Czad: Salvia sclarea
Przemyślenia

Czad: Salvia sclarea

Maciej Stroiński
Czyta się 4 minuty

Dziś wigilia Wszystkich Świętych, pojutrze Zaduszki, a dzień później „i po świętach”. Co ubrać na groby, poza tym, że ciuchy? Rzecz jasna Być może… marki Miraculum, jeśli jesteś panią, i Old Spice’a, gdy nie jesteś.

A TAK NA SERIO. Wybieranie perfum to koniecznie być powinno działanie zbiorowe. Dwa nosy lepiej niż jeden. Należy nie tylko wąchać, ale również być wąchanym. Nawet najlepszy przyjaciel niekoniecznie powie, gdy ci brzydko pachnie z buzi, ale niefajne perfumy nie będzie miał obciachu, żeby ci odradzić.

Ja korzystam z ekspedientek, w sensie z ich pomocy. Prośba była taka, by zapach pasował i na groby, i na bifor (Halloween), i na after typu obiad, i na after typu Requiem (idę do augustianów na muzę Mozarta, grają tam co roku). Pryskasz się 31 października, dużo a obficie, jak truskawki pestycydem, nie myjesz trzy dni i się robi „tematycznie”: po pewnym czasie pachniesz i świątecznie, i trochę „zadusznie”, to znaczy rozkładem. I tak trwaj do dziadów, do 2 listopada. Zapach ma pasować, maskować i wystarczyć.

Niełatwy to casting. Nie ma takich boksów do kliknięcia na stronie Sefory. Trzeba iść do undergroundu, do tak zwanej niszy i niech oni ci powiedzą: nie ma takich rzeczy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bo właśnie, że są. Moim skromnym zdaniem całe te święta należy skontrować. Nie „zabić zapachem”, bo kieruję tę propo do osób wciąż żywych, które nie muszą tuszować procesów gnilnych na ciele. Wystarczy kontrapunkt, coś niejesiennego, niewszystkoświętego, co o innej porze roku byłoby oczywiste i niezauważalne, ale teraz może „zażreć”.

Przedstawiam Państwu wodę perfumowaną Salvia sclarea od Toma Daxtona. Zapamiętajcie to nazwisko. Na pewno go, Toma, znacie, nawet jeśli nie z nazwiska. Na pewno ktoś na osiedlu pachnie jego kiszonkami, na pewno ktoś na grobingu (odwiedzanie grobów). Znacie Toma z powonienia, believe me.

Salvia sclarea to nazwa łacińska, brzmi bardzo „systematycznie” i znaczy: szałwia muszkatołowa, główny składnik kompozycji. Genialnie prosty pomysł, by się nazywało zgodnie z zawartością. W ogóle ten zapach ma w sobie dużo łaciny, dużo aptekarstwa, co mówię z uznaniem jako dziecko pielęgniarki. Zapach służby zdrowia to zapach mego dzieciństwa, Mama tak pachniała, gdy wracała z pracy.

Szałwia jest dobra na gardło, wiedzą to wszyscy palacze, a ja wiem to od nich. Jest głównym składnikiem płynów do płukania paszczy. Ale jak się okazuje, szałwia jest dobra na wszystko. Wspaniale pobudza, uspokaja (dwa w jednym!), odurza i leczy, smakuje i pachnie. Podobno koty uwielbiają szałwię. Piszę, że podobno, bo uwielbiam koty, ale na odległość, alergia.

Szałwia „klarowana” jako baza do Salvia sclarea daje dobry efekt. Zapach wychodzi freszowy, ale niebanalny. Pomysłowy fresh, bo i lekarski, i przyprawowy (muszkatołowy), i herbaciany (bergamotka, por. Earl Grey). Ale najważniejsze: nieodświeżaczowy. Czyli nie leśny (mimo że jest mech i trawa), nie owocowy (mimo że jest bergamotka) oraz nie kwiatowy (mimo że jaśmin oraz liście fiołka). Zapach jest raczej wiejsko-rolniczo-roślinno-wypoczynkowy. Piknik na łące w wiosenne popołudnie. Jeszcze nikt mi nie powiedział, żeby się nie podobało, a mówią, gdy przegnę. Kupiłem na przełamanie, by mieć w buduarze nie tylko „bukiety”, nie same zapachy typu boa dusiciele.

Ewentualnie przemyślałbym ten las, tę leśność, bo są i żywica (elemi), i akordy drzewne (kaszmeran). Las nie las – jest pięknie. Można się dowąchać woni byłej łąki, to znaczy skoszonej. Żywa tak nie pachnie. To boskie skądinąd, że po skoszeniu jeszcze to zostaje, zapach: tym się rośliny różnią od nas, zwierząt, że ładnie pachną po śmierci.

Do flakonu dołączają śliczną wizytówkę ze spisem nut zapachowych, a to nie jest oczywiste, bo niektóre marki robią z tego tajemnicę, z czego robią kompozycję. Co ja czuję z tego składu, co na mnie wybrzmiewa („wybrzmiewa”, bo w końcu „nuta”): trawa w pierwszej kolejności, bo to jest nuta otwarcia, czyli nuta głowy, czuję mocno bergamotkę, a liście fiołka – sam nie wiem, bo jeżeli pachną tak samo jak kwiaty fiołka, to chyba nie czuję. Szybko dochodzi do „otwarcia serca”, czyli rozwoju zapachu, kiedy zaczyna dominować szałwia. I tu już wedle uznania: dla jednych szpital, apteka, dla innych – to samo, lecz im nie przeszkadza. Dla mnie to nie jest „medyczna” woda, ale raczej naturalna – lecznicza jak zioła.

Prawda jest też taka, że w podtekście jest i żywica, co już pcha nas do kościoła, i białe piżmo, a w sercu jest jaśmin. Ja tych składników prawie nie wyczuwam, bo tak je uwielbiam, że mam chyba „tolerancję” jak heroiniści mają ją na heroinę – po prostu nie czują. Żywica, piżmo i jaśmin są we wszystkich składach, które mi się podobają, więc je chłonę podprogowo, są warunkiem wstępnym, żebym zbliżył kartę.

Zapach jest wspaniały, boski, ale ma tę wadę, że krótko się trzyma. Pachnie bosko, ale krótko. Cierpi na nietrzymanie zapachu.

Kompozycja elegancka, co w tym wypadku oznacza, że nieuwodząca, niebijąca seksem. Po prostu przyjemnie pachniesz bez próby przypodobania, można powiedzieć, że „nieinwazyjnie”. Ani nie odstrasza, jak niektóre marki „trudne”, ani nie „idzie za tobą”. Dobre na początek, jeżeli jeszcze się boisz zaszaleć z perfumą i chciałbyś coś spoko, tylko że bez przegięć. Nie są to „perfumy środka”, które kupisz wszędzie, ale jak na niszę, to mało niszowe.

Aromat jest wiejski. Ja nie sentymentalizuję, wychowałem się na wsi i mówię, że wiejski. Konkretny, niemdły, zielony.

Wracając do Wszystkich Świętych. Myślę, że taki, klasycznie wiosenny, zapach świetnie się nadaje na początek listopada. Jesteśmy po łokcie w jesieni czy chcemy, czy nie, więc można choć aromatem zrobić se fast forward albo rewind, jak kto woli. A jak myślicie, po co były pomarańcze na wigilię, po co korzenne pierniki? ŻEBY NIE PACHNIAŁO ZIMĄ. Potem oczywiście to się stał zapach flagowy bożonarodzeniowy, ale to post factum. Byłoby wspaniale, gdyby 1 listopada pachniał nam szałwią, trawą, mchem, fiołkiem, jaśminem.

Szałwia ma, zauważmy, eschatologiczną nazwę. Salviasalvatio. Przypomina, że po jesieni jest może i zima, ale po niej wiosna. Że po to się kładziesz w grobie, żeby może powstać z martwych?

 

Czytaj również:

Problem nadmiaru ciał
Wiedza i niewiedza

Problem nadmiaru ciał

Paulina Wilk

Filozofia zero waste jest dobra za życia, ale co począć ze sobą po śmierci? Umiera nas tak wielu, że brakuje miejsca dla ludzkich szczątków. Ruszają więc cmentarne innowacje.

Racjonaliści mawiają, że jednego tylko można być w życiu pewnym – własnej śmierci. Ta myśl, z pozoru niepodważalnie słuszna, jest dziś warta rozważenia z dwóch powodów. Po pierwsze, ludzkość, właściwie odkąd istnieje, stara się przesuwać granicę życia i skutecznie negocjuje coraz odleglejsze terminy nieuchronnego zdarzenia. Przybywa wśród nas immortalistów, ludzi głęboko przekonanych, że koniec życia wcale nie jest konieczny, i poszukujących osadzonych w nauce strategii eliminowania śmierci. Kult(ura) młodości obowiązuje na całym globie – w jej imię brazylijskie 13-latki operują piersi, młodzi Koreańczycy robią bolesne liftingi, polskie 20-latki ostrzykują usta i bezpowrotnie zmieniają rysy swych twarzy, lekko tylko posiwiali na skroniach dyrektorzy zarządzający i ojcowie trojga dzieci biegają maratony, koncerny spożywcze zmieniają linie produktów na rzekomo wspierające witalność, a product managerki, które chcą robić kariery, nie tracąc dobrej zabawy, w niedzielne poranki zamawiają wizyty domowe pracowników medycznych ze stawiającymi je na nogi witaminowymi „wlewkami” podawanymi dożylnie. Jeszcze inni tzw. zdrowy styl życia uprawiają z bezlitosną autodyscypliną, która z życiem i zdrowiem ma niewiele wspólnego. Współczesność jawi się jako gra w nieustanne resetowanie organizmu, próba cofania pionka do pozycji wyjściowej oznaczonej jako „wieczna młodość”. Na śmierć nie ma tu miejsca – jest niepożądana, ponieważ tylko ona opiera się rewitalizacji.

Czytaj dalej