Dzisiaj Wielki Czwartek, dzień święcenia krzyżma, wonnego oleju do chrztów i bierzmowań. Jutro, w tak zwany Good Friday, żadnej mszy nie będzie, żadnego święcenia, żadnego kadzenia, trzeba sztachnąć się na zapas, by dotrwać do Wielkiej Nocy. Niechodzący do kościoła mają świeckie wyjście: samemu zostać kadzidłem. Daj się innym sztachnąć tobą.
Tekst najlepiej wchodzi przy reklamie Dolby o nazwie „Aurora”, przy której był napisany.
Przepis na ludzkie kadzidło: 600 zł netto i 100 ml Casby, wody zapachowej od Roberta Piguet. Nałóż i idź w ludzi. Nie trzeba zużywać całego flakonu naraz, wtedy wyjdzie taniej.
Tak się czasem mówi: „W Kościele mnie bierze tylko estetyka”. Pada wtedy zdanie o „mszy katolickiej”. Kościół – niekoniecznie, ale umie robić teatr: dźwiękiem, wnętrzem i zapachem. Takiej oprawy imprezy (chrzty, śluby, pogrzeby) nikt inny ci nie zapewni, bo w urzędzie się nie kadzi i nie przebywa w średniowiecznych wnętrzach sklepionych w kształt łuku. Uważam kadzidło za szczyt nabożeństwa i bardzo żałuję, że jest rzadko używane. Już częściej w teatrze: Jan Klata w Trylogii i Maja Kleczewska w Malowanym ptaku, gdy chcą zrobić mszę na scenie, dają nam jej zaznać nosem. W świątyni jerozolimskiej palono żywicę „na woń miłą Bogu” i tak już zostało.
Kompozycja Casbah jest mocno kościelna, nawet kościółkowa, a wiadomo to na pewno, bo kto chce jej bronić, zapewnia, że nie jest. Komentarze nosicieli, którzy racjonalizują sześć stów wydanych na próżność, mówią, że, owszem, kadzidło, ale takie inne, nie takie jak u nas. Aha, pogadaj mi do ręki. Casbah to, owszem, zapach orientalny, lecz od kiedy chrześcijaństwo nie jest religią ze Wschodu?
Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, by ksiądz miał tym pachnąć. Too much. Jakby słonia wysmarować Elephantem od Zoologista albo lekarza paczulą.
Jak wynika z powyższego, głównym nabojem kompozycji Casbah jest woń kadzidlana, ale perfumy nie są przez to jakieś ciężkie. Mocne tak, ale nie ciężkie. Pachną świeżo (choć nie lekko) dzięki swojej bazie: dzięki wetywerii (taka trawa, też ze Wschodu) oraz drzewu cedrowemu. W głowie mikstury, czyli w jej otwarciu, które ma nas kupić, gdy tylko niuchniemy, mamy kręcące przyprawy: pieprz i gałkę muszkatołową. Jest też „arcydzięgiel” – wierzę na słowo, bo nosem nie stwierdzę, nie wiedząc, jak pachnie.
Od dawna chciałem napisać to banalne i kampowe zdanie, że „całość dopełnia…”. Więc całość dopełnia tytoń, żeby było męsko, i zapach irysów, żeby był unisex.
„Kasba” to forteca w języku arabskim (albo w Magrebie – dzielnica arabska) i taka jest Casbah: mocna i Arabic. Niewiele składników składa się na uderzenie. Woń uderza i nie puszcza. Długo się trzyma i sięga daleko. Gdy staniesz w kruchcie kościoła, w zakrystii poczują. Po raz kolejny piszę o silnym zapachu, bo po co kupować rzecz niewyczuwalną, niezdecydowaną? Lubię kuchnie, przyprawy i wonie Orientu, które są tak „jakieś”, bo walczą z upałem i ogólnym syfem.
Rada perfumiarska: nie wąchać z nadgarstków. Moje w każdym razie są niemiarodajne. Nie pachnie nutami, akordami czy kompozycjami, lecz składem chemicznym. Z nadgarstka tyle wywącham, co wyczytam z etykiety. I od razu mam wrażenie, że od tych zapachów najwyżej dostanę raka. Trzeba wąchać z szyi. Jeśli nie masz pod ręką żywej ludzkiej szyi, psikasz na własną, czekasz parę minut, by się zapach podgrzał i lekko ukisił, łapiesz się pod brodę, jakbyś miała zamiar samą się udusić, ale się nie dusisz, dłoń wysmarowaną szyją przykładasz do nosa.
Flakon na Casbę jest nieprzezroczysty, jak wszystkie tej marki, i pesymista będzie zawsze myślał, że płyn już się kończy. Czarny, graniastosłupowy, prostopadłościenny flakon sugeruje również, jak najlepiej nosić zapach: w niewymyślnym, prostym stroju. Oblać się Casbą i mocno wystroić byłoby masłem maślanym. Najbardziej to widzę w stylu na „dziecko piekarza”: zwykły wyciągnięty biały podkoszulek do niebieskich dżinsów albo czarnych dresów.
Ubrawszy ten zapach, musisz zapomnieć o tak zwanym otoczeniu, o tym, co ludzie powiedzą. Bo owszem, powiedzą. Może nie tobie, ale gadane będzie, co wliczono w cenę. Już wiesz, za co płacisz! Nie myślę, żeby Casbah mogła sprawiać ludziom przykrość nawet z małej odległości, ale niedomyci również sami się nie czują. Perfumy Casbah są odwrotnością bycia niedomytym: są nadmiarem piękna, tak zwaną lekką przesadą. Jeszcze nie testowałem noszenia ich razem z brudem, może dopiero wtedy efekt jest piorunujący. Może niedoszorowanie to jest ten kluczowy „jeden tajemniczy składnik”.
Większość perfum z górnej półki, a Casbah tam przynależy również z racji ceny, ma dość prosty komunikat: j…ć biedę. O to w nich chodzi. Mają pachnieć drogo. Są zwykłym luksusem, znakiem statusowym. Dlatego nie lubię, jak ktoś i odstawi się, i obleje się. Gdy ktoś musi podkreślać aż tyloma znaki swój wysoki status, znaczy, że jest go niepewny.
Zapach, choć czuć go all over, jest sprawą intymną i bardzo obnażającą niczym test Rorschacha. Perfumy każdemu jakoś się kojarzą i mało komu tak samo. Ja w Casbie wyczuwam colę, ale nie taką z butelki, tylko colę do potęgi, którą czujemy w smaku i zapachu żelek mających smakować colą. Casbah ma w sobie coś nałogowego, coś używkowego: papierosy (nie palę), cola (piję). Wbrew czarnemu PR, cola jest napojem życia, a jako zapach na pewno nie tuczy.
Fani teatru mogą docenić tę informację: Monika Frajczyk (TR Warszawa) używa Casby.
Ja też, oczywiście, ale przydałby się odwyk, bo przyznać muszę, że ciężko mi wyjść z domu nagim zapachowo. Czyli uzależnienie i nie ma się czym chwalić. Jeden ze spektakli Agaty Dudy-Gracz namawia w tej sprawie do dania sobie siana: „Mama moja to buzię mi ciągle wyciera, jakbym dzieckiem była, a ja przecież już jestem żona i pani na swoim. »Ty się, córcia, weź umyj – mówi – bo to i zapachowo odstręczająca jesteś, i te policzki twoje w kolorze ziemniaczanym są bardziej«. I na każde święta Narodzenia Pańskiego mydła mi kupuje i świat detergentów cały. Wielka złość jest we mnie z tego powodu. Bo u nas z ciepłą wodą jest kłopot, a poza tym ja nie widzę powodu, żebym się miała moczyć ciągle. No i ja doszłam do wniosku, że we mnie pocenia się nie ma. No po prostu nic! Więc co ja tam będę spod tej pachy wyskrobywać, skoro tam tylko włosy są, co pachną człowiekiem” (Będzie pani zadowolona).
Zauważyłem w Internecie, że krytyka perfumiarska jest zazwyczaj pozytywna, zazwyczaj afirmatywna. Gdy ktoś mówi o zapachu, bo go sobie kupił, to mu raczej się podoba. I ja podobnie, opowiadam o perfumach, które cenię bardziej niż nie. Obiecuję się poprawić, w przyszłym odcinku zrobimy szyderę, czym to się ludzie potrafią wypsikać. Trailer: to pachnie wanilią (ikonka „niedobrze mi”).

Z ostatniej chwili!
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!