Wiedźmy
i
„Zima wg K. Broża”, E. Berens. Wycinek prawdopodobnie z rosyjskiego czasopisma./MNK (domena publiczna)
Opowieści

Wiedźmy

Historyjka na dobry początek
Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Nigdy nie wierzyłem w istnienie wiedźm, południc, strzyg, zmór czy wieszczyc. Nawet kiedy byłem mały, nie przekonywała mnie postać szpetnej jędzy, rzekomo zjadającej czy duszącej dzieci. Gdy zaś rozpocząłem studia filozoficzne, stało się już dla mnie jasne, że podobne wyobrażenia to pozostałości dawnej epoki, popularne skutki braku sztucznego oświetlenia.

Wszystko zmieniło pewne przypadkowe spotkanie. Kiedy byłem z rodziną na grzybach, zauważyłem, że przygląda mi się jakaś kobieta i mamrocze coś pod nosem. Pomyślałem wtedy, że wariatka rzuca na mnie urok, i zaśmiałem się w duchu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przez wiele lat nie wiedziałem, na czym ten urok miał polegać, ale wyraźnie pamiętam pierwsze objawy, gdy z coraz większą trudnością obcinałem sobie paznokcie. Szczerze mówiąc, w końcu przestałem to robić. Chociaż uprawiałem sport, miałem problem z sylwetką – z dnia na dzień stawałem się bardziej przygarbiony. Z mojej twarzy zniknął zarost, zamiast niego pojawiły się wszechobecne zmarszczki i krosty. Któregoś razu obudziłem się z jedną kościaną nogą, ze starym szpiczastym kapeluszem na głowie i z miotłą w dłoni.

Dopiero niedawno wszystko zaczęło mi się łączyć w spójną całość. Wiem, że wcześ­niejsza niewiara była jedynie przejawem infantylnego buntu wobec mojego przeznaczenia. Dobrze czuję się w swojej nowej postaci. Mimo że bardzo słabo widzę, chodzę sama do lasu, zbieram grzyby, spaceruję. Tak naprawdę zawsze liczę na to, że spotkam tam jakichś ludzi i uprzykrzę im życie. Robię to z czystej złośliwości. Wydaje mi się, że czasem potrafię rzucić urok nawet na kogoś, kto tylko czyta to, co napisałam.

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Czytaj również:

Bogaci i Buriaci
i
Okładka z archiwum, nr 2621/1995 r.
Wiedza i niewiedza

Bogaci i Buriaci

Ewa Pawlik

Ta etniczno-ludowa okładka z 17 września 1995 r. przenosi nas do lat transformacji ustrojowej. Oto Polacy zachłystują się dobrami luksusowymi, w tym możliwością podróży po świecie, chętniej niż wcześniej wydają pieniądze i poznają odległe kultury, m.in. buriacką, o której mogą poczytać na łamach ówczes­nego numeru „Przekroju”.

Zastanawiam się czasem nad kwestią czasu: jest czy go nie ma? Istnieją przecież na ten temat różne teorie, ale jak je w zasadzie rozumieć? Na szczęście podróże w czasie i przestrzeni okazują się jak najbardziej możliwe, w końcu praktykujemy je na łamach tej rubryki regularnie. Nie trzeba być Einsteinem, zbędne też są jakiekolwiek dyplomy ­­– wystarczy jedynie ­zajrzeć do archiwum. Tym razem zapraszam do Polski A.D. 1995. W 2621. numerze „Przekroju” tańce, podróże i… jazz. Oto dolce vita czasów transformacji ustrojowej – w dojrzałej fazie. Już nie stragan, tylko butik, a jeśli podróż, to nie polonezem po chemię z Niemiec, lecz z Orbisem do Chin. O tym są artykuły i reklamy. Tych ostatnich nigdy nie było w tygodniku tak wiele jak w latach 90. właśnie. Czasami – jak w omawianym numerze – wypełniają aż jedną czwartą wydania.

Czytaj dalej