Mały reportaż – 4/2017
Rozmaitości

Mały reportaż – 4/2017

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Lustrując obracający się globus, z pewnym osłupieniem odnotowałem istnienie ciemnej plamki pomiędzy granicą polską a czeską. Zerwałem się z krzesła i wydobyłem z biblioteki atlas Europy, aby sprawdzić, czy to tylko plama bądź błąd drukarski.

Nie mogłem w to uwierzyć: to nie był błąd, inne mapy potwierdziły fakt, że oto ujawniła się przede mną autentyczna czarna plama, dziewicza, ciemna strefa,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Mały reportaż – 1/2017
Rozmaitości

Mały reportaż – 1/2017

Tomasz Wiśniewski

Nie bez ekscytacji wreszcie udało mi się odwiedzić słynne miasteczko Yrógod, położone na dalekim południu (nie pamiętam którego kraju). Jak wiadomo, jego mieszkańcy mają jedną zasadę: stopą nigdy nie dotykają ziemi. I muszę przyznać, że wszystko, co się o nich mówi, jest prawdą: przeskakują z drzewa na drzewo lub pomiędzy słupami telegraficznymi, sypiają na hamakach, a posiłki jedzą, zwisając z gałęzi jak nietoperze. Zapytałem jednego z tubylców: „Skąd ten upór?”. I usłyszałem: „W ten sposób jesteśmy bliżej Boga”. 

Wracając pociągiem z Yrógod, pomyliłem przystanki i wysiadłem w malowniczej wsi, której nazwy również nie mogę sobie przypomnieć. Panowała tam szokująca grzeczność. Ludzie przepraszali krzesła za to, że na nich siadali. Gdy na drodze dostrzegli brudny kamień, to go czyścili. Rozmowy, jakie tam prowadzono, nie zawierały w sobie niczego innego prócz pozdrowień (z tego powodu, niestety, nie mogłem wysondować za wiele o codzienności tubylców). Widziałem na własne oczy, jak ktoś, wyciągając wiadro wody, wrzucił do studni ogromną sakwę złota. Nocami straszy się tam dzieci starożytną (rzekomo) opowieścią o człowieku, który usiadł na czyimś kapeluszu. Kiedy tylko dowiedziano się o mojej pomyłce, zamówiono specjalną lokomotywę (na koszt gminy), którą powróciłem do domu. 

Czytaj dalej