Historyjka – Nietzsche
Doznania

Historyjka – Nietzsche

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Profesor Fryderyk Nietzsche usiadł za biurkiem. Niedawno wrócił z wędrówki wokół jeziora u podnóża Alp. Poczuł, jak (znów) wzbierają w nim nowe (?) pomysły. Postanowił, że dziś będzie pisać o wieczności: to, że obszedł jezioro dwukrotnie, natchnęło go pewną myślą.

Chwycił czystą kartkę i gwałtownie skrytykował pogląd św. Augustyna z Hippony, według którego czas biegnie tylko raz od pierwszego punktu A do ostatniego punktu Z.

Wąsaty profesor obśmiał także niektóre idee pogańskich kolegów po piórze twierdzących, że tysiąc­lecie może być odbiciem jednej minuty w zaświatach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich trzech treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Uznał, że to, co ma miejsce dzisiaj, będzie powtarzać się w nieskończoność. Świat składa się bowiem ze skończonej liczby atomów; możliwość ich kombinacji też jest skończona. Powtórzenia są więc nieuchronne; czas ma formę koła. Za ileś milionów lat profesor Nietzsche znów się urodzi. Każdy jego grzech, którego żałuje, nigdy ostatecznie nie przeminie. Ale również ta chwilowa satysfakcja z pisania swojego tekstu, z krytyki św. Augustyna i innych filozofów, będzie powracać w nieskończoność.

Podobnie wygląda sprawa z literami w alfabecie, choć w mniejszej skali. Liter jest za mało, by wykluczyć powtórzenia jakichś połączeń: z konieczności co jakiś czas trzeba używać tych samych słów. Tak samo jest z opowieścią: siłą rzeczy jakaś historia musi znów zostać opowiedziana bądź zapisana.

Profesor Fryderyk Nietzsche usiadł za biurkiem. Niedawno wrócił z wędrówki wokół jeziora u podnóża Alp. Poczuł, jak (znów) wzbierają w nim nowe (?) pomysły. Postanowił, że dziś będzie pisać o wieczności…
 

Czytaj również:

Historyjka – Indiana Jones
i
Cyryl Lechowicz
Doznania

Historyjka – Indiana Jones

Tomasz Wiśniewski

W roku 1943 amerykański archeo­log i antropolog, dr Indiana Jones z Princeton University, wpadł w posiadanie bogato zdobionego antycznego talizmanu. Odczytał zapisane na nim greckie imię Epifanesa.

Prędko skojarzył je z rytuałem sekty gnostyckiej karpokratian, która żywiła pewien ekscentryczny pogląd: ilość grzechów, jaka przypada na życie jednego człowieka, jest skończona. A skoro tak, rozumowano, im szybciej wykonamy wszystkie złe uczynki, tym prędzej dojdziemy do świętości. Sekta ta, jak można się domyś­lić, nie miała dobrej opinii. Oddawajmy się rozpuście, mogła brzmieć jej dewiza: któregoś dnia, po którejś z libacji, po którymś morderstwie, po którejś z orgii obudzimy się zbawieni.

Czytaj dalej