Graficzne opowieści Chmielewskiej
i
materiały promocyjne

Graficzne opowieści Chmielewskiej

Łukasz Chmielewski
Czyta się 1 minutę

Iwona Chmielewska jest jedną z najciekawszych autorek książek obrazkowych w Polsce. Najbardziej znane jej picturebooki to autorskie Oczy, Kłopoty, Cztery zwykłe miski, Królestwo dziewczynki i, do tekstu Justyny Bargielskiej, Obie. W swoich pracach łączy wyszukaną grafikę z zaangażowanym społecznie przekazem.

Dwukrotnie dostała otrzymała Bologna Ragazzi Award, uważaną za odpowiednik Nobla w literaturzey dziecięcej. Jednak, ze względu na rozwiązania graficznie i sam podejmowane tematy, jak dorastanie czy związeki dwojga ludzi, śmiało może być czytana przez dorosłych. Jej książki tłumaczono na chiński, japoński, koreański, meksykański i niemiecki.

Prezentowana w toruńskim CSW wystawa Iwona Chmielewska. RZECZY WIŚCIE” ma pokazać złożoność twórczości artystki: od narracyjnego, bogatego semantycznie obrazu po ważkie treści, które pokazują dzieciom złożoność świata i uczą ich otwartości. Sama Chmielewska podkreśla w wywiadach, że obraz jest dla niej osobną opowieścią, która pozwala na różne interpretacje tekstu. Na ekspozycji zostanie pokazane około 200 oryginalnych prac, powstałych w różnych technikach od rysunku po wykorzystanie tkanin, a nawet przedmiotów codziennego użytku. Podczas trwania wystawy w każdą sobotę o godzinie 12.00 odbędą się spotkania z artystką!

Iwona Chmielewska, materiały promocyjne
Iwona Chmielewska, materiały promocyjne

Iwona Chmielewska. RZECZY WIŚCIE

8.06–29.07.2018

Kurator: Wojciech Luchowski
Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu
Wały gen. Sikorskiego 13

materiały promocyjne
materiały promocyjne

Czytaj również:

Bal w Jaszczurówce
i
„Autoportret na tle drzwi”, Stanisław Ignacy Witkiewicz, ok. 1910 r., Muzeum Narodowe w Poznaniu (domena publiczna)
Doznania

Bal w Jaszczurówce

Irena Krzywicka

Chodził po ulicach Zakopanego olbrzymi, piękny, nasępiony – takiego zobaczyłam po raz pierwszy jako dziewczynka.

Przede wszystkim widziało się jego chmurne, wspaniałe oczy, nie patrzące na nikogo, a zaraz potem, bo szedł szybko, olbrzymie łydy, opięte w grube wełniane pończochy. Była widocznie zima, ho pamiętam jeszcze bardzo grubą, watowaną kurtkę, futrzaną czapę, nasuniętą na zmarszczone brwi, krótkie „sportowe” spodnie i narciarskie buciory, z których wystawały owe heroiczne łydy, dające pojęcie o reszcie struktury ich właściciela. Nosił sławne imię i nazwisko: Stanisław Witkiewicz, po ojcu, znakomitym malarzu i krytyku, jednym z „odkrywców” Tatr i twórcy „stylu zakopiańskiego”, ale nosił jeszcze drugie imię – Ignacy. Zresztą, bawiąc się kapryśnym słowotwórstwem zarówno w twórczości swojej, jak w życiu, sam sobie nadał mnóstwo nazwisk: Witkacy, Witkasiewicz itd. Z pierwszych, na pół dziecięcych wspomnień pamiętam jeszcze jakieś mętne słuchy, jakoby ojciec nie kazał mu się wcale uczyć, jakoby wychowywał go zdała od książek, na „łonie” natury, niemal, jak pierwotnego człowieka. Nie wiem skąd się te słuchy wzięły i w jakiej mierze odpowiadały prawdzie, w każdym razie, jeśli coś było w nich rzeczywistego, to rezultat takiego prymitywnego wychowania okazał się dość osobliwy.

Czytaj dalej