Jesień jest kobietą
Opowieści

Jesień jest kobietą

Joanna Kinowska
Czyta się 8 minut

A co tam, pani, w sztuce? Idzie nowa generacja, która już nie będzie wyrozumiała. Bierze, co jej się należy. A Joanna Kinowska nie może się doczekać.

Ulice i place miast i miasteczek. Ta jesień należy do kobiet. Od kilku miesięcy widać wzmożone działania środowisk artystycznych i fotograficznych zmierzające do tego, by głos kobiet był wreszcie w Polsce słyszalny. Dzieje się to poprzez akcję „Women to the Front” oraz działania inicjatywy „Polish Women Photographers”. Powtarzane od lat hasło „Nie chodzę na panele, w których występują tylko mężczyźni” powoli zaczyna obowiązywać także na fotograficznych imprezach. Są wśród nich takie, które już od dawna i na stałe wpisały parytety w swoje działania, lecz ciągle więcej takich, którym to – mimo wielu oczywiście starań – nie wyszło. Niby to wszystko już wiadome, niby już passé jest zrobienie festiwalu samych facetów, dyskusji samych „mężczyzn objaśniających świat”. Zmieniło się postrzeganie. Zaczęto widzieć problem. Ale jeszcze długa droga, żeby wypadki przestały się zdarzać.

Ta jesień w warszawskich galeriach należy do fotografek. Trzy fenomenalne wystawy trzech wybitnych twórczyń: Piotrowska, Gęsicka, Wojtas, w trzech ważnych miejscach: Zachęta, Jednostka, IF Fort. Może tylko przypadek, że w tym samym czasie. Albo też wyraz nadchodzącej i zarazem dziejącej się zmiany?

Wróćmy do szkoły, wejdźmy na wystawę Karoliny Wojtas Abzgram. Do szkoły wchodzi się przez szatnię. Wiadomo, że trzeba będzie wcześniej czy później minąć się z woźną, więc lepiej nie ryzykować. Zaskakująca jest aranżacja wystawy Wojtas, bo właściwie nie wiadomo, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Zdjęcia, które są głównym medium artystki, są tu wręcz trudne do znalezienia. I zupełnie nie jak w galerii, można ich dotknąć (tak, rękawiczki, dezynfekcja!). I ten dotyk, ta bliskość, ta dziwność i wszelkie reminiscencje wydają się osaczać widza. Ten absurd, surreal prowadzi do celu. Sedna rozmytego między prawdą a fikcją, przeżytym a wyobrażonym. Czy to się zdarzyło? Czy to potrzebne było? Wojtas od lat – jak wyjaśnia kurator wystawy Rafał Milach – „bada współczesny system edukacji jak szalony antropolog”. Prace wideo, fotomontaże, instalacje, a wreszcie zdjęcia, które wydają się dokumentalne (niczego już nie można być stuprocentowo pewnym), mieszają się, wzmacniają, potęgują. Śmieszą, cieszą, żeby potem wrócić z gorzkim żalem, trudną oceną, smutnym wnioskiem. Na marginesie warto wspomnieć o wyjątkowym, kobiecym roku, a nawet półtora roku w Instytucie Fotografii Fort. Abzgram to piąta z rzędu (po Rayss, Mielnikiewicz, Promińskiej i Bilskiej) wystawa kobiety i trzecia z rzędu, gdy za kobiecą wystawą w roli kuratora stoi mężczyzna (Szlaga, Miękus, teraz Milach). Tak wyszło, bez żadnego trybu, bez ogłaszania programu kobiecej iluś-latki, można, po prostu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Karolina Wojtas, Abzgram (mat. prasowe)
Karolina Wojtas, Abzgram (mat. prasowe)

Po spektakularnym debiucie w 2017 r. serią Traces, wystawie w Project Room w CSW i objechaniu całego świata Weronika Gęsicka znów pokazuje swoje prace w Warszawie. Cliffhanger to wystawa przygotowana specjalnie na Warsaw Gallery Weekend, składa się z najnowszych projektów, jeszcze enigmatycznych: Holiday, CocoonSmash. Najważniejsze i najbardziej rozpoznawalne nie uległo zmianie – Gęsicka dalej przetwarza fotografie znalezione w bankach zdjęć. Jesteśmy trochę w świecie realnym, a trochę w wyobrażonym. A zawsze w zaskakującym, niemożliwym, surrealistycznym. Katarzyna Sagatowska, kuratorka wystawy, a zarazem właścicielka Jednostki podkreśla: „Cliffhanger, czyli zawieszenie akcji w chwili największego napięcia, to wymyślony na potrzeby powieści w odcinkach – a stosowany dziś w wielu dziedzinach – zabieg, który ma utrzymać zainteresowanie w świecie, w którym nadmiar jest normą. […] W ostatnim jednak czasie cliffhangery przeniosły się ze świata rozrywki do świata realnego, a uczucie zawieszenia i wielkiej niewiadomej coraz rzadziej kojarzy się z ekscytacją, częściej budzi niepokój i frustrację”. W nowych projektach Gęsicka mierzy się z lękami, frustracjami, zagrożeniami i przyszłością. Ze zdjęć zapada w pamięć obraz z serii Holiday, oto grupa młodzieży na kąpielisku biegnie, by rzucić się w czarną dziurę, otchłań otwierającą się przed nimi. Ta energia i zachwyt, ten chichot i jakieś zaklęcie magiczne. Wystawa, zdjęcia pełne są zwrotów akcji, zaskakujących momentów, wyrafinowanych żartów, jest tego, wydaje się, nieskończona liczba. Sama wystawa potęguje napięcie oczekiwania na kolejną publikację Gęsickiej. Miała być już, a jak wszystko w tym roku, nie wiadomo, kiedy się zdarzy. Jest z całą pewnością, na co czekać.

Widok z wystawy Weroniki Gęsickiej "Cliffhanger" (mat. prasowe)
Widok z wystawy Weroniki Gęsickiej „Cliffhanger” (mat. prasowe)

O FROWST (tłum. „zaduch”) i pracach Joanny Piotrowskiej było głośno w 2014 za sprawą wygranej w konkursie First Book Award, publikacji w wydawnictwie MACK Books, a zaraz potem udziału artystki w Miesiącu Fotografii w Krakowie. Była jeszcze w 2016 r. wystawa w Warszawie w galerii Dawida Radziszewskiego. Potem to wielki świat miał okazję ją podziwiać, a o sukcesach, o pracach w kolekcji Tate i MoMa mogliśmy tylko czytać. Ale wreszcie ma monograficzną wystawę w Zachęcie, tytuł wzięto z pierwszej książki. Wydaje się przewrotny i niepasujący, gdy wchodzimy w przestronne „betony” Zachęty. Wysoko, szeroko, pusto. Wiatr hula. Zdjęcia i scenografia organizują dość dyskretnie tę przestrzeń. I w sumie na całe szczęście widza. Gęściej by się już po prostu nie dało. Zaskakujące i zatrważające, miękkie i wciągające, czasem przerażające i rzeczywiście duszne. Są mroczne, ale tym dyskretnym odcieniem, tym do odczytania w drugim czy nawet trzecim rzucie. Ten mrok jest pewnym powidokiem. Przecież przechodzimy przez wysokie i jasne przestrzenie, biała tkanina, draperia. Przyjemnie… Ale kuratorka Magdalena Komornicka wyjaśnia, że Piotrowska „przygląda się bohaterom uwikłanym w kontekst instytucji społecznych, zmagającym się z przejawami władzy, emocjonalnych zależności i przemocowym elementem natury ludzkiej. Interesuje ją rodzina, bezpieczeństwo, dom i bezdomność, pozycja kobiety oraz psychologia i polityka dziewczęcego buntu…”. Trochę tego dużo, trochę się to miesza i przenika. Nigdy do końca nie wiem, czy to pozycja jest na cenzurowanym, czy uczucie bezpieczeństwa, czy władza, czy edukacja. Te wątki, te drobne drogowskazy nakładają się z poszczególnych serii. Mnożą się i duszą. Słabo się robi. Ułuda doskonała. Tę wystawę można traktować tylko całościowo. Gładka powierzchnia, lśniąca wręcz, przyjemna, ładny obraz „można by powiesić w domu”, ale gęsto splecione nici znaczeń pomiędzy robią przytłaczające wrażenie. Wychodzę z poczuciem siły i zarazem już ze znużeniem tą walką.

Joanna Piotrowska, VII Fowst, 2013-2014 (mat. prasowe)
Joanna Piotrowska, VII Fowst, 2013-2014 (mat. prasowe)

Trzy wystawy, każda wychodzi z innego punktu. Spotkały się w jednej czasoprzestrzeni, przypadkiem. Albo może jednak wspólnym fermentem. Dodatkowo wszystkie artystki grają z rzeczywistością pewną metaforą, przetworzeniem, tajemnicą, kreacją i fotomontażem. Tymczasem w fotografii dokumentalnej wielka akcja pod auspicjami: Sputnik Photos, Napo Images i najmłodszego kolektywu RATS. „Rozpoczynając kampanię Women* to the Front, chcemy zwrócić uwagę na problem szklanego sufitu, który wciąż jest silnie obecny w zawodach kreatywnych m.in. w środowisku fotograficznym. […] zachęcamy was, fotografki* do dzielenia się z nami zdjęciami wykonanymi podczas protestów. Nasz apel kierujemy również do mediów – publikujcie częściej fotografie autorstwa kobiet* i osób niebinarnych”. (*wszystkie osoby identyfikujące się jako kobiety).

Jesienią premierę miała też książka Sportsmenki. Pierwsze polskie olimpijki, medalistki, rekordzistki Krzysztofa Szujeckiego. Rewir teoretycznie poboczny, jednak po książkę sięgam z przyczyn fotograficznych. Oto odkurzono zdjęcia, wydobyto z czeluści archiwów (głównie NAC i Agencji Forum). Przebogate, pełne wizualne historie. Tworzy się właściwie druga, poza słowną, nitka narracji. I jakie to są znakomite fotografie, pełne uroku i zaskoczeń. Na próżno ich szukać w encyklopediach i opracowaniach historii sportu.

O tę obecność kobiet w historiach rozgrywa się wojna podjazdowa już od kilku lat, a może nawet kilkunastu. Czy to zaraz wojna? Na przykład w wydanych w 2017 roku „Himalaistkach” Mariusza Sepioło w tonie poszukiwaniu sensacji wyjęto w końcu na wierzch najważniejsze polskie wspinaczki. We wspomnianych już Sportsmenkach… Krzysztofa Szujeckiego w tonie poszukiwania sensacji wyjęto w końcu na wierzch najważniejsze polskie wspinaczki. Osobno, bo gdy bierzemy w ręce opracowania całościowe jakiejkolwiek dziedziny, kobiety zwykle są wzmiankowane, czasem od wielkiego dzwonu dostaną jakiś specjalny rozdział. Ale te opracowania zbiorowe, te encyklopedie – trzeba poważnie przepisać na nowo. Ileż odkryć i doceniania w ostatnich dekadach?

Thames and Hudson w tym roku wydał trylogię kieszonkowych książeczek z serii Photofile: Women Photographers. Mamy Pionierki (1852–1936), Rewolucjonistki (1937–1970) i Współczesne (1970 – dziś). W każdym tomie 60 autorek (tak, spokojnie, są też Polki). Nazwiska brzmią czasem kosmicznie, niektóre zdjęcia widzę pierwszy raz. Myślę sobie jako historyczka fotografii: ale wstyd, jak mogłam nie wiedzieć? Zanim przyjdzie otrzeźwienie: a skąd niby miałam wiedzieć? Polskie opracowania całościowe z historią fotografii – to temat zupełnie odrębny co do ilości i zasięgu – odnoszą się, nazwijmy to delikatnie – z dystansem do kobiet fotografek. Między Płażewskim, Lechowiczem, Mazurem znajduje się katalog wystawy Dokumentalistki z Zachęty, autorstwa Karoliny Ziębińskiej-Lewandowskiej. To wystarczy nam od ponad dekady i jeszcze na jakiś czas musi dać radę. Wyjęte i osobne. Ach, trzeba te encyklopedie na nowo przepisać.

A przecież jeszcze są Kobiety, drugi tom Krótkiej historii jednego zdjęcia (2019) Tyczkowskiej i Kuzy. Biorąc do ręki, błędnie założyłam, że to właśnie pionierskie wyjęcie fotografek na wierzch. Za wcześnie widać jeszcze na to. Ponad 137 zdjęć kobiet bardzo różnych, historycznych scen i sytuacji, fotografek garstka – Lee Miller, Vivian Maier, Annie Leibovitz. Ale to moje błędne założenia, a przecież dzieło i tak doniosłe. Popularyzowanie poprzez fotografie kobiecych historii zawsze doskonale ogółowi robi, właśnie wskazuje, wyjmuje, ubiega się o uwagę. A jednak będę polemizować z doborem konkretnych klatek, bo wystarczyło tak niewiele, żeby osiągnąć cel od razu o półkę wyżej: zdjęcie płotkarki Jenneke autorstwa Jean-Marca Loosa można było zastąpić znanym i nagradzanym (i o wiele lepszym!) polskiej autorki – Aleksandry Szmigiel. Takich drobiazgów, drażniących defektów, jest niestety więcej, w tym skandaliczny brak podpisywania autorów zdjęć, ale i tak wypada się cieszyć.

Jak z tego wszystkiego wybrnąć bez awantury? Konsekwentnie zauważając, wskazując. Może mały tutorial, dla utrwalenia i upewnienia, że „jesteśmy po tej samej stronie”:

– Organizuję festiwal, wystawę, spotkanie, dyskusję – staram się, by siły były wyrównane. Zauważam, że obciachem jest organizacja imprezy tylko męskiej (szczególnie gdy nie ma ku temu przesłanek w rodzaju: „ojcowie o ojcostwie”). Czy tak tylko wyszło, czy nie dodzwoniono się do kobiet, czy kobiety nie czuły się na siłach, czy… – żadna inna wymówka nie załatwi już zepsutego wrażenia.

– Gdy jestem tylko widzem wystawy, festiwalu, dyskusji, sprawdzam program i gdy skład jest stuprocentowo męski: po prostu nie jadę, nie idę, nie włączam się online.

– Zapraszają do dyskusji, rozmowy, a ja pytam organizatora: czy udział kobiet został przewidziany jakoś bardziej? Żadnej, och, tylko prowadząca? No to dziękuję. Kolega w tej sytuacji może także podziękować, proponując koleżankę w swoje miejsce.

– Mam kilka zdjęć do wyboru, każde spoko. I tak muszę sprawdzić i podpisać autora, gdy już wiem, które czyje, wybieram fotografię od kobiety w imię zasady „Women to the Front”.

– Słyszę seksistowski żart od uznanej gwiazdy, nie toleruję i nie ma żadnej taryfy ulgowej za przeszłe zasługi.

Tu nie chodzi o przepuszczanie w drzwiach ani całowanie po rączkach. Idzie nowa generacja, która już nie będzie wyrozumiała. Bierze, co jej się należy. Nie mogę się doczekać!


https://www.facebook.com/PolishWomenPhotographers/


K. Szujecki, Sportsmenki. Pierwsze polskie olimpijki, medalistki, rekordzistki, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2020.

P. Tyczkowska, J. Kuza, Krótka historia jednego zdjęcia. Kobiety, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019.

Cliffhanger. Weronika Gęsicka, 1–17.10.2020, kuratorka: Katarzyna Sagatowska, Galeria Jednostka, Warszawa

Joanna Piotrowska. Zaduch, 18.09–6.12.2020, kuratorka: Magdalena Komornicka, Zachęta-Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa

Abzgram. Karolina Wojtas, 1.10–29.11.2020, kurator: Rafał Milach, Instytut Fotografii Fort, Warszawa

Czytaj również:

Prawa kobiet jako przedmiot handlu
i
Sufrażystka Margeret Foley rozdaje gazetę „Women's Journal”, 1913 r. (źródło: Wikimedia Commons)
Przemyślenia

Prawa kobiet jako przedmiot handlu

Paulina Małochleb

Caroline Criado Perez, autorka „Niewidzialnych kobiet”, opowiada Paulinie Małochleb o korzyściach płynących z pełnego dopuszczenia kobiety do życia społecznego i polityki, ale też o tym, że kobieta ciągle nie jest miarą w różnego rodzaju normach i programach, że ciągle brak nam prawdziwych danych.

Paulina Małochleb: Na czym polega współczesny analfabetyzm ekonomiczny?

Czytaj dalej