Katastrofa „Jeddah” – prawdziwa historia Lorda Jima
i
Joseph Conrad, ilustracja: Tomek Bohajedyn
Wiedza i niewiedza

Katastrofa „Jeddah” – prawdziwa historia Lorda Jima

Tomasz Bohajedyn
Czyta się 10 minut

„Pod dachem z płóciennych tentów spali pielgrzymi hołdujący surowej wierze, poddawszy się mądrości białych i ich odwadze, ufając potędze ich niewiary i żelaznej łupinie ognistego statku […] – wszyscy zrównani wobec snu, brata śmierci”.

Tak oto Joseph Conrad pisał w Lordzie Jimie o pasażerach „Patny”, której katastrofa miała zdeterminować życie tytułowego bohatera powieści.

Jim – młody oficer marynarki handlowej – marzy o bohaterskich czynach. Kiedy jednak dochodzi do wydarzenia, w którym młodzieniec mógłby wykazać się męstwem, obezwładnia go strach i, biorąc przykład z kapitana, ucieka z zagrożonego zatonięciem parowca, pozostawiając pogrążonych we śnie i nieświadomych niczego pasażerów samym sobie. „Patna” ostatecznie nie tonie, a jej załoganci, którzy sprzeniewierzyli się odwiecznemu morskiemu prawu, że kapitan i oficerowie jako ostatni opuszczają tonący statek, zostają poddani powszechnemu ostracyzmowi. Jim próbuje zmyć hańbę i to pragnienie determinuje jego los aż do tragicznego końca. Joseph Conrad oparł fabułę swego arcydzieła Lord Jim na rzeczywistej katastrofie, która pod koniec lat 80. XIX w. stała się najgłośniejszym skandalem nie tylko w brytyjskiej floty handlowej, ale bez mała w całym imperium. Jednak awaria statku z pielgrzymami miała o wiele dramatyczniejszy przebieg, niż przedstawiono w powieści, a reakcja jego oficerów nie była uwarunkowana tylko niskimi pobudkami. Chodzi tutaj zwłaszcza o kapitana „Jeddah”, bo tak naprawdę nazywał się feralny parowiec pasażerski,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Nieśmiertelny Latający Holender
i
"Latający Holender", 1860 r., Charles Temple Dix; źródło: WikiArt (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Nieśmiertelny Latający Holender

Adam Węgłowski

Tragiczne w skutkach spotkanie z morskim monstrum, którego nie było, opisywały przez wieki setki żeglarzy. Strach się bać!

„Nocą widziałem raz przepływający wielki okręt z rozpiętymi, krwawymi żaglami, podobny do mrocznego olbrzyma w szerokim szkarłatnym płaszczu. Byłże to Latający Holender?” – pisał w XIX w. niemiecki poeta Heinrich Heine. Mniej romantyczne mniemanie o złowrogim morskim upiorze mieli ludzie morza. Marynarze przez wieki przekazywali sobie mrożące krew w żyłach opowieści. Oto statek widmo wypatrzyła na morzu załoga klipera „Texada” opływającego przylądek Horn. Efekt? Na pokładzie wybucha panika. Niebawem kilku marynarzy woda zmywa z pokładu, potem jeden zabija się, spadając z masztu, przerażony kapitan popełnia samobójstwo, a reszta załogi zapada na żółtą febrę. Ani chybi, klątwa! Cóż z tego, że samo istnienie „Texady” nie jest pewne…

Czytaj dalej