Król Krakowskiego Przedmieścia
i
Portret Andrzeja Partuma, zdjęcie: Zbigniew Rytka, 1974 r., Biuro Poezji, Warszawa (dzięki uprzejmośc Bożeny Biskupskiej oraz galerii Monopol)
Opowieści

Król Krakowskiego Przedmieścia

Libera wybiera, czyli subiektywny poczet polskich artystów
Zbigniew Libera
Czyta się 9 minut

Wagabunda, prowokator, przeciwnik etatowej awangardy. Sztukę rozsyłał pocztą, w galerii wystawił smród. Według Przybosia – chory psychicznie. Według niektórych – wybitny artysta. Nazywał się Andrzej Partum.

„Król Krakowskiego Przedmieścia”, jak nazywany był w latach 70. wśród stołecznej bohemy, urodził się w 1938 r. w Warszawie. O jego ojcu historia milczy, o matce zaś, Marii z domu Mikiewicz, wiemy, że była artystką malarką. Zginęła na warszawskiej ulicy w sierpniu 1944 r. podczas jednego z bombardowań, podobno na oczach swoich dzieci – Kariny i Andrzeja właś­nie. Brat Marii, poeta Konstanty Mikiewicz, jeszcze przed wojną, w 1935 r., powołany do służby wojskowej popełnił samobójstwo w Wyższej Szkole Podchorążych w Zambrowie. Nieco starsza od Andrzeja Karina zmarła tuż po wojnie, w roku 1946. Wychowaniem małego Partuma zajęła się zatem siostra matki – Krystyna Artyniewicz, autorka scenariuszy do przedstawień teatralnych dla dzieci. Niestety, także ona ostatecznie osierociła chłopca w wyniku śmiertelnego zatrucia grzybami w lipcu 1953 r.

Młody Andrzej tułał się więc po domach dziecka, często też nocował po klatkach schodowych Warszawy. Przytoczę tu anegdotę, którą opowiadał o swoim ówczesnym życiu. Pewnego razu znalazł świetną kryjówkę ulokowaną w suficie na półpiętrze klatki schodowej jednej z kamienic. Dość trudno było się do niej wspiąć, więc jak już Andrzej tam się dostał, nie kwapił się, by opuszczać to miejsce. Jednak pewnego ranka zachciało mu się sikać – i postanowił, nie schodząc na dół, załatwić potrzebę przez szparę pomiędzy deskami podłogi. Traf chciał, że właśnie wtedy przechodził tamtędy jakiś milicjant, któremu przyszły „Król Krakowskiego Przedmieścia” zmoczył czapkę, kompletnie się przy tym dekonspirując.

Jak trafić do filharmonii

Młody Partum przejawiał zainteresowania muzyczne. Grał na fortepianie, korzystając z instrumentu w Domu Literatów przy ul. Krakowskie Przedmieście, przy okazji we wnętrzu instrumentu przechowując swój niewielki dobytek, oraz uczęszczał jako wolny słuchacz na zajęcia Wydziału Kompozycji Warszawskiego Konserwatorium Muzycznego. Chodził również do liceum, ale nie był dobrym materiałem na ucznia. Wydalono go ze szkoły po tym, jak publicznie domagał się wycofania wojsk radzieckich z Polski i uwolnienia kardynała Wyszyńskiego. Idiota? Może raczej ktoś, kto nie miał nic do stracenia.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W roku 1959 Partum własnym su­mptem wywiesił na warszawskich ulicach plakat z napisem „Partum w Warszawie!!!”. Prominentny tygodnik „itd” zastanawiał się wówczas, czy „»Partum« to hasło, pojęcie, czy kryje się za tym człowiek?”. W listopadzie 1960 r. pojawił się zaś na murach miasta nowy plakat informujący, że odbędzie się recital fortepianowy oraz „rzut poezji abstrakcyjnej Andrzeja Partuma”. Utwory fortepianowe miał wykonać osobiście kompozytor, jego wiersze natomiast – recytować sam Adam Hanuszkiewicz. Afisz wydrukowano i rozwieszono, bo Partum drogą telefoniczną, podając się za sekretarkę ówczesnego przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego, załatwił sobie koncert w Filharmonii Narodowej. Postawieni na baczność urzędnicy wydrukowali i rozwiesili plakat, który zdjęto dopiero wtedy, gdy zdziwiony Zawadzki dowiedział się, że jego polecenie zostało wykonane.

Andrzej Partum, "Manifest pozytywnego nihilizmu sztuki" 1983 r. (dzięki uprzejmości galerii Monopol)
Andrzej Partum, „Manifest pozytywnego nihilizmu sztuki” 1983 r. (dzięki uprzejmości galerii Monopol)

Duch semantycznej niejasności

We wczesnych latach 60. Partum pojawiał się w warszawskim klubie Hybrydy, gdzie grał na fortepianie i pisał, najczęściej o czwartej nad ranem. W tamtym czasie myś­lał o sobie jako o poecie. Własnym sumptem wydawał tomiki poetyckie: w 1961 r. ukazały się Frekwencje z opisu, w 1965 r. – Powodzenie nieurodzaju (Zwałka papki), a w 1969 r. – Osypka woliTlenek zasobów. Ówcześni krytycy literaccy uważali jego utwory za bełkot lub w najlepszym wypadku wykwit grafomanii; sam Julian Przyboś orzekł, że Partum jest prawdopodobnie psychicznie chory. Jednak patrząc z czasowego dystansu, można zauważyć, że w wierszach tych kryły się już intuicje rozwijane później w jego manifestach przepełnionych atmosferą semantycznej niejasności.

garażowanie samochodu

wjazd garażu
wgłąb
przyspieszony
autem
wsuwa
oponom
długość
nawierzchni
w
brzeżność
ich
rowków

[Z tomiku Frekwencje z opisu; pisownia oryginalna, podobnie jak w przypadku dalszych cytatów z Partuma].

Portret Andrzeja Partuma, zdjęcie: Zbigniew Rytka, 1974 r., Biuro Poezji, Warszawa (dzięki uprzejmośc Bożeny Biskupskiej oraz galerii Monopol)
Portret Andrzeja Partuma, zdjęcie: Zbigniew Rytka, 1974 r., Biuro Poezji, Warszawa (dzięki uprzejmośc Bożeny Biskupskiej oraz galerii Monopol)

W roku 1966 Partum poznał studentkę łódzkiej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych Ewę Frejdlich, która wkrótce została jego żoną. To właśnie Ewa Partum – jeśli wierzyć jej włas­nej relacji – wprowadziła Andrzeja w zagadnienia najnowszej sztuki. Bez jej kompetentnej wiedzy Partum prawdopodobnie nie zwróciłby się w tym kierunku. Ten wpływ jest widoczny w jego późnych tomikach. Osypka woli ilustrowana była oryginalnymi temperami Alfreda Lenicy. Okładkę ostatniego tomiku Partuma pod tytułem Partum, wydanego w roku 1970 i zawierającego już tylko poezję konkretną, zaprojektował sam Henryk Stażewski.

Manifesty, transparenty, listy

W tamtym czasie Partum zajmował malutki pokoik na poddaszu hotelu Polonia, z wejściem od ulicy Poznańskiej. W roku 1971 przekształcił to mieszkanko w Biuro Poezji, które funkcjonowało aż do 1985 r. Działalność Biura polegała na wydawaniu własnym sumptem publikacji zarówno samego Partuma, jak i innych twórców czy zaprzyjaźnionych krytyków, a także na gromadzeniu informacji o aktualnej sztuce światowej oraz korespondowaniu z artystami uprawiającymi modną w tamtym czasie tzw. sztukę poczty, takimi jak: Dick Higgins, Andrzej Dudek-Dürer, Hervé Fischer, Fred Forest, KwieKulik, László Beke, Robin Crozier, Stanisław Dróżdż czy Cavellini. Biuro organizowało również wernisaże, pokazy i akcje artystyczne. Przy czym nie była to po prostu jeszcze jedna instytucja zajmująca się sztuką – samo w sobie Biuro stanowiło zjawisko artystyczne. Codziennie Biuro Poezji w postaci samego Partuma przemierzało ul. Krakowskie Przedmieście z plikiem odebranej właśnie na poczcie korespondencji, aby zatrzymać się na dłużej w restauracji Telimena naprzeciwko Galerii Dziekanka, gdzie można było wymienić z nim najnowsze informacje lub wysłuchać jednej z jego prowokacyjnych improwizacji.

W latach 70. oprócz zajmowania się działalnością Biura Poezji zaprzątało Partuma głównie pisanie manifestów. W roku 1970 powstał Krytykosystem sztuki, w 1971 – Sztuka Pro/La, w 1972 – Lichwa poezji anomalii modyfikujących w sztuce konceptualnej oraz Zasady sztuki monodycznej, w 1975 – Manifest sztuki bezczelnej, w 1977 – Manifest zwierzęcy, a w 1978 – Sztuka jest gównemTeoria sztuki Pro/La. W roku 1980 ogłosił jeszcze Manifest pozytywnego nihilizmu sztuki. W orędziach tych Partum postulował rozluźnienie stosunku człowieka do sacrum zarówno religijnego, jak i ideologicznego. Kwestionował zdroworozsądkowe postrzeganie anomalii językowych jako społecznego zła, a nawet więcej – wskazywał, że źródłem sztuki może być niedorzeczność czy też, jak sam mówił, „uraz sensu”. W jednym z listów do Di­cka Higginsa, który wytknął mu błąd w rozumieniu którejś z jego myśli, napisał, że „niezrozumienie sztuki daje szansę na jej kontynuację”.

„Sztuka jest takim samym narzę­dziem zbrodni jak każde inne” (z Manifestu sztuki bezczelnej). „Twoje charłactwo jest atutem postępu” (z Manifestu zwierzęcego).

„Potępienie nagromadzonego dobra przez ludzkość przyniesie rozwiązanie nie jednej wojny” (z Manifestu pozytywnego nihilizmu sztuki)

„Jesteś ignorantem kultury i sztuki” (z Manifestu sztuki bezczelnej).

„Artysta kiedy śpi najwięcej pracuje” (z Manifestu pozytywnego nihilizmu sztuki).

„Posłuszeństwo w nauce jest celem przesądów” (z Manifestu zwierzęcego).

„Wszystko w czym tkwi błąd stanowi myślowe dobro” (z Manifestu pozytywnego nihilizmu sztuki).

W roku 1973 w ramach Kina Laboratorium, zorganizowanego przez Gerarda Kwiatkowskiego w Elblągu, Partum zrealizował dwie akcje: „Akupunktura” oraz „Film nie potrzebuje ekranu”. Polegały na tym, że w trakcie projekcji filmu Józefa Robakowskiego siedział na drabinie i nakłuwał ekran szpilkami, natomiast towarzysząca mu osoba trzymała lustro przed projektorem w taki sposób, by przenosiło obraz na sklepienie i ściany galerii. Działanie to wskazywało na fizyczność samej projekcji filmowej, a także na to, że sztuka, podobnie jak nauka, niekoniecznie potrzebuje widzów.

W kwietniu 1975 r. Partum rozwiesił nad ul. Krakowskie Przedmieście, między budynkami Akademii Sztuk Pięknych i Uniwersytetu Warszawskiego, olbrzymi transparent z napisem „Milczenie awangardowe”. „Milczenie awangardowe – pisał – związuje twórczą wyobraźnię w pokorę do rzędu cnót a tym wznosi schronienie przed przedwczesnym rozszarpaniem artysty przez obłęd publiczny domagający się upojenia swych dusz fajerwerkami”.

PogardaSmród

W drugiej połowie lat 70., w „epoce Edwarda Gierka”, artystyczną normalność regulował nie tylko Urząd Cenzury, lecz także przyczyniali się do tego nadgorliwi kierownicy instytucji artystycznych i dążący do hegemonii artyści zwalczający naturalną żywiołowość sztuki. Jak pisał Zbigniew Warpechowski w książce Podnośnik: „Wbrew sugestiom Wiesia Borowskiego galeria Foksal była etatową galerią oficjalną, zamkniętą dla żywej sztuki. Tracąc monopol na awangardowość, przystąpiła do dyskredytowania i ośmieszania działań niezależnych”. W 1975 r. Borowski opublikował w piśmie „Kultura” artykuł zatytułowany Pseudoawangarda, w którym twierdził, że niezależni artyści neoawangardowi stanowią zagrożenie dla kultury polskiej. Innym razem Tadeusz Kantor, „naczelny awangardzista PRL” – jak nazywała go ówczes­na prasa – wspomniał pogardliwie o „domokrążcach sztuki”, co Partum odebrał jako osobisty przytyk, ponieważ aby przetrwać, zmuszony był zbierać po domach zamówienia na portrety fotograficzne. W roku 1976 Biuro Poezji Partuma odpowiedziało na to „rozsyłką” zatytułowaną Pogarda i poświęconą właśnie luminarzom z Galerii Foksal: „Za teatr śmierci, w którym autor utożsamia się z rozkładającym trupem-manekinem bez sensu wobec aktualnych dokonań w sztuce. Za szczura galerii foksal podgryzającego wartości życia twórczego zębami eklektycznego nerwu przedłużonego do ogona układów i spekulacji, konwencji wymachiwania na »nie« wszystkiemu co nowe”.

W grudniu 1977 r. Partum wystawił w warszawskiej Galerii Repassage Smród. Tytułowy odór roznosił się po wnętrzu za przyczyną grudek rudy siarki umieszczonych na przykrytym białym obrusem podeście. W założeniu miał to być komunikat dla stałych bywalców prowadzonej wówczas przez Elżbietę i Emila Cieś­larów galerii, że „coś tutaj śmierdzi”. O ile wiem, chodziło o to, że założyciele uniwersyteckiej Galerii Sigma, z której wyewoluował Repassage, Paweł Freisler i duet KwieKulik, w tajemniczych okolicznościach zostali odsunięci od kierowania galerią na rzecz małżeństwa Cieślarów.

Komfort myśli rzuconej niby kości

Z początkiem lat 80., na fali nowej popularności malarstwa, Partum zaczął także malować. Jednak jego bardzo kolorowe obrazy to raczej utwory poezji konkretnej z umieszczonymi tam słowami w różnych układach kompozycyjnych. Często powtarzają się wyrazy: „Poem” czy „Partum”. Być może artysta liczył na sprzedaż tych dzieł? Jednak nabywcy nie rzucili się na nie, a co do przyszłości trudno było mieć złudzenia, zatem Andrzej Partum postanowił opuścić kraj. W grudniu 1984 r. wyjechał do Danii, gdzie otrzymał azyl oraz rentę ze względu na stan zdrowia uniemożliwiający podjęcie pracy zarobkowej. Stanowczo odmówił jednak nauki języka duńskiego. Tuż przed wyjazdem wywiesił jeszcze nad wejściem do Galerii Dziekanka transparent z napisem „Potępienie utalentowanych”. Chciał w ten sposób przekazać, że władza kanalizuje młodzieżowy bunt do postaci malarskiej ekspresji, w końcu przecież nie bardzo groźnej.

W 1986 r. w Kopenhadze Partum założył prywatną instytucję pod nazwą Partum School of the Positive Nihilism of Art, która naturalnie wypłynęła z Manifestu pozytywnego nihilizmu sztuki z roku 1980. Szkoła rządziła się prawami dzieła sztuki, podobnie jak Biuro Poezji, przedsięwzięcia sytuacjonistów, George’a Maciunasa czy Cavelliniego albo kiedyś „Firma Portretowa S.I. Witkiewicz”. Szkoła gwarantowała twórcom „komfort myśli rzuconej niby kości ku światu nędzy egzystencjalnej najczęściej proponowanej przez dogmaty ideologiczne samobójczych reżimów i społeczeństw”, przy czym miała „zachowywać pewien uroczysty charakter niczym świątynia, broniąc się tym samym przed trywializacją masowej kultury”.

Po roku 1989 Partum, dobrze uposażony dzięki duńskiej rencie, większość czasu spędzał w Warszawie. Zwykle przesiadywał w kawiarni Domu Plastyka przy ul. Mazowieckiej, otoczony jak zawsze gronem akolitów – tym wierniejszych, że teraz to on stawiał. Ale jego wpływ na sprawy sztuki nigdy już nie był tak przemożny jak w latach 70. Zmarł 1 marca 2002 r. w wieku 63 lat.

Czytaj również:

Sztuka, która drażni spojówkę
i
Maria Ewa Łunkiewicz-Rogoyska, „Autoportret”, 1930 r.; dzięki uprzejmości spadkobierców; ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie
Doznania

Sztuka, która drażni spojówkę

Libera wybiera, czyli subiektywny poczet polskich artystów
Zbigniew Libera

Podobnie jak wielu innych ważnych i obecnie zapomnianych polskich artystów, których aktywność przypadła na pierwszą połowę XX w., bohaterka dzisiejszego „wyboru” pochodziła z Podola.

Maria Ewa Łunkiewicz-Rogoyska, w skrócie M.Ewa albo po prostu Mewa – jak o niej mówiono – urodziła się 5 kwietnia 1895 r. w liczącej nieco ponad 400 mieszkańców wsi Kudryńce nad Zbruczem w powiecie Kamieniec Podolski. Wieś należała do rodziny Koziebrodzkich, a dzierżawił ją ojciec artystki Stanisław Chmielowski, który tak jak jego starszy brat Adam odebrał wykształcenie w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśniczym w Nowej Aleksandrii, jak w owym czasie nazywało się miasto Puławy. Adam Chmielowski, jak słusznie przypuszczacie, to właśnie ów słynny katolicki święty Brat Albert, który stracił nogę w czasie powstania styczniowego, został malarzem, aby ostatecznie w latach 90. XIX w. porzucić sztukę i założyć w Krakowie zgromadzenie albertynów i albertynek, gdzie prowadził działalność na rzecz najuboższych i osamotnionych. Matka Mewy – Maria z Kłopotowskich – również uprawiała malarstwo. Sztuki tej uczyła się w bliżej nieokreślonej pracowni w Paryżu, a także na kursach Adriana Baranieckiego w Krakowie. Nic dziwnego, że rodzinny dom Mewy wypełniony był obrazami nie tylko matki i wuja Adama, ale też zaprzyjaźnionego z rodziną Chmielowskich Stanisława Witkiewicza, który w 1911 r. podarował im kilka swoich pejzaży górskich. Znacznie później, bo w roku 1937, syn sławnego malarza, Witkacy, namalował jej portret, a nawet dedykował dwie ze swoich książek: Szkice estetyczne (1922) i Teatr. Wstęp do teorii Czystej Formy w teatrze (1923). Mewa miała dwóch starszych braci, Teodora i Adama, oraz jednego młodszego – Tadeusza.

Czytaj dalej