Listy od do: Stanisława Lema i Ewy Lipskiej
Doznania

Listy od do: Stanisława Lema i Ewy Lipskiej

Stanisław Lem, Ewa Lipska
Czyta się 4 minuty

Wiedeń, 21 marca 1987

Droga Pani Ewo,

nie pisałem dawno – przez choroby, zmartwienia i tym podobne przypadłości, o których pisać nie warto. We snach jestem nie tylko młody, ale coraz młodszy: znaczy to, jak mniemam, że już staję się z wolna początkującym starcem. W środku tego jednak nie czuć. Dostaliśmy z Krakowa wybór Pani wierszy wydany w WL* i właściwie przez to Pani piszę, ponieważ obawiam się, że mogę nie zdążyć z przekazaniem Pani tych mi ważnych wiadomości, albo, co też paskudne by było, zapomnę, ponieważ umysł zwapnieniu ulega.

(…) Opisać poezji, jako też uczuć, które wzbudza, nie można. Jest ona, w jakimś specjalnym rodzaju, w jakiejś odnodze swojej, sztuką chwytania niewidzialnych stanów rzeczy, coś jakby doskonale przezroczystych motyli, w siatki uplecione z bardzo grubej materii języka, który wcale nie powstał po to, ażeby wiersze można było z niego wyrabiać. Tak, zatem oświadczam, że dla mnie jest Pani najpierwszą klasą, i że poezja Pani ma własność takiego wstrząsania duchem moim, jakiej nie mają inne, także te złocone noblowską pieczęcią. Albowiem pisze Pani przede wszystkim o sprawach ostatecznych i ta eschatografia jest na wskroś przeszyta spokojem dojrzałego nieszczęścia, jako zrozumienia naszej kondycji, i podbita / podszyta tym wszystkim, co w zasadzie niewyrażalne, ale Pani jakoś to przemyca: i właściwie myślę, że sama Pani w ogóle nie wie, jak Pani to robi. (…)

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Należą się Pani wszystkie nagrody, których Pani nie dostała. Satysfakcja, jaką miewa się z lektury dobrych wierszy Rilkego, Leśmiana, Miłosza, jest chłodna, czasem zimna. Nie znam nikogo, kto by pisał wiersze tak przejmujące i tak intymnie bijące w niewypowiadalne sensy egzystencji jak Pani. Bardzo się rzadko trafia, żeby ktoś tak potwornie zagrożony tak umiał tę śmiertelną okoliczność obrócić w takie słowa. Rilke tak się bał śmierci, myślę – własnej – że o innych pisał krystalicznie, ale swojej białaczki w poezję nie mógł przetworzyć. Talent to wiele i to jest dane, ale odwaga połączona z talentem to już coś więcej, co się wymyka wszelkim rodzajom tak zwanej krytyki literackiej. Dla mnie jest Pani pierwsza. I na tym kończę, bo o sprawach przyziemniejszych może innym razem.

Oddany

St. Lem

 

PS Być może trzeba samemu trochę poumierać, żeby pojmować i rozumieć Pani wiersze.

 

* Utwory wybrane, WL, Kraków 1986.

 

Kraków, 28 stycznia 1988

Kochani,

co u Was? Jak się macie? U nas od dwóch dni naród nocuje przed sklepami z wódeczką. Już na sam widok takie mnie ogarnia pragnienie, że wypiłam już prawie całe domowe zapasy. (…) Został nam jeszcze rum kubański i rumba polska, czyli ekonomiczny taniec, jaki czeka nas za kilka dni. Poza tym – jak podała „Gazeta Krakowska” szczury opuściły Kraków. Ni ma ich. Poszły. A raczej uciekły. Ale gdzie? Pewnie do Królestwa Kongresowego, choć niektórzy woleliby, aby do Królestwa Niebieskiego… Z tego wniosek, że okręt Kraków tonie. Podobno w ostatnich dniach Łęg wypuścił taką ilość siarki, że pewna ilość ludzi przeniosła się w zaświaty. Gazety codzienne zaczynają żyć z nekrologów. Chcemy nawet z Wisławą założyć nowe pismo pod tytułem „ZGONIEC POLSKI”. Mamy nawet już kilku redaktorów: Śmierciak z „GK” i red. Tot z Warszawy, nie mówiąc o innych zasłużonych kolegach. Możemy sobie jeszcze kupić maski tlenowe albo się przeprowadzić, ale gdzie? (…) Dla całkowitego dobicia (się) wróciłam do Człowieka zbuntowanego A. Camusa – najmądrzejszej książki świata, bardzo smutnej niestety, po przeczytaniu której z ludzi powinno się robić pasztety (to dla rymu do „niestety”). Człowiek to ohydne zwierzę, trzeba topić go w likierze, demaskować na papierze, w komputerze i eterze. No, wreszcie wracam do poezji… Nie mogę nawet spać. Jest już prawie dwunasta i zaraz będzie 29 stycznia. Polecę niebawem do kolejki po masło, mydło i zapałki, a po południu puszczę sobie koncercik skrzypcowy Vivaldiego i przez moment będzie mi się wydawało, że mieszkam i żyję w cywilizowanym kraju. Tym optymistycznym akcentem Was żegnam, ściskając serdecznie i pozdrawiając Tomka.

Ewa

 

Fragmenty listów Ewy Lipskiej i Stanisława Lema pochodzą z książki Boli tylko, gdy się śmieję… Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018

Czytaj również:

Listy od do: Sławomir Mrożek i Stanisław Lem
i
Sławomir Mrożek
Doznania

Listy od do: Sławomir Mrożek i Stanisław Lem

Sławomir Mrożek, Stanisław Lem

Piątek, 27 lipca 1962

Dobrze, że list napisałeś do mnie. W życiu moim niewiele jest teraz blasków. Ty, jako heremita wiejski, masz kontakt z przyrodą, możesz obserwować życie owadów. Ja, jako heremita miejski, tylko szmat nieba przez okno obserwuję, nawet przyzby nie mam, do obserwowania zachodów słońca. Czy heremitura to jest emerytura dla heremitów, cha, cha? Wyglądam tylko przez okno, i to w szczególny sposób. Staję na kufrze, w którym pościel trzymamy, bo parapet jest wysoko. A ponieważ mam spodnie drelichowe niebieskie na szelkach i przeważnie wtedy palę fajkę, a dzieje się to przeważnie po południu, właśnie już pod zachód, więc nieodparcie czuję się wtedy jak stary bauer i robię nawet odpowiednie miny. Ot i cała moja przyzba.

Czytaj dalej