Ikona jest zmęczona
i
Greta Thunberg, fot. materiały prasowe MDAG
Marzenia o lepszym świecie

Ikona jest zmęczona

Rozmowa z reż. filmu „Jestem Greta”, Nathanem Grossmanem
Mateusz Demski
Czyta się 10 minut

Trzy lata temu piętnastoletnia wówczas Greta Thunberg odmawia pójścia do szkoły. Zamiast tego przyjeżdża do centrum Sztokholmu na rowerze, siada na krawężniku przed gmachem szwedzkiego parlamentu z ręcznie namalowanym transparentem „Skolstrejk för klimatet” („Szkolny strajk dla klimatu”).

Przez następne dwa tygodnie Greta rozdaje ulotki nawołujące do podjęcia działań na rzecz zatrzymania katastrofy klimatycznej. Chwilę później staje się twarzą walki o ochronę planety, wygłasza wobec światowych przywódców swoje słynne „I want you to panic” („Chcę, żebyście zaczęli panikować”), za jej przykładem miliony jej rówieśników wychodzą na ulice.

Nathanowi Grossmanowi, który towarzyszył młodej aktywistce z kamerą od pierwszych dni jej strajku szkolnego, udało się uchwycić zarówno początek, jak i rozwój rewolucji klimatycznej młodych. Tak powstał film Jestem Greta, który właśnie wchodzi na ekrany polskich kin.

Mateusz Demski: W Twoim dokumencie o Grecie jest scena, w której mówi, że gdy sama zaczęła więcej myśleć o kryzysie klimatycznym, zdała sobie sprawę, że jej rodzice byli tacy sami, jak cała reszta Szwedów: kupowali na potęgę, żyli w kulturze masowej produkcji i konsumpcji.

Nathan Grossman: Szwecja jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów na świecie, więc uczestniczymy w tym procesie. Z jednej strony, można wyczuć, że Szwedzi noszą w sobie poczucie winy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Ziemia

Dziewczyny z warkoczami

Paulina Wilk

Siedzeniem bez ruchu można wywrócić świat. Zrobił to raz chudy staruszek otulony bawełną. I oby zrobiły nam to znów subtelne nastolatki.

Jeszcze jeden suchy, upalny dzień. Budzę się zmęczona, nieodświeżona nocnym chłodem. Żadnego chłodu przecież nie było. Wychodzę wcześnie z psem, który – zamiast iść przez zroszone trawy i zbierać na mordzie chłodne krople – przedziera się przez pożółkłe, sztywne badyle, kicha podrażniony pyłem i szuka ulgi w miejskiej fontannie. Dyszy, stojąc w pozieleniałej wodzie, tuż obok wyblakłego napisu „Zakaz wchodzenia do basenu”.

Czytaj dalej