej Kurtyny: Europy nieprzewidywalnej, nieoswojonej, być może zarażonej jakąś postkomunistyczną wścieklizną.

Czy Kulik będzie mnie pamiętał? Ja oczywiście świetnie pamiętałem jego. 100 lat temu, czyli w 2000 r., byłem asystentem kuratorki Ewy Gorządek, która robiła moskiewskiemu artyście solową wystawę w CSW Zamek Ujazdowski. Projekt miał prosty tytuł: Kulik w Warszawie. Więcej nie&nbs

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Performer u źródła, czyli żmije, maski i zapętlony czas
Doznania

Performer u źródła, czyli żmije, maski i zapętlony czas

Stach Szabłowski

Bohater tego performansu to niejednoznaczna postać. Jego twarz skrywa maska, która mogłaby pochodzić z kazamatów BDSM-owego podziemia. Jego głowę zdobią zwierzęce uszy – niczym głowy protagonistów archaicznych mitologii, w których bóstwa są pół ludźmi, pół bestiami. Jego ciało spowija elegancki, trzyczęściowy, szyty na miarę garnitur. W czasie performansu artysta zostawił marynarkę na wieszaku, aby publiczność mogła dokładnie przyjrzeć się deseniowi tkaniny: materiał drukowany jest we wzór penisów przeplatających się ze żmijami zygzakowatymi.

Performer tańczy powoli, jakby jego ruchy puszczone były w slow motion. U jego stóp leży osobliwy instrument: trąba będąca wielkim uchem albo przeciwnie – nadnaturalnych rozmiarów ucho będące w istocie trąbą. Co jakiś czas performer podnosi ten paradoksalny artefakt, by grać na nim przeciągły ton, hejnał kierowany w cztery strony świata.

Czytaj dalej