Mów do mnie szeptem
Doznania

Mów do mnie szeptem

Iza Smelczyńska
Czyta się 3 minuty

Sugerowane dźwięki w tle: Holly Herndon, Lonely at the Top

Jako że w niniejszej rubryce podejmujemy tematy z rubieży percepcji dźwięków mniej lub bardziej muzycznych, nie mogło zabraknąć tzw. najnowszych trendów w tej dziedzinie. Otóż od kilku sezonów z playlisty nie schodzą przeboje syg­nowane ASMR. Pod tym skrótem nie ukrywa się niszowa wytwórnia ani nawet żaden raper. ASMR, czyli autonomous sensory meridian response, to nic innego jak internetowy fenomen na pograniczu estetyki i fetyszyzmu. A że nazwa, jak i samo zjawisko, jest stosunkowo nowym tworem, skrót do tej pory nie doczekał się przekładu na rodzimy język. Oznacza spontaniczną odpowiedź układu nerwowego na bodźce płynące z różnych zmysłów. Najczęściej reakcje te objawiają się w postaci przyjemnego mrowienia, odczuwalnego w okolicach głowy, szyi, ramion i innych wrażliwych obszarów ludzkiego ciała. Za „uczucie nieziemskiego relaksu”, „mózgowy masaż”, a nawet „orgazm głowy” – jak zwykli opisywać swoje doświadczenia entuzjaści ASMR – odpowiedzialne są zarówno wizualne, jak i dźwiękowe „wyzwalacze”, które towarzyszą nam w codziennych czynnościach. Miłośnika takich doznań możemy spotkać u fryzjera, na poczcie albo w dziale z przyborami szkolnymi – okazuje się bowiem, że dźwięk składania kopert, cięcia papieru i włosów, odgłosy zgniatania plastikowego kubeczka czy układania kredek w piórniku mogą ukoić zszargane nerwy skuteczniej niż garść waleriany. Równie dobrze mogłabym doświadczać dzikiej rozkoszy, pisząc niniejszy tekst (pomijam już fakt zaspokojenia swojej próżności), bo odgłosy uderzania opuszkami palców w klawiaturę i klikanie myszką plasują się wysoko w rankingu ASMR. Nie ma jednoznacznego podziału na dźwięki przyjemne i niepożądane. Podczas gdy ekstremiści rozpływają się nad skrzypieniem styropianu i piłowaniem paznokci pilniczkiem, innym wystarczy dźwięk na granicy słyszalności. Wyzwalaczem może być też szept i mówienie delikatnym głosem, któremu często towarzyszy odgrywanie scenek rodzajowych z użyciem wideo – proszę wpisać te cztery litery w okno przeglądarki, bo jest w czym wybierać.

Aby spotęgować wrażenie intymności, ASMR-owcy korzystają z technologii nagrywania binauralnego. Dwa mikrofony umieszcza się w odległości odpowiadającej oddaleniu od siebie ludzkich uszu, często na tzw. sztucznej głowie. Dzięki takiej rejestracji dźwięku słuchający może potem odnieść wrażenie, że nadawca szepcze mu czułe słówka bezpośrednio do ucha.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nie musieliśmy długo czekać na opinie specjalistów od zachowań człowieka. W 2015 r. Emma Barratt i Nick Davis ze Swansea University przeprowadzili eksperyment w grupie niemal 500 wyznawców szeptanych nagrań. Psycholodzy chcieli sprawdzić, czy ASMR łagodzi objawy depresji, stresu i bólu. Większość uczestników potraktowała filmy ASMR jako pretekst do wypoczynku i relaksu. Innym technika pomagała zasnąć albo walczyć z codziennym stresem. W skrócie: działa, ale jeszcze nie do końca wiadomo dlaczego. Badacze pozostawiają pole do popisu kolejnym pokoleniom. Być może technika po prostu zajmuje mózg człowieka, aby zanadto „nie myślał”, tylko medytował i oddał się praktykom kontemplacyjnym. Sceptycy najchętniej wykrzyczeliby zwolennikom ASMR prosto do ucha, że fetyszyzują dźwięki i lansują modę na kolejną paranaukę.

Wciąż nie wiadomo, czy wszyscy mogą odczuwać ASMR. Być może ludzie po prostu dzielą się na tych, którzy znaleźli swoje wyzwalacze dobrego samopoczucia, i na tych, którzy nie są ich jeszcze świadomi. Czy to znaczy, że nasze babcie na próżno nuciły nad kołyską „Ach, śpij, kochanie”? Może w ramiona Morfeusza skuteczniej pchnęłoby nas gniecenie mocno wykrochmalonej pościeli?

 

Czytaj również:

Szum z głębi trzewi
i
zdjęcie: Sydney Russakov/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Szum z głębi trzewi

Iza Smelczyńska

Sugerowane dźwięki w tle: szum wody.

Żyjemy w ciągłym szumie. Być może fakt ten umyka naszej uwadze, a to dlatego, że posiedliśmy niezwykłą łatwość akomodacji słuchu. Wszechobecność szumu sprawia, że w pewnym momencie najzwyczajniej „przestajemy go słyszeć” albo raczej – zwracać na niego uwagę. Szum klimatyzatora, lodówki czy wodospadu po jakimś czasie staje się całkiem przyjemnym towarzyszem dnia. Przysłuchując się dźwiękowemu krajobrazowi za oknem, łatwo stwierdzić, że więcej w nim odgłosów o niezidentyfikowanej melodii niż tych wybijających się, tj. klaksonów, sygnałów ambulansu czy szczekania psa. Owszem, na pierwszy rzut ucha można się z tą tezą nie zgodzić, bo przecież to właś­nie na czworonoga sąsiada, skrzypienie drzwi czy trąbienie skarżymy się częściej niż na jednostajne odgłosy – strumyka płynącego pod oknem, a nawet statycznego szumu silników samochodowych na trasie szybkiego ruchu.

Czytaj dalej