Ciekawostki o wróblu w historii i popkulturze
i
"Lesbia i jej wróbel ", Edward Poynter, 1907 r./Wikimedia Commons (domena publiczna)
Rozmaitości

Ciekawostki o wróblu w historii i popkulturze

Wszystko Będzie Dobrze
Czyta się 2 minuty

Słynny przebój zespołu Varius Manx – Orła cień – pierwotnie miał się nazywać Wróbla cień. Kasia Stankiewicz przekonała jednak Roberta Jansona do zmiany tytułu, choć ten upierał się, że pod pewnym kątem padania słońca wróbel rzuca dużo większy cień niż orzeł.

***

Znane powiedzenie z czasów stanu wojennego „Orła wrona nie pokona” pierwotnie brzmiało „Wróbel wróbla nie pokona”. Zrezygnowano z tej wersji, bo po pierwsze się nie rymowała, po drugie nie odnosiła się do Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON-y), a po trzecie nie miała sensu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

***

Znany międzywojenny pedagog, patriota i propagator polskości Andrzej Witka próbował doprowadzić do poprawienia frazeologizmu „odrodzić się jak Feniks z popiołów” na „odrodzić się jak wróbel z popiołów”. Działacz argumentował, że wróbel w przeciwieństwie do Feniksa jest ptakiem polskim. Przeciwnicy odpowiadali, że owszem, jest polski, ale za to nie powstaje z popiołów. Ostatecznie pomysł Witki nie przyjął się.

***

Sławny impresjonista Claude Monet wynajmował do pomocy w malowaniu… stado wróbli. Rezolutne ptaszki dziobały płótno we wskazanych przez malarza miejscach, pomagając osiągnąć charakterystyczne efekty świetlne. „Bez moich wróbli byłbym niczym” (Je ne serais rien sans mes moineaux) – miał powiedzieć Monet.

***

Jak wiadomo, słynna francuska piosenkarka Édith Piaf była nazywana „wróbelkiem”. Mało kto jednak wie, że ze względu na swój pseudonim stała się niezwykle popularna wśród paryskich… wróbli. Zaradne ptaki wykupywały wszystkie bilety na koncerty Piaf, co powodowało nieustanne narzekania jej ludzkich fanów. Ostatecznie władze Paryża rozwiązały problem, szykując dla wróbli oddzielną trybunę, podwieszaną pod sufitem.

Czytaj również:

Jego Niewysokość Wróbel
i
zdjęcie: Svetozar Cenisev/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Jego Niewysokość Wróbel

O pewnej przyjaźni
Mikołaj Golachowski

Kuba pojawił się w moim życiu niespodziewanie. Miałem jakieś 12 lat, kiedy nagle podczas narady mojej podwórkowej bandy przypałętało się kilkoro młodszych dzieciaków z podlotem wróbla w rękach.

Na skutek ich entuzjastycznej opieki wróbelek miał już złamaną nogę i wyglądał jak ktoś, kto potrzebuje konkretnej pomocy. Byłem od nich starszy, przyrodą interesowałem się od niepamiętnych czasów, więc bez większych protestów ze strony znalazców zabrałem go do siebie. Przy okazji ustalmy jedną rzecz: podloty nas nie potrzebują! Zdarza się, że młody ptak już się w gnieździe nie mieści i z niego wypada, ale nadal jest pod czułą opieką rodziców. Na tym etapie maluch nie umie jeszcze latać, więc chowa się po krzakach, udając, że jest myszą. Ale absolutnie – poza szczególnymi sytuacjami – nie potrzebuje naszej interwencji. Rodzice podlotów mają pełną świadomość istnienia swoich potomków i wiedzą, gdzie one przebywają. W dalszym ciągu je karmią i systematycznie uczą dorosłości. Dlatego gdy wiosną widzimy istotę w takim nie całkiem upierzonym stanie, która się przemyka po manowcach, należy dać jej spokój – no chyba że właśnie znalazła się na jezdni albo przed nosem psa czy kota. Wtedy wystarczy ją przesunąć kilka metrów dalej. Kuba był już jednak ukradziony, pozbawiony rodzicielskiej opieki. Co więcej, jego lewa noga wystawała spod przerażonego ciałka pod bardzo dziwnym kątem. To wszystko działo się na początku lat 80. poprzedniego stulecia, w szeroko rozumianym pobliżu nie znajdował się żaden ptasi azyl, a jeśli był, to nie wiedziałem o jego istnieniu. Przyniosłem zatem wróblego pisklaka do domu i oznajmiłem, że odtąd z nami zamieszka. Moja mama nie miała nic przeciwko kolejnej osobie w dotychczas tylko ludzkiej rodzinie, mój tata wyrażał pewne wątpliwości. Jednak to właśnie z nim Kuba uformował najsilniejszy i najbardziej czuły związek. Ponoć zawsze tak jest. Byłem wtedy pod ogromnym wpływem książek Jana Sokołowskiego, który chyba najpiękniej opisywał ptaki. W jego wspomnieniach przeczytałem o młodym wróblu o imieniu Kuba i jakoś naturalnie uznałem, że pierwszy wróbel w rodzinie powinien właśnie tak się nazywać. Ale kiedy nasz podlot trochę się ogarnął i przyzwyczaił do pipet z wodą i cukrem, a później do ziaren różnych zbóż z podawanymi okazjonalnie pasikonikami albo muchami, zaczął okazywać pełnię swojego charakteru, która daleko wykraczała poza krótkie słowo Kuba. Nadawałem mu zatem kolejne imiona: Kubeusz, Kubenty, Kubicjusz, Kubon, Czykczyrykarz i Pimpilator. Kuby było po prostu za dużo, żeby mógł się zmieścić w niewielkim ciałku albo w jednym wyrazie. W całym swoim życiu nie poznałem osoby z innego gatunku (z naszego również), której osobowość byłaby tak wyraźnie potężniejsza niż fizyczność.

Czytaj dalej