Co Rosja dała Zachodowi?
Doznania

Co Rosja dała Zachodowi?

Amor Towles
Czyta się 6 minut

W barze wywiązuje się dyskusja na temat Rosji. Niechętnie nastawiony wobec tego kraju Niemiec jest gotów postawić kieliszek wódki każdemu, kto przekona go do zmiany poglądów. Przedstawiamy fragment powieści Amora Towlesa Dżentelmen w Moskwie.

Wchodząc do Szalapina, hrabia zamierzał podelektować się brandy, złożyć uszanowanie Audriusowi, a następnie udać się do swojego gabinetu i czekać, aż zegar wybije dwunastą. Zbliżając się jednak do dna kieliszka, chcąc nie chcąc usłyszał rozmowę toczącą się kawałek dalej między młodym Brytyjczykiem w doskonałym humorze a niemieckim podróżnikiem, dla którego wojaże najwyraźniej straciły wszelki urok.

Uwagę hrabiego przykuł entuzjazm, z jakim młody Brytyjczyk mówił o Rosji. Młodzieńca urzekły zwłaszcza nietypowa architektura kościołów i żywiołowe brzmienie języka. Niemiec jednak odrzekł z posępną miną, że jedyne, co Rosja dała Zachodowi, to wódka. Następnie, przypuszczalnie dla podkreślenia swoich słów, opróżnił kieliszek.

– Daj spokój – powiedział Brytyjczyk. – Nie mówisz poważnie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Niemiec rzucił młodemu kompanowi spojrzenie człowieka, który nigdy nie miał do czynienia z niczym innym jak tylko z mówieniem poważnie.

– Postawię kieliszek wódki każdemu człowiekowi w tym barze, który zdoła wymienić trzy inne zasługi – ogłosił.

Wódka nie była ulubionym trunkiem hrabiego. Prawdę mówiąc, mimo całej miłości do ojczyzny, pijał ją rzadko. Co więcej, opróżnił już butelkę białego wina i kieliszeczek brandy, a w dodatku czekało na niego dość naglące zadanie. Gdy jednak ktoś tak bezceremonialnie obraża czyjąś ojczyznę, nie wolno się chować za swoimi preferencjami i zobowiązaniami – zwłaszcza po wypiciu butelki białego wina i kieliszeczka brandy. Napisawszy zatem na odwrocie serwetki krótką instrukcję dla Audriusa i wsunąwszy ją pod jednorublowy banknot, hrabia odkaszlnął.

– Przepraszam, panowie. Przypadkiem usłyszałem waszą rozmowę. Nie wątpię, mein Herr, że pańska uwaga na temat wkładu Rosji w życie Zachodu jest formą odwróconej hiperboli: że to przesadne umniejszenie faktów dla uzyskania lepszego efektu poetyckiego. Mimo to potraktuję pana słowa poważnie i z przyjemnością podejmę rzucone przez pana wyzwanie.

– Niech mnie diabli – odrzekł Brytyjczyk.

– Zrobię to jednak pod pewnym warunkiem – zaznaczył hrabia.

– Pod jakim? – spytał Niemiec.

– Że po każdej zasłudze, którą wymienię, razem wypijemy po kieliszku wódki.

Niemiec, który patrzył na hrabiego z gniewną miną, machnął ręką, jakby zamierzał zlekceważyć Rosjanina tak, jak zlekceważył jego kraj. Czujny Audrius postawił już jednak na barze puste kieliszki i właśnie napełniał je po brzeg.

– Dziękuję, Audriusie.

– Cała przyjemność po mojej stronie, Wasza Ekscelencjo.

– Po pierwsze – zaczął hrabia, milknąc na chwilę dla spotęgowania efektu – Czechow i Tołstoj.

Niemiec chrząknął.

– Tak, tak. Wiem, co zamierza pan powiedzieć: że każdy naród wielbi swoich poetów jak bogów. Jednak dzięki Czechowowi i Tołstojowi my, Rosjanie, ustawiliśmy podpórki z brązu na gzymsie narracji. Odtąd autorzy beletrystyki, bez względu na to, skąd pochodzą, będą się sytuowali na kontinuum, które bierze początek od jednego i kończy się na drugim. Któż bowiem, zapytuję, wykazał się większym mistrzostwem w krótkiej formie niż Czechow w jego doskonałych opowiadaniach? Są precyzyjne i pozbawione zbędnych szczegółów, zapraszają nas w jakiś zakątek domu o dyskretnej porze, w której cała kondycja ludzka nagle znajduje się na wyciągnięcie ręki, nawet jeśli przyprawia o ból serca. A jeśli chodzi o drugi kraniec: czy wyobraża pan sobie dzieło napisane z większym rozmachem niż Wojna i pokój? Z równą zręcznością przechodzące z salonu na pole bitwy i z powrotem? Dzieło, które tak dogłębnie analizuje sposób, w jaki historia kształtuje jednostkę, a jednostka historię? Mówię panu, że w następnych pokoleniach nie znajdą się autorzy zdolni zastąpić tych dwóch pisarzy na miejscach alfy i omegi narracji.

– Ośmielę się zauważyć, że coś w tym jest – przyznał Brytyjczyk. Następnie sięgnął po kieliszek i go opróżnił. Hrabia opróżnił własny, a Niemiec, stęknąwszy, poszedł za ich przykładem.

– A po drugie? – spytał Brytyjczyk, gdy Audrius napełnił kieliszki.

– Akt pierwszy, scena pierwsza Dziadka do orzechów.

– Czajkowski! – zarechotał Niemiec.

– Śmieje się pan, mein Herr. A jednak byłbym skłonny założyć się o tysiąc koron, że pan także ma ją przed oczami. W wieczór Bożego Narodzenia, uczczony z rodziną i przyjaciółmi w pokoju ozdobionym girlandami, Klara smacznie śpi na podłodze ze swoją nową wspaniałą zabawką. Gdy jednak zegar wybija północ i jednooki Droselmajer siedzi przycupnięty na szafkowym zegarze niczym sowa, choinka zaczyna rosnąć…

Kiedy hrabia powoli uniósł ręce nad barem, pokazując, jak rosła choinka, Brytyjczyk zaczął gwizdać słynny marsz z pierwszego aktu.

– Tak, właśnie – zwrócił się hrabia do Brytyjczyka. – Panuje powszechne przekonanie, że Anglicy najlepiej potrafią celebrować adwent. Ale z całym szacunkiem, żeby ujrzeć zimową radość w najczystszej postaci, trzeba się zapuścić dalej na północ niż do Londynu. Trzeba się zapuścić nad pięćdziesiąty równoleżnik, gdzie droga słońca przybiera najbardziej eliptyczny kształt, a siła wiatru jest najbardziej bezwzględna. Ciemna, zimna i zaśnieżona Rosja ma klimat, w jakim duch Bożego Narodzenia płonie najjaśniej. I właśnie dlatego Czajkowskiemu lepiej niż komukolwiek innemu udało się uchwycić jego dźwięk. Mówię panu, że każde europejskie dziecko w dwudziestym wieku nie tylko zna melodie z Dziadka do orzechów, ale wyobraża sobie Boże Narodzenie właśnie tak, jak je przedstawiono w tym balecie. A gdy ponownie zdziecinnieje na starość, w Wigilię choinka Czajkowskiego wyrośnie z jego wspomnień, skłaniając do tego, by znów spojrzało na nią z zachwytem.

Brytyjczyk roześmiał się z rozrzewnieniem i opróżnił kieliszek.

– Autorem tej historii był Prusak – powiedział Niemiec, sięgając niechętnie po wódkę.

– Ma pan absolutną rację – przyznał hrabia. – I gdyby nie Czajkowski, zostałaby w Prusach.

Gdy czujny Audrius ponownie napełniał kieliszki, zauważył pytające spojrzenie hrabiego i twierdząco kiwnął głową.

– Po trzecie – powiedział hrabia, lecz zamiast mówić dalej, wskazał tylko na drzwi Szalapina, w których nagle ukazał się kelner ze srebrnym półmiskiem na dłoni. Kładąc półmisek na barze między dwoma cudzoziemcami, uniósł pokrywę, odsłaniając hojną porcję kawioru w towarzystwie blinów i kwaśnej śmietany. Nawet Niemiec nie zdołał powstrzymać uśmiechu, gdyż jego apetyt wziął górę nad uprzedzeniami.

Każdy, kto przez godzinę pił wódkę z kieliszków, wie, że rozmiary mają zaskakująco mało wspólnego z możliwościami człowieka. Są ludzie mikrej postury, dla których limit wynosi siedem, i olbrzymy, dla których wynosi dwa. Wszystko wskazywało na to, że limit naszego niemieckiego przyjaciela równa się trzy. Jeśli bowiem Tołstoj wsadził go do beczki, a Czajkowski wrzucił do rzeki, to kawior okazał się dla niego wodospadem. Grożąc zatem palcem hrabiemu, przesunął się na koniec baru, położył głowę na ramionach i zaczął śnić o Cukrowej Wieszczce.

Uznając to za sygnał, hrabia przygotował się do odsunięcia taboretu, lecz młody Brytyjczyk już napełniał mu kieliszek.

– Ten kawior to był przebłysk geniuszu – powiedział. – Ale jak pan tego dokonał? Przecież cały czas siedział pan z nami.

– Sztukmistrz nigdy nie zdradza swoich sekretów.


Fragment powieści Dżentelmen w Moskwie Amora Towlesa, Wydawnictwo Znak, 2017 r. Tytuł został dodany przez redakcję „Przekroju”.

Czytaj również:

Mniej znane rosyjskie powieści
Rozmaitości

Mniej znane rosyjskie powieści

Wszystko Będzie Dobrze

„Bisy”, „Mistrz i wicemistrz” – o mniej znanych rosyjskich powieściach pisze dla Państwa kolektyw Wszystko Będzie Dobrze. Zapraszamy do lektury.

Zbrodnia i walka

Powieść Iwana Dolczikowa, który po lekturze Zbrodni i kary Dostojewskiego zadał sobie pytanie: „Co by było, gdyby lichwiarka też miała siekierę?”. 90% książki zajmuje rozpisany na 200 stron pojedynek studenta Raspalnikowa (oczywista aluzja do Raskolnikowa) z lichwiarką Aloną Siergiejewną. Student i staruszka walczą siekierami, nożami, a także dziełami zebranymi Fryderyka Nietzschego, którymi ciskają w siebie niczym kamieniami. „Odrzuciłem gadki o religii i moralności, skupiając się na czystej walce” – miał powiedzieć Dolczikow. Książka przeszła bez echa.

Czytaj dalej