Inteligencja kwiatów
Opowieści

Inteligencja kwiatów

Maurice Maeterlinck
Czyta się 6 minut

Belgijski noblista Maurice Maeterlinck był nie tylko dramatopisarzem i poetą, lecz także wnikliwym i oryginalnym przyrodnikiem. Nie patrzył na rośliny jak na istoty prymitywne, dostrzegał w nich geniusz wynalazczy oraz siłę woli. Oto kilka fragmentów jego eseju z roku 1907 o pięknych i mądrych kwiatach.

I

W książce mojej pragnę zwrócić uwagę na kilka, zresztą dobrze znanych botanikom, szczegółów. Nie dokonuję żadnych odkryć, a moja skromna praca ogranicza się do podstawowych faktów. Nie zamierzam, oczywiście, przeglądu wszystkich dowodów inteligencji roślin, albowiem są one niezliczone. Napotykamy je ciągle, zwłaszcza pośród kwiatów, w których skupia się pęd życia wegetatywnego ku światłu i świadomości.

Zdarzają się kwiaty i rośliny niezręczne i niefortunne, ale jednak i te nie są pozbawione w zupełności rozsądku i sprytu. Wszystkie zaś zmierzają do spełnienia swego zadania, wszystkie pałają bohaterską żądzą ogarnięcia całej powierzchni globu, mnożąc w nieskończoność te formy bytu, których są przedstawicielami.

Z racji praw natury wiążących je nierozerwalnie z ziemią, z powodu swej nieruchomości, rośliny mają do pokonania znacznie więcej trudności w rozmnażaniu się niż zwierzęta. Toteż zazwyczaj uciekają się do sztuczek, podstępów i forteli, a nawet do wynalazków mechanicznych, które wyprzedzają niejednokrotnie wynalazczość ludzką i każą zakładać znajomość balistyki, lotnictwa oraz trafną obserwację zwyczajów i budowy organicznej owadów.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

II

[…] Korona rośliny to kwiat z pozoru przepojony pokojem, rezygnacją, gdzie wszystko godzi się z nieuniknionym, trwa w ciszy, posłuszeństwie i skupieniu. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Chyba nigdzie indziej nie ma tyle buntu i uporczywej walki z losem, jak właś­nie pośród roślin. Przede wszystkim główny organ, narząd odżywczy roś­liny, a więc korzeń łączy ją nierozdzielnie z podłożem gleby. Jeśli trudno nam, ludziom, powiedzieć, które z rozmaitych praw natury nęka nas najdotkliwiej, to dla rośliny nie ulega żadnej kwestii, najokrutniejszym jest konieczność trwania w jednym miejscu od urodzin do śmierci. Roślina wie lepiej od nas, którzy rozpraszamy swoje wysiłki, przeciw komu przede wszystkim musi się buntować. Toteż niezwykłe jest widowisko owej walki, w której wyzwala się cała energia idei zasadniczej korzeni, w celu rozpostarcia w pełnym świet­le listowia i kwiatów. Wydobycie się z fatalizmu, jakiemu podlega dół roś­liny, przez rozwój górnych jej części, oto jej cel główny, bowiem idzie tu o obejście ciężkiego prawa mroków, wyzwolenie się zeń, przekroczenie ciasnego obrębu, stworzenie sobie skrzydeł lub w pośredni sposób wydostanie się z więzienia natury jak najdalej w przestrzeń i zbliżenia się do innego, odmiennego zgoła królestwa ruchu i życia.

Zadziwia nas, że udaje się to roś­linie, chociaż jest to dzieło równie trudne, jak dla nas byłoby wydobycie się ze szranków czasu, które nam los narzuca, lub sięgnięcie w sferę wolną od najuciążliwszych praw materii. Przekonamy się, że roślina daje człowiekowi zdumiewający przykład nieposłuszeństwa, odwagi, wytrwałego uporu i pomysłowości. Gdybyśmy użyli bodaj części energii, na jaką zdobywa się kwiat w ogrodzie dla zwalczenia różnych utrapień życia, które i nas gnębią, a więc cierpień starości czy śmierci, z pewnością nasz los mógłby się zmienić.

XI

[…] Chcę w szkicu tym zająć się przede wszystkim kwiatem, gdyż utajone są w nim największe cuda. Pomijam na razie kwiaty mięsożerne, a więc rosiczki, dzbaneczniki, kapturnice i tym podobne, zbliżone do świata zwierzęcego i domagające się studium szczegółowego i specjalnego. Poprzestaję na kwiecie posiadającym wyłącznie znamiona kwiatu, uważanego przez wszystkich za niewrażliwy i bezduszny.

W celu odróżnienia faktów od teorii pisać będę o kwiecie, jakby przewidział i obmyślił wzorem człowieka to wszystko, czego dokonał. Później dojdziemy do wniosku, co mu należy przyznać, a ile odmówić trzeba. Na razie sam jeden występuje na scenie niby królewicz wspaniały, wyposażony w rozum i wolę. Nie da się zaprzeczyć, że wszystko za tym przemawia, a chcąc go pozbawić owych cech, uciekać się musimy do mętnych, póki co, hipotez. Tkwi nieruchomy na łodydze, kryjąc w świetnej osłonie płatków organy reprodukcyjne rośliny. Zdawałoby się, że dość mu przyzwolić na tajemnicze zespolenie miłosne pręcików i słupka we wnętrzu swego przybytku i wiele kwiatów na tym poprzestaje. Innym jednak jawi się problem zapładniania krzyżowego […]. Nie wiadomo, na skutek jakich doświadczeń i prób prawiekowych kwiaty zdobyły pewność, iż samozapylenie, czyli zapylenie znamienia słupka przez pyłek woreczków pylnikowych, anter, mieszczących się w tejże samej koronie, powoduje szybką degenerację gatunku. Przyrodnicy powiadają, że kwiaty nie doszły do żadnych wniosków i nie skorzystały z doświadczeń wiekowych, ale po prostu sama przyroda wyeliminowała z wolna ziarna i rośliny osłabione przez samozapylenie, tak że te wyginęły. Przyszedł czas, kiedy pozostały przy życiu te jedynie, które skutkiem pewnej anomalii, na przykład słupka zbyt wysokiego, niedostępnego pręcikom, nie mogły zapylać się same w łonie jednej korony. Pozostały przy życiu same tylko wyjątki, a po tysiącznych przejściach, zmianach i przystosowaniach dziedziczność utrwaliła wreszcie dzieło przypadku, zaś typ normalny zaginął.

XII

[…] Tuż przy domu spostrzegamy wonny pęczek roślin, który obsiadły pszczoły, będący domostwem nader zdolnego mechanika. Każdy z nas, nawet najmniej mający skłonności do wiejskich klimatów, zna poczciwą naszą szałwię. Jest to członkini rodziny wargowych bez żadnych pretensji, a skromny jej kwiat otwiera paszczę szeroko, łaknąc, zda się, promieni słońca. Jest mnóstwo odmian szałwii, a nie wszystkie – co jest ważnym szczegółem – przyjęły ten sam system zapylania, który mamy badać, lub też nie doprowadziły go do tego samego stopnia rozwoju.

Na razie idzie nam jednak tylko o najzwyklejszą szałwię, pokrywającą fioletową draperią całe podmurowanie mego tarasu z drzewami oliwnymi, jakby chciała rozesłać dywan pod nogi nadchodzącej wiosny. Zaręczam, że żadne pałace marmurowe, czekające przybycia władców, nie miały nigdy powabniejszego, wonniejszego ani świetniejszego dywanu. Zdaje się, że światłość słoneczna pachnie w godzinie najsilniejszego żaru, kiedy bije dwunasta…

Wracając do szczegółów, zaznaczmy, że słupek, czyli organ żeński, znajduje się w wardze górnej, tworzącej rodzaj kapturka, w którym mieszczą się również dwa pręciki organu męskiego. Słupek jest dwa razy od nich wyższy, a to dlatego, by przeszkodzić zapyleniu, mimo że organy obustronne znajdują się razem, w jednej małżeńskiej komnacie. Stąd też pręciki skazane są na zupełną beznadziejność. Celem zabezpieczenia się przed wszelkim przypadkiem, kwiat jest poza tym protandryczny, to znaczy, że jego pręciki dojrzewają przed słupkiem, więc w chwili gdy samica osiąga dojrzałość płciową, samce już znikły z horyzontu. Musi się zatem zjawić siła zewnętrzna, aby dokonać zapylenia, przynosząc pyłek z kwiatu innego na osierocone znamię słupka. Kwiaty wiatropylne (anemogamiczne) powierzają wiatrom tę funkcję, ale szałwia, jak większość roślin, posługuje się owadami, to znaczy jest owadopylna (entomogamiczna). Powołując do współpracy owady, szałwia nie zapomina, że żyje wśród świata, gdzie niepodobna liczyć z całą pewnością na sympatię i czyjąkolwiek pomoc. Nie poprzestaje tedy na używaniu pszczół i nie polega na ich uczynności. Pszczoła, jak wszystkie istoty walczące na tej ziemi ze śmiercią, ma na celu jedynie samą siebie i swój gatunek, zatem ani jej w głowie oddawać przysługi kwiatom, których nektarem żyje. Jakże ją więc zmusić, by wbrew swej woli lub przynajmniej nieświadomie spełniła zadanie matrymonialne? Oto przedziwna zasadzka miłosna, wymyślona przez szałwię. W głębi dna kwiatowego mieści się kilka kropel słodkiego nektaru. Jest to przynęta. Tuż przed dostępem do owej studzienki tkwią dwa równoległe pręciki, podobne do ruchomych dźwigni zwodzonego holenderskiego mostu, i tamują drogę. U szczytu każdego z nich mieszczą się woreczki pełne pyłu, u dołu dwie mniejsze ampułki służą za przeciwwagę, całość zaś porusza się lekko, za lada dotknięciem. Pszczoła sięgając po nektar, popycha głową ampułki dolne, które cofają się, przychylając tym samym pylniki, a te obsypują głowę i cały przód ciała owada pyłem zapładniającym.

Gdy pszczoła opuści kwiat, cały mechanizm powraca do pierwotnego położenia i czeka na pojawienie się nowego gościa.


Na podstawie edycji: Maurice Maeterlinck, Inteligencja kwiatów, Wydawnictwo MG, Warszawa 2017.

 

Czytaj również:

Kwiat, którego nie widać
i
Daniel Mróz, rysunek z archiwum nr 1111/1966 r.
Ziemia

Kwiat, którego nie widać

Marcin Kozłowski

To był wymarzony prezent dla tropicieli teorii spiskowych i nadprzyrodzonych zjawisk. Pojawienie się kwiatu udumbara miało zwiastować różne niesamowite zdarzenia. Redakcja „Przekroju” postanowiła wyjaśnić zagadkę rośliny, której rzekomo nie widziano na Ziemi od tysięcy lat.

Marzec 2010 r. Strona internetowa brytyjskiego dziennika „The Daily Telegraph” informuje o nietypowym odkryciu, którego dokonano… pod pralką 50-letniej mniszki Miao Wei w prowincji Jiangxi w Chinach. Na początku Wei była przekonana, że na znalezionych przez nią łodyżkach znajdują się jaja robaków. Potem jednak uznała, że to kilkanaście małych kwiatów, w dodatku wydzielających aromat.

Czytaj dalej