Pan nie jest stworzony do wyższych celów! – warknął komendant Herr. – Żarówki to kwestia porządku publicznego!
Komisarz Maciejewski musiał się z tym zgodzić, chociaż wolał ścigać bandytów niż drobnych złodziejaszków. Nadchodziła wszakże jesień, a ponieważ Lublin coraz częściej omroczniały deszczowe chmury, zmrok zapadał już popołudniem. Tylko światło elektryczne nad bramami kamienic i w klatkach schodowych mogło zapobiec rabunkom oraz nieszczęśliwym wypadkom. Tymczasem od miesięcy uparty przestępca wykręcał żarówki na ulicach między teatrem letnim „Rusałka” a Krakowskim Przedmieściem, pozostając niewidzialnym dla dozorców domów i Policji Państwowej.
– Ja, panie komisarzu, boję się tego najbardziej – sapał Maciejewskiemu pan Runicki, otyły dyrektor teatru. – Na zakończenie sezonu zapowiedziałem feerię świateł, ponad trzysta żarówek migoczących nad rzeką, a do tego orkiestra, girlsy i szlagiery, schody z kolejną setką świateł i jeszcze sto na scenę oraz pięćdziesiąt wzdłuż widowni… Artystyczne widowisko, nie jakieś qui pro quo! I pan mi musi dać policjantów, żeby przypilnowali żarówek. Albo proszę mnie na miejscu zastrzelić!
Bogiem a prawdą komisarz miał na to wielką ochotę, tylko po pierwsze, wolał nie w swoim gabinecie, a po drugie, obawiał się przestraszyć rewolwerem pannę Truskawską, słodką jak truskaweczka asystentkę dyrektora.
Z ostatniej chwili!
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?
– To pani jest odpowiedzialna za powodzenie spektaklu? – zapytał komisarz.
– Jak i za wszystko inne. Kocham… – zatrzepotała ślicznie rzęsami – …teatr – dokończyła mniej w jego guście.
Mimo to Maciejewski wdrożył energiczne dochodzenie, a dziennikarze „Expressu” nie dawali mu spokoju. Wykluczono wariatów i wrogów postępu, działaczki kobiece i cyklistów, socjalistów i sprzedawców nafty. W kręgu podejrzeń znalazł się natomiast Lewen, właściciel składu artykułów elektrycznych w pobliżu mostu.
– Pan jest antysemita! – protestował podczas przesłuchania. – Ja miałbym handlować używanymi żarówkami? Owszem, niektóre bywają zepsute, ale zaraz kradzione?! Zresztą panna Truskawska raczyła nabyć ode mnie już dwieście pięćdziesiąt żarówek i nie było reklamacji. Kolejne sto kupiła od tego Lubowskiego, bo to oszust i walczy ze mną cenami!
Maciejewski miał wielką ochotę kogoś aresztować, ale wolał odprowadzić do domu pannę Truskawską. Szli razem wzdłuż pozbawionych oświetlenia bram od rzeki ku Krakowskiemu Przedmieściu. Mieszkańcy tych ulic, chociaż przywykli do widoku pracownicy teatru, teraz spoglądali ukradkiem, bo ten niechlujny facet zupełnie im do niej nie pasował.
– Pan chciałby mnie chyba pocałować – uznała.
– Bardzo, ale wcześniej muszę zatelefonować – Maciejewski wbiegł do najbliższej knajpy i wykręcił numer redakcji „Expressu”. – Do jutrzejszego numeru: „Policja zatrzymała osobę podejrzaną o nieustanne kradzieże żarówek. Wedle ustaleń wydziału śledczego maniakalny wróg Edisona to …………..*”.

Komisarz za chwilę zatrzyma pannę Truskawską, która do feerii świateł w teatrze potrzebowała ponad 550 żarówek, a u obu przedsiębiorców kupiła tylko 350. Resztę musiała skompletować kradzieżami po drodze z pracy do domu. Mec. Ł. Witt-Michałowski wyjaśnia wszakże Czytelnikom: „Jakkolwiek kradzież przedmiotu niewielkiej wartości jest tylko występkiem, w przypadku ciągłości czynu może spełniać znamiona przestępstwa”.
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!