Ludzie nie są grzeczni
i
Jacek Poniedziałek, kadr z filmu "Serce miłości"
Przemyślenia

Ludzie nie są grzeczni

Bartosz Janiszewski
Czyta się 10 minut

Jacek Poniedziałek, odtwórca roli Wojciecha Bakowskiego w filmie Serce miłości, opowiada o tym, jak to jest zagrać swojego kolegę, gdzie są granice miłości i czy za zamkniętymi drzwiami kochamy tak samo jak na widoku publicznym. 

Bartosz Janiszewski: Sztuka współczesna jest w Polsce tak popularna, że o jej przedstawicielach robi się filmy?

Jacek Poniedziałek: Chciałbym, żeby tak było, ale to oczywiście nieprawda. A ten film to dość uniwersalna opowieść o miłości. Jeśli ktoś przy okazji pozna sztukę współczesną, to wspaniale.

Nie masz poczucia, że mało kogo dziś ona obchodzi? Jest oderwana od tak zwanych „zwykłych ludzi”?

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tak, zresztą dostrzega to też samo środowisko. Wśród wielu ludzi sztuki współczesnej panuje przekonanie, że i tak nikt oprócz nich nie ma narzędzi do jej odbioru. Jak nie obejrzysz setek innych prac, nie przeczytasz esejów i artykułów, to nic z tego nie skumasz. Świetny tekst napisał o tym Stach Szabłowski w Dwutygodniku. Część środowiska cieszy się z tej izolacji, jeszcze bardziej się zamyka, jakby sprawiało im sadystyczną przyjemność to, że nikt inny nie rozumie ich rozkmin. Ale reżyser Serca miłości, Łukasz Ronduda, który od lat jest bardzo wziętym kuratorem, ma do tego zupełnie inne podejście.

Oprowadzał mnie po swojej wystawie 140 uderzeń na minutę o historii polskiego rave’u i techno. Bardzo mile mnie zaskoczyło to, że to i tak darmowe muzeum demokratycznie zaprasza w swoje progi środowiska, które do tej pory omijały je szerokim łukiem. Wśród odwiedzających było sporo ludzi w dresach i w ogóle o takim „osiedlowym” czy „ziomalskim” wyglądzie. Byli wyraźnie podjarani, obcując z ich rzeczywistością w nieco innym wydaniu, przefiltrowaną, do której podchodzi się poważnie, jak do ważkiego społecznego zjawiska. To świetny przykład, że sztuka współczesna nie musi być wyobcowana czy hermetyczna. Duża grupa społeczna została zauważona, stała się pełnoprawną inspiracją oraz odbiorcą sztuki, która z reguły wypinała się na nią tyłkiem. Łukasz Ronduda ma wspaniałe podejście, bo ciekawią go wszystkie grupy społeczne i potrafi się z nimi dogadać. Być otwartym, szukać porozumienia, nie antagonizować nas jeszcze mocniej.

Nie wierzysz w to?

Łukasz mi nawet docinał z tego powodu, bo nieco wcześniej poczyniłem dość wściekły tekst o obecnej sytuacji, za który Facebook mnie zbanował.

Łukasza otwartość jest piękna. Problem polega na tym, że nie wydaje mi się, żeby wszystkie grupy w Polsce były na to gotowe. Wielu ludzi, na których Ronduda chciałby zwrócić uwagę, nie słuchałoby tego co ma do powiedzenia, tylko dałoby mu w ryj. Za sam wygląd, dla nich to inteligencik z wielkiego miasta ze śliczną pedalską buźką. Porozumiewamy się różnymi językami, przebywamy w zupełnie różnych światach.

My i oni, czyli właściwie kto?

My, czyli ludzie o wolnościowych, otwartych poglądach. Nie powiem liberałowie, bo to się kojarzy z ekonomią. Oni, czyli radykały, naziole.

Zaraz, nie ma niczego pośrodku?

Nie chodzi mi o status materialny czy wykształcenie, nawet nie o system wartości. Tylko o to, czy jesteś otwarty, czy klaustrofobicznie zamknięty na innych.

Trzeba dużej otwartości, żeby zagrać kolegę? W Sercu miłości wcielasz się w Wojciecha Bąkowskiego, znacie się prywatnie.

Nie znałem Wojtka przed rozpoczęciem tej pracy. Szczerze mówiąc, wewnętrznie broniłem się przed tą rolą. Wydawało mi się to dziwne – zagrać żyjącego artystę i to młodszego od siebie o 14 lat. Wojtek i Łukasz Ronduda przekonywali mnie, że to nie ma znaczenia. Mówili mi, że to film o miłości i związku Wojtka i Zuzanny Bartoszek (w filmie zagraną przez Justynę Wasilewską), i że kluczowa jest duża różnica wieku między nimi. On jest „klasykiem awangardy” (jak ja nie lubię tego określenia!), a ona debiutantką.

Bohaterowie filmu przychodzili na plan?

Niestety. I patrzyli, jak ich gramy. I dawali uwagi. To było bardzo kłopotliwe i oczywiście krępowało nas z Justyną. Pierwsze dni zdjęciowe były mega ciężkie. Byliśmy usztywnieni, bezustannie się kontrolowaliśmy. Nie podobało się nam, co z tego wychodzi. Czułem, że nie potrafię upodobnić się do Wojtka. Próbowałem chodzić z usztywnionym kręgosłupem, tak jak on, drapać się po brwi tak jak on, jak on poprawiać ciągle spodnie. Ale im więcej myślisz o graniu, tym mniej jest w nim emocji. Wychodzi sztuczna postać. Paradoksalnie, im dalej byliśmy od wzorców postaci, tym podobniejsi się do nich stawaliśmy. Sytuacje zapisane w scenariuszu, określone reakcje bardziej konfigurują bohatera, niż to jak się chodzi, czy jakie się robi miny.

Scenarzysta Robert Bolesto pisał scenariusz razem z Bąkowskim i Bartoszek. Uczestniczył w kłótniach pary, musiał się z nimi zaprzyjaźnić.

Wojtek i Zuzanna brali udział w powstawaniu scenariusza, współpisali dialogi. Ale intuicja Roberta Bolesty, jego wizja konstelacji rozmów, awantur i sytuacji z życia, to przykład udanej kondensacji miłosnego i twórczego konfliktu. 

Jacek Poniedziałek i Justyna Wasilewska – kadr z filmu „Serce miłości”

Jacek Poniedziałek i Justyna Wasilewska – kadr z filmu „Serce miłości”

To chyba dziwne uczucie: jednocześnie odgrywać i obserwować prawdziwy związek ludzi, którzy są obok. Nie miałeś z tym problemu?

Kiedy pracowaliśmy nad filmem, przeżywałem osobisty dramat. Byłem w rozpaczy, ale postanowiłem sobie, że moją aktorską pracę poświęcę im – Zuzi i Wojtkowi – i ich miłości. Pracowałem z intencją, żeby się nie rozstawali. Bo życzę im tego z całego serca, moim zdaniem są dla siebie stworzeni. Mam za sobą doświadczenie kilku związków z artystami i wiem, jak trudne jest rozstanie, gdy żyjesz w przekonaniu, że takiej bratniej duszy już nie znajdziesz. Cieszę się, że oni są razem.

Chociaż ten związek szokuje. Ona jest wpatrzona w niego jak w obraz, ale jednocześnie ma zgodę na romanse z innymi mężczyznami. Nie mieliście poczucia, że przekraczacie granice intymności tej pary?

Żyjemy w społeczeństwie pełnym hipokryzji. Ludzie robią za firankami bardzo różne rzeczy, a potem, kiedy wychodzą z mieszkań, pięknie się oburzają. Jako artysta czuję wewnętrzny nakaz, żeby tę hipokryzję kompromitować i żeby poszerzać obszary wolności. Zdzierać barwy ochronne i pokazywać człowieka takim, jaki jest. Nie chodzi tylko o dwóch mężczyzn trzymających się za ręce, ale o różne upodobania seksualne, o których Polacy nie potrafią mówić. Wszyscy kłamią. Jak otworzysz Tindera czy Grindra, widzisz, czego ludzie chcą w łóżku. I widać, że nie chcą grzecznych rzeczy, bo ludzie w ogóle nie są grzeczni. A w przestrzeni społecznej kłamiemy jak z nut i wylewnie się oburzamy.  

Oglądając ten film, miałem czasami wrażenie, że Wojtek i Zuzanna ciągle się ranią.

W czasie przerwy między zdjęciami pytałem Wojtka, co by było, gdyby się rozstali. Powiedział, że zapiłby się na śmierć. Ze smutku, braku, samotności. Z poczucia przegranej. Miałem kiedyś 7 lat przerwy między związkami, żyłem wtedy sam. Człowiek, kiedy jest sam, wariuje. Musi kogoś mieć, żeby zderzać swoje myśli z innymi, żeby mieć kontakt z innym zapachem, ciepłem i chłodem. Człowiek, kiedy jest sam, gubi się. Nie chodzi tylko o to, że jest smutny, bo smutek można pokonać. Samotność jest też bardzo twórczym i płodnym stanem duszy.

Związki to też ciągłe kłótnie. Zuzanna Bartoszek oskarża Wojciecha Bąkowskiego o to, że okrada ją z pomysłów, nawet ze snów. Ta ciągła walka nie wydawała ci się męcząca?

Seks też jest walką, miłość jest walką. Zawsze. To walka człowieka o swoją pozycję i niezależność, o to żeby człowiek, którego kochasz, cię nie pożarł, o to, żeby go przy sobie zatrzymać. Nieustannie walczymy.

Sztuka to tylko kolejny obszar walki?

W wypadku takich związków tak. Serce miłości pokazuje proces emancypacji Zuzanny. Jej wyzwalania się, walki o podmiotowość i samostanowienie. Ona jest zafascynowana Wojtkiem, kocha jego sztukę, ale jest już samodzielnym, odrębnym artystycznym bytem. Robi zupełnie inne rzeczy niż Bąkowski, jest w tym inny rytm, inna aura. Jest znacznie bardziej niż Wojtek wykreowana – na przykład to, jak siebie przedstawia na fotografiach czy rysunkach. Wojtek bardziej zajmuje się tym, co widzi i słyszy, co się dzieje wokół niego. To zewnętrze opisuje jego stan. U Zuzy jest inaczej.

Robią inne rzeczy, ale oczywiście, jeżeli się kochają, spędzają ze sobą tyle czasu, muszą na siebie wpływać. Jest coś takiego, że partner cieszy się z sukcesu wystawy partnerki, ale z drugiej strony wpada w jakiś rodzaj smutku czy otępienia, który bierze się z niepokoju. Zawsze gdzieś czai się obawa, że jeśli ukochana wypłynie na szerokie wody, świat zacznie jej pragnąć, to on ją straci. Nie będzie już miała dla niego tyle miejsca i czasu. On przestanie być dla niej wszystkim. Zresztą wszyscy się tego boimy, nie tylko artyści.

Podpisałeś się pod listem otwartym w sprawie standardów etycznych i publicznego napiętnowania w kontekście akcji #metoo. Nie boisz się, że wrzucą Cię do jednego worka z gwałcicielami i molestującymi?

Podpisałem ten list, bo nie zgadzam się z publicznym uśmiercaniem ludzi. Często z innych powodów niż te, na które oskarżające osoby się powołują. Bo rzucone w przestrzeń publiczną hasło „molestowanie” potrafi zniszczyć komuś życie, a jak widać rzuca się je czasem tytułem osobistej zemsty za prawdziwe bądź domniemane przewiny oskarżanej osoby, która nigdy z molestowaniem nie miała nic wspólnego. Dodam przy tym, że jestem wrogiem przemocy seksualnej i proszę wszystkich moich oponentów o nieprzypisywanie mi intencji, których nie mam. Wiele osób wylało już na mnie wiadro pomyj, bo ośmieliłem się bronić Kevina S . Najbardziej ubawił mnie histeryczny głos pewnego działacza LGBT, który kiedyś na swoim profili wprost obwieszczał światu, że uwielbia się zabawiać z nieletnimi. A teraz tona świętego oburzenia, lamentuje, jak bardzo go rozczarowałem.

Czytaj również:

Lekcje z krańców świata. Kino Wernera Herzoga
i
Werner Herzog na planie filmu „Inferno”; zdjęcie dzięki uprzejmości Netflix
Opowieści

Lekcje z krańców świata. Kino Wernera Herzoga

Mateusz Demski

Werner Herzog zawsze miał w sobie gotowość do odkrycia czegoś niezwykłego, ale świat wciąż pozostaje dla niego wielką tajemnicą.

Natura była jego pasją od najwcześniejszych lat.

Czytaj dalej