Na wystawie w Kunstpalast pokazuje się Cranacha jako kreatywnie współzawodniczącego, odpowiadającego na inwencję artystów po obu stronach Alp, a zarazem tworzącego nowy repertuar form i tematów. Ale uwidacznia ona też zagadnienie handlu obrazami i ich seryjnej produkcji, zręczne działanie malarza na europejskim rynku sztuki.
W roku jubileuszu, w ramach świętowanego 500-lecia reformacji, Niemcy otworzyli wielką i prestiżową wystawę poświęconą swojemu wybitnemu artyście Łukaszowi Cranachowi Starszemu, pochodzącemu z miasteczka Kronach, od którego wziął nazwisko. Prezentuje się tu ponad 200 dzieł – głównie obrazów, w drugiej kolejności odbitek graficznych, dopełnionych rysunkami i starodrukami z epoki. Organizatorzy sięgnęli też po prace czasowo bliższych nam twórców tej rangi co Pablo Picasso, Alberto Giacometti i Andy Warhol, których zainspirowały prace wittenberskiego malarza.
W przestrzeni Kunstpalast dominują dzieła samego mistrza, choć umieszczone w kontekście aktywności warsztatu Cranacha (gdzie pracowali m.in. jego synowie: Łukasz Młodszy i Hans) oraz innych artystów, z którymi się konfrontował artystycznie, takich jak jego pobratymiec Albrecht Dürer czy Jacopo de’ Barbari (pierwszy włoski artysta renesansowy pracujący na północy Europy, w Niemczech właśnie). Cranacha pokazuje się tu jako kreatywnie współzawodniczącego, odpowiadającego na inwencję artystów po obu stronach Alp, zarazem tworzącego nowy repertuar form i tematów, ale stosującego też innowacje techniczne, takie jak polichromowany drzeworyt. Wystawa – powstała we współpracy z imponującym Cranach Digital Archive, gromadzącym m.in. dokumenty o dziełach i wyniki badań technicznych – daje też wgląd w organizację warsztatu, technikę i etapy produkcji obrazów na desce oraz stosowane materiały. Uwidacznia zagadnienie handlu obrazami i ich seryjnej produkcji, zręczne działanie malarza na europejskim rynku sztuki, a także odnosi się do nowych wyników badań w kwestii atrybucji obrazów.
Ekspozycję otwiera jedyny znany samoistny autoportret malarza, na którym liczy on 59 lat. Ograniczona paleta malarska służy do wydobycia charakterystyki psychologicznej postaci; okolona brodą okrągła twarz spokojnego człowieka o mądrym spojrzeniu orzechowych oczu kryje nutę melancholii – pojmowanej jako znak smutku i inercji, ale też genialności umysłowej i twórczej (nieprzypadkowo uskrzydlony wąż, będący sygnaturą Cranacha, to atrybut boga czasu Chronosa-Saturna, pod którym rodzi się temperament czarnej żółci). Alegoria melancholii, intrygujący obraz z francuskiego Colmar, pojawia się zresztą w jednej z sal na wyeksponowanym miejscu – barwne, nierozszyfrowane do końca dzieło zestawiono ze słynną monochromatyczną wizją utrwaloną na miedziorycie Dürera. Melancholia Cranacha – pierwsza na północ od Alp realizacja malarska tego tematu – prezentuje młodą, modnie odzianą dziewczynę, z nieco zadziornie przekrzywionym wieńcem laurowym na rudych włosach. Patrzy ona niby na nas, ale tak naprawdę w bezkres, z tajemnicą zastygłą w oku, i struga patyk, co może wskazywać na bezsens ludzkiej aktywności, a sam smutek, w duchu interpretacji luterańskiej – na pokusę diabelską.
Z ostatniej chwili!
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?

Wystawa, podzielona na dziewięć sekcji łączących ujęcie problemowe z chronologicznym, zestawia prace w różnych konfiguracjach, co umożliwia widzowi dokonywanie porównań. Oglądamy równolegle np. Pokutę św. Hieronima z jej późniejszą o kilka lat wersją drzeworytniczą, w której Hieronim zostaje bardziej zatopiony w pejzażu w stylu Altdorfera, albo dwa portrety Erazma z Rotterdamu: jeden pochodzący z warsztatu Hansa Holbeina Młodszego (znany mały portret z charakterystycznym granatowym tłem i uderzającą plastycznością twarzy, która zdaje się przeklejona z fotografii), drugi – z warsztatu Cranacha. To dzieła o innych formatach, a jednak przedstawiają niemal identyczny wizerunek humanisty. Tak samo możemy skonfrontować Cranachową Wenus z Kupidynem z Wenus Włocha Lorenza Costy Starszego i zarazem uwiecznione na nich dwa kanony urody albo porównać kilka usadowionych obok siebie wizerunków nagich Adama i Ewy: duży dyptyk z Besançon z „naszą” kameralną i urokliwą wersją z Warszawy oraz z bardziej złożonym ikonograficznie miedziorytem Dürera. Przez takie aranżacje kuratorzy wystawy zwracają uwagę na kilka kluczowych aspektów twórczości malarza. Chodzi mianowicie o powracanie do tego samego motywu, tzn. produkowanie wielu zbliżonych wersji jednego tematu, o sprawne działanie warsztatu jako firmy realizującej zlecenia, o popularność nudi – Cranach był pierwszym malarzem nie-Włochem, który prezentował pełne nagie figury, zarówno postaci biblijnych, jak i mitologicznych (nie tylko Adam i Ewa mają u niego wiele wersji, lecz także Wenus z Amorem czy popełniająca samobójstwo Lukrecja), a wreszcie o swoisty kanon pięknego kobiecego ciała wypracowany przez artystę, niekoniecznie zgodny z zasadami anatomii (małe głowy, wąskie spadziste ramiona, wysoko osadzone, zwykle drobne piersi).
Zgromadzone eksponaty, co stanowi o niezwykłości przedsięwzięcia, pochodzą z wielu światowych muzeów, w przeważającej mierze z wybitnych mniejszych kolekcji oraz prywatnych zbiorów. Dzięki temu możemy delektować się artefaktami trudniej dostępnymi, wśród których są Stary mężczyzna z kurtyzanami albo zmysłowa Lukrecja. Nie brakuje obrazów po prostu atrakcyjnych estetycznie, takich jak piękny Sąd Parysa, którego nie udało mi się obejrzeć w Kunstmuseum w Bazylei tydzień wcześniej, bo stamtąd właśnie zabrano go do Düsseldorfu, urzekająca Diana i Apollo z kolekcji królowej Elżbiety II czy przywieziona z pogranicznej Szafuzy ujmująca alegoria Caritas z gromadką dzieci. Sięgnięto też po zbiory rodzime, pokazując m.in. Ucztę u Heroda z Frankfurtu czy Nierówną parę z samego Düsseldorfu. Moim prywatnym odkryciem były sceny ilustrujące historię św. Chryzostoma, który nawrócił się po tym, jak zgwałcił księżniczkę, i resztę życia spędził, czołgając się nago po puszczy: dwie prezentowane na wystawie ryciny (jedna Dürera, druga Cranacha) i niemająca z nimi kompozycyjnie wiele wspólnego piękna wersja malarska z Eisenach. Tutaj miedzianowłosa księżniczka o delikatnych rysach, nosząca bogate szaty arystokratki i złote naszyjniki, nieobecnym wzrokiem patrzy poza obraz, a w rękach trzyma malutkie dziecko. Interpretacja tego obrazu nastręczała kłopotów dopóty, dopóki nie odkryto maleńkiej, niemal niewidocznej postaci nagiego mężczyzny na czworakach w prześwicie lasu w tle przedstawienia, właśnie Chryzostoma.
Oglądamy również kilkanaście prac z wielkich muzeów europejskich, choćby z Londynu i Madrytu, oraz zza oceanu – podziwiamy np. jedną z licznych wersji Judyty z głową Holofernesa z Metropolitan Museum of Art z Nowego Jorku, której fragment zdobi okładkę opasłego katalogu (ten z nadwyżką zaspokoi ciekawość amatora, a zarazem stanowi cenną pozycję w badaniach specjalistów nad oeuvre Cranacha). Uwagę przykuwa także unikatowe przedstawienie Rodziny faunów z zabitym lwem z The J. Paul Getty Museum w Los Angeles – nagie postacie w pejzażu, z lwem na pierwszym planie, któremu z paszczy i nosa cieknie krew. Już dla takich pereł warto wystawę zobaczyć, a jest ona różnokierunkowa – niesie walory edukacyjne, a zarazem stanowi gratkę dla miłośników sztuki i pokaz pięknych obrazów, nie zawsze najlepiej znanych, a dobranych ze znakomitych kolekcji.
Wreszcie odkrywa się tu zbiory z muzeów z Europy Środkowej i Wschodniej, dzięki czemu poznajemy czeskie nabytki, np. Lota z córkami z Brna, Chrystusa i cudzołożnicę z Budapesztu czy enigmatyczny obraz o skomplikowanym przekazie teologicznym Prawo i łaska z Pragi (odnoszący się do kluczowych dla reformacji idei predestynacji i łaski Bożej). Zachwyca finezyjny Portret młodej kobiety z Petersburga, niewiasty o typie urody, którą można nazwać Cranachowską – z hipnotyzującym spojrzeniem, pięknymi lokami, w wykwintnych szatach i fikuśnym kapeluszu, a nie mniej – popartowskie, kolorowe trawestacje tej pracy dokonane przez Andy’ego Warhola (seria subtelnych sitodruków – chciałoby się ozdobić nimi ściany mieszkania) prezentowane w części wystawy poświęconej współczesnym inspiracjom sztuką Cranacha.
Nie lada niespodzianką dla polskich zwiedzających staje się spotkanie z Madonną z Dzieciątkiem z Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu, której oddano osobą ścianę, i ze wspomnianym Adamem i Ewą z Muzeum Narodowego w Warszawie. Polska Madonna jest prezentowana przez kuratorów wystawy jako arcydzieło o niezwykłej sile oddziaływania i stanowi jeden z najważniejszych punktów ekspozycji. Stracony w zawierusze wojennej, a odzyskany dopiero w 2012 r. obraz uchodzi za jedno z najlepszych dzieł malarza: mistrzowski technicznie, nośnik najlepszych cech stylu mistrza, trafnie oddaje intymność i czułość relacji między matką a synem. Maryja jest tu piękną, świeżą kobietą, która z pochyloną głową, migdałowymi oczami patrzy z miłością na dziecko. Jej wysokie czoło okala przezroczysty welon spływający na złocące się, układające się w fale włosy, prawdziwym ciężarem opadające na ramiona. Welon wypływa przy rękach Maryi, podkreślając miękką cielesność Chrystusa (to samo czynią palce matki w realistycznym efekcie zatapiające się naturalnie w ciele obejmowanego dziecka). Efektowność obrazu zostaje dopełniona przez jego tło – z pełnym detali, półfantazyjnym pejzażem w typie znanym z dzieł malarzy tworzących na północ od Alp – oraz budujący efekt iluzji parapet na pierwszym planie (rozwiązanie popularne m.in. w sztuce weneckiej), na którym spoczywają stylowa poducha oraz sygnet. Na tym ostatnim malarz ukrył swoją sygnaturę w postaci emblematu pojawiającego się na wszystkich jego obrazach, korzystającego z języka wizualnego wypracowanego przez humanistów: wspomnianego już uskrzydlonego węża z koroną i z pierścieniem w paszczy.
Wystawa ma na celu wreszcie podkreślenie znaczenia Cranacha jako uznanego portrecisty władców, notabli i humanistów europejskich, jego zręcznych działań w służbie saksońskich elektorów w Wittenberdze, gdzie przez 45 lat piastował funkcję nadwornego malarza, a ponadto jego roli w propagowaniu idei reformacji: jako przyjaciela Martina Lutra, mającego monopol na wykonywanie jego portretów (które tu sprowadzono), ilustratora jego tłumaczenia Biblii na język niemiecki (której egzemplarz jest prezentowany), malarza wprowadzającego repertuar nowych tematów religijnych niepopularnych wcześniej, a wykorzystanych jako uosobienie przesłania reformatorów (np. obecne na wystawie Chrystus i cudzołożnica czy Chrystus błogosławiący dzieci). Pada nawet teza, że dzięki skali produkcji obrazów i sprostaniu gustom zleceniodawców reformacja w krótkim czasie stała się fenomenem europejskim.

W rezultacie powstało przedsięwzięcie ambitne i wielostronne, ujmujące dorobek malarza w różnych kontekstach. Uwydatnia ono mistrzostwo Cranacha i markę warsztatu tego najpłodniejszego artysty niemieckiego renesansu. Pokazuje zarówno wachlarz tematów, z których część stanowiła novum na gruncie sztuki owego obszaru (m.in. wizerunki nagich kobiet), innowacyjne rozwiązania formalne, jak i rolę malarza w procesie przemian religijnych. W końcu oddaje głos artystom naszych czasów, których ów niemiecki mistrz zachwycił. A odpowiedzi tych ostatnich zadziwiają, tak jak seria kilkunastu litografii Pabla Picassa – stanowiących udynamicznione i zgeometryzowane wariacje na temat Cranachowej Batszeby z królem Dawidem – tegoż obraz Wenus i Amor bądź grająca z konwencją fotografia Mana Raya zatytułowana Adam i Ewa (w roli Adama – Marcel Duchamp, który o aktach Cranacha powiedział: „Kocham te Cranachy, kocham je”).
Z jednej strony możemy w Düsseldorfie podziwiać zmysłowe akty, z drugiej – obrazy propagujące ducha reformacji i prace wykonywane dla katolickich zleceniodawców; sceny mitologiczne i alegoryczne oraz tematy religijne; portrety panujących oraz arystokracji; światy sacrum i profanum, nagość i powściągliwość, triumf ciała i wcielenia cnoty. Ową pozornie niespójną różnorodność zebranych wzorców plastycznych, służącą oddaniu wieloaspektowości twórczości Cranacha, ujmuje tytuł artykułu jednego z krytyków niemieckich: Zwischen Luther und Venus (Między Lutrem a Wenus). Ekspozycji udaje się pokazać rangę i sukces tego artysty, a także kunszt jego sztuki, ponieważ zbiera najwyższej próby przykłady twórczości, a w konsekwencji stanowi ucztę dla oka.
Cranach. Meister – Marke – Moderne, Museum Kunstpalast, Düsseldorf, 8.04.–30.07.2017 r.
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!