Jezus Maria,
 Brzeski!
i
Jan Maria Brzeski
Wiedza i niewiedza

Jezus Maria,
 Brzeski!

Ewa Pawlik
Czyta się 4 minuty

Prezentowana tu okładka otwiera pierwszy numer „Przekroju”, który ukazał się 15 kwietnia 1945 r. Jeszcze przed końcem wojny. W tamtym czasie dalsze losy pisma stały pod znakiem zapytania. Czy będzie dodatkiem do „Tygodnika Ilustrowanego”, czy stanie się samodzielnym pismem?

Autorem okładki i całej makiety „Przekroju” był Janusz Maria Brzeski – artysta, który popularyzował w Polsce technikę kolażu. 

W starożytnych Chinach stosowano ją już od 200 r. p.n.e., jednak termin ten pojawił się w Europie dopiero na początku XX w. Pierwsi zaczęli go używać kubiści: Georges Braque, a nieco później Pablo Picasso. Znanym wczesnym kolażem tego artysty jest Martwa natura z plecionym krzesłem z 1911 r. W nieco późniejszych czasach ta technika była wykorzystywana przez futurystów, surrealistów, dadaistów i konstruktywistów.

Polega ona na formowaniu kompozycji z różnych materiałów i tworzyw (gazet, tkaniny, fotografii, drobnych przedmiotów codziennego użytku itp.). Nakleja się je na płótno lub papier i łączy z tradycyjnymi technikami plastycznymi.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kolaż przedstawiony na tej okładce jest wyjątkowo grzeczny jak na prace Brzeskiego. Wojna jeszcze trwała, cały numer poświęcony jest w zasadzie wyszydzaniu wroga i zapowiedziom rychłego zwycięstwa. Próżno szukać w nim finezji i lekkości, które z czasem stały się znakiem rozpoznawczym „Przekroju”.

Janusz Maria Brzeski urodził się w 1907 r. w Warszawie, studiował w Szkole Sztuk Zdobniczych w Poznaniu pod kierunkiem prof. Jana Jerzego Woronieckiego. W 1925 r. w ramach stypendium odwiedził Włochy i Francję. 

autor: Janusz Maria Brzeski

autor: Janusz Maria Brzeski

Tam zetknął się z najbardziej nowatorskimi artystami z kręgów plastycznych i filmowych. Tam też zaczęła się jego fascynacja kinem eksperymentalnym i kolażem właśnie. Po dwóch ostatnich latach zagranicznej przygody, spędzonych w Paryżu, powrócił do kraju i zamieszkał w Krakowie. Zajmował się grafiką, ilustracją i fotografią, współpracował z kilkoma czasopismami. Był autorem nowatorskich, stawiających polskiej grafice prasowej bardzo wysoką poprzeczkę okładek oraz ilustracji do tygodników „As” i „Tajny Detektyw”. Można w nich dostrzec zalążki przyszłego stylu „Przekroju”.

W okresie międzywojennym był współzałożycielem Studia Polskiej Awangardy Filmowej (SPAF) i kręcił filmy awangardowe i eksperymentalne (Przekroje – 1931 r., Beton – 1933 r.). 

Ludwik Jerzy Kern pisał o nim: „Brzeski był wielkoświatowcem. Ironiczny, zgryźliwy, pikantny. Był jedynym w redakcji człowiekiem, który przed wojną mieszkał za granicą i otarł się o tamtejsze sfery artystyczne. A że był z niego kawał pozera, potrafił to sprzedać”. Ubierał się niezwykle wytwornie, co wyróżniało go na tle panującej w powojennej Polsce szarzyzny. Zawsze barwny, elegancki, nieco ekscentryczny. Cieszył się ogromnym powodzeniem wśród pań. Uważał, że robienie filmów awangardowych zdecydowanie zwiększało jego atrakcyjność w ich oczach. 

Zmarł dość wcześnie, bo w wieku zaledwie 50 lat. Kilka lat przed śmiercią zaczęły go ogarniać dziwaczne fobie. Panicznie bał się otrucia. W restauracjach zamawiał już tylko jaja na twardo, uważnie oglądając skorupkę w poszukiwaniu ewentualnych śladów nakłucia.

Poza niezaprzeczalnym talentem wnosił do redakcji tygodnika Eilego jeszcze element szaleństwa. Zwracano się do niego per Jezus Maria – tak często przekraczał swoim zachowaniem ogólnie przyjęte normy, że okrzyk „Jezus Maria!” z czasem zastąpił po prostu jego imię. Jerzy Waldorff wspomina Brzeskiego tak: „»Przekrój« miał to do siebie, że grupował znakomitych moczymordów. A na ich czele zdecydowanie stał Jezus Maria. Nigdy nie było wiadomo, co wymyśli. A z nim było tak: myśmy przychodzili do redakcji o dziesiątej rano i pracowaliśmy nad numerem. Około trzeciej pojawiał się Brzeski i tak jakoś apetycznie mlaskał językiem i mówił »Czas byłoby na jakąś małą przekąseczkę tu na rogu…«”. 

Chodziło o knajpę „U Sokoła” – na wprost hali krakowskiego „Sokoła”. Z reguły wszyscy redaktorzy zgadzali się, by wyjść „na jednego”. Ten jeden kończył się kolejnego dnia nad ranem. Ale już punktualnie o dziesiątej większość zespołu znów pracowała nad następnym numerem pisma. Około trzeciej w drzwiach pojawiał się Jezus Maria i mówił: „Słuchajcie, jesteśmy dziś nieco zmęczeni, chodźmy odpocząć na chwilę. Dziś proponuję »U Sokoła«”. I redakcja posłusznie maszerowała do wskazanego lokalu. Odpoczywanie trwało niekiedy nawet trzy dni. Zarówno Kern, jak i Waldorff wspominają, że początki „Przekroju” to czas permanentnego braku snu. I kolaż niesamowitych osobowości, przygód, ekscesów. A także kolaże na okładkach. Ten był pierwszy.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Roztańczona aktywistka
i
Josephine Baker, zdjęcie: George Hoyningen-Huene, 1929 r., © George Hoyningen-Huene Estate Archives
Doznania

Roztańczona aktywistka

Stach Szabłowski

Josephine Baker wyszła ze slamsów, ale nigdy o nich nie zapomniała – mówiła o tym, stojąc u boku Martina Luthera Kinga podczas marszu na Waszyngton. Kiedyś była oglądana jako „egzotyczna piękność”, dzisiaj jej taniec rozpatrywany jest w kategoriach sztuki zaangażowanej.

Trwająca jeszcze do 1 maja berlińska wystawa poświęcona Josephine Baker ma tytuł Icon in Motion (Ikona w ruchu). Bo naturalnym żywiołem tej wszechstronnej artystki był właśnie gest, performans, taniec, którym rozgorączkowała międzywojenną Europę.

Czytaj dalej