Biegówki od rana do nocy
i
ilustracja: Natka Bimer
Promienne zdrowie

Biegówki od rana do nocy

Wojtek Antonów
Czyta się 8 minut

Wsiadając z nartami do tramwaju w styczniowy sobotni poranek, czuję na sobie wzrok niemal każdego z pasażerów. Nie przejmuję się – w nocy spadło kilkanaście centymetrów śniegu, a mnie udało się wypożyczyć ostatnie narty biegowe, które razem z kijkami ściskam w ręku.

Wysiadam na przystanku przy Lasku Bielańskim na północy Warszawy, mróz przyjemnie szczypie w twarz. Przypinam do butów wąs­kie, długie deski i wykonuję kilka rozgrzewkowych ćwiczeń – chyba wszystko działa, można ruszać…

Polska nie skacze, Polska biega

To właśnie narciarstwo biegowe zamiast skoków powinno być polskim zimowym sportem narodowym. Zwykłemu śmiertelnikowi trudno w wolnej chwili jechać na skocznię narciarską i naśladować wyczyny Kamila Stocha, ale zapiąć narty i przebiec na nich kilka kilometrów może każdy. Zakup sprzętu nie jest tak wielkim obciążeniem finansowym, jak na przykład kupno nart i butów zjazdowych, a nauczyć się w miarę poprawnie i skutecznie poruszać na biegówkach można w jeden dzień.

Gdy spadnie chociaż kilkanaście centymetrów śniegu, biegać można zarówno w górach, nad morzem, jak i na nizinach, na wsi i w mieście. Zwłaszcza „miejskie” biegówki przeżywają wyraźny renesans, w całym kraju tworzą się grupy pasjonatów odkrywających narciarstwo biegowe. Korzyści z uprawiania tej formy rekreacji można mnożyć: ruch na powietrzu zimą to samo zdrowie, a biegówki świetnie wyrabiają kondycję i działają na prawie wszystkie grupy mięśniowe. Godzinny spacer na nartach pozwala spalić pomiędzy 500 a 700 kalorii, więc jest to też świetna „pokuta” po bożonarodzeniowym obżarstwie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pan Tadeusz

Warszawski Lasek Bielański to jedno z najpopularniejszych miejsc miłośników biegówek w stolicy. Dzięki otrzymaniu w 1973 r. statusu rezerwatu przyrody zachował naturalny charakter odziedziczony po pradawnej Puszczy Mazowieckiej, choć leży praktycznie w mieście. W lesie wyznaczono liczne ścieżki spacerowe i biegowe, które przykryte białym puchem świetnie nadają się na biegówki. W okolicy działa kilka wypożyczalni sprzętu, a w zimowe weekendy można zapisać się na trening z instruktorem.

Wchodząc do lasu, od razu zauważam charakterystyczny równoległy ślad, który zostawił ktoś startujący z tego samego miejsca co ja. Na biegówkach ostatni raz byłem 10 lat temu, ale w sumie całkiem sprawnie poruszam się do przodu. Śnieg jest lekki, zmrożony i szybki, więc wraz z rosnącym poziomem endorfin rozpędzam się coraz bardziej. W chwili, gdy pędzę już niczym Justyna Kowalczyk, z prosto­padłej ścieżki na kurs kolizyjny wybiega starszy pan w dresie, a ja orientuję się, że nie do końca wiem, jak zahamować – zwłaszcza jadąc „śladem” jak tramwaj po szynach. Chcąc uniknąć zderzenia, po prostu przewracam się na bok. W ten sposób poznaję Tadeusza, który od 30 lat biega w Lasku Bielańskim. „Przez 50 lat pracowałem w Hucie Warszawa i byłem założycielem zakładowego klubu biegów narciarskich. Trenowaliśmy co weekend – były zimy, kiedy w tym miejscu, gdzie teraz stoimy, zbierała się grupa ponad stu osób” – opowiada starszy pan, pomagając mi wstać. „Kiedyś to był śnieg, i to przez całą zimę!” – wspomina pan Tadeusz. Jego największym marzeniem było przejście Polski na biegówkach – od Władysławowa do Zakopanego, jednak kiedy już był gotowy, to… nie dostał urlopu. Dziarski senior biegnie dalej, a na odchodnym rzuca zaproszenie: „Wyjątkowo nie mam dziś sprzętu, ale za tydzień o tej porze będę tu czekał na pana z nartami!”. Odpowiadam, że postaram się być, i też ruszam – zaczyna się robić zimno, czas się trochę rozgrzać.

Zaklinacz śniegu

Narty biegowe dobiera się bardziej do wagi narciarza niż jego wzrostu. Na rynku są modele przystosowane do każdego terenu i stopnia zaawansowania, więc najpierw trzeba się zastanowić, gdzie będziemy biegać. Większość nowszych nart na ślizgu pod wiązaniem ma fakturę przypominającą rybie łuski, co pozwala na lepsze odbicie i zapobiega ześlizgom. Ekwipunek biegowy to oczywiście także specjalne wiązania i buty, ale decyzję w kwestii modelu i systemu zostawiamy czytelnikom. Polecamy konsultacje w sklepach ze sprzętem dla narciarzy biegowych. Przy tej okazji redakcja „Przekroju” chciałaby ogłosić taki mały społeczny apel: wspierajmy małe specjalistyczne sklepy sportowe!

Dobrym rozwiązaniem na „pierwszy biegowy raz” jest skorzystanie z wypożyczalni nart biegowych. Punktów wypożyczających sprzęt jest coraz więcej i można je znaleźć w Warszawie, Krakowie, we Wrocławiu, w Łodzi, Gdańsku, Bydgoszczy i pewnie wielu innych miastach, wystarczy sprawdzić w Internecie. „Ludzie trafiają do nas głównie z Facebooka – mówi Marek, który prowadzi jedną z wypożyczalni w Lasku Bielańskim. – Jeśli są warunki śniegowe, to sprzęt na weekend trzeba zamawiać z parodniowym wyprzedzeniem. Niestety, wiadomo, ze śniegiem bywa różnie” – narzeka i podsumowuje sezon 2016/2017. – Przez całą zimę mieliśmy raptem 17 białych dni. Trochę mało, żeby zarobić, choć udało się przetrwać”. W tym roku Marek liczy na solidną, śnieżną zimę. Sprowadził z Austrii nowy sprzęt, planuje też weekendowe zajęcia grupowe i kilka większych imprez dla biegaczy z całej Warszawy. „Żeby tylko szybko zrobiło się biało i może tak być do marca. Ludzie nie będą mieli innego wyjścia – wszyscy będziemy biegać na nartach!” – dodaje z nadzieją.

Wypożyczenie zestawu: narty, buty i kije, to koszt rzędu 30–40 zł ­­za dobę. Za używany sprzęt na giełdzie trzeba zapłacić 100–600 zł, a cena nowego zależy w zasadzie od grubości portfela.

Krok z odbicia

Po godzinie na śniegu sunę na nartach całkiem płynnie i jest mi już całkiem ciepło. W spokojnym tempie zwiedzam bielański rezerwat, widziałem dwie sarny, dzika, a kilkaset metrów przeleciałem olimpijskim sprintem, gdy pogonił mnie pies rasy „morderca”. Właściciel czworonoga zwrócił mi głośno uwagę, że „pies przecież musi sobie pobiegać, a tak ogólnie to po lesie się na nartach chyba nie jeździ”.

Faktycznie po lesie się nie jeździ, tylko biega lub chodzi. Technika poruszania się na biegówkach jest bardzo naturalna i zbliżona do biegania. Podstawą jest krok z odbicia będący częścią stylu klasycznego – narty przemieszczają się równolegle na zmianę, a w momencie zrównania się nóg narciarz odbija się z tej, na której opiera ciężar ciała. Ręce pracują na przemian z nogami, a kijki pomagają w utrzymaniu równowagi. Ruch można wypracować samemu, choć na początku przygody z nartami biegowymi warto zainwestować w godzinę z instruktorem lub nawiązać kontakt z osobami, które już biegają. Zły start może skutecznie zniechęcić do odkrycia w biegówkach nowej pasji.

Astma i nerwy

Justyna Kowalczyk, niekwestionowana królowa nart biegowych, regularnie dostarcza polskim kibicom emocji na najwyższym poziomie ­– złoty medal igrzysk olimpijskich w Vancouverze, a później w Soczi to historyczne chwile polskiego sportu. Dzięki sukcesom Kowalczyk i Tomasza Sikory Polska przypomniała sobie o biegówkach. Świat zawodowców to jednak rywalizacja na granicy przepisów. Od kilku sezonów głośno mówi się o panującej wśród najlepszych biegaczy i biegaczek pladze „astmy” oraz stosowaniu przez nich niedozwolonych środków. Nasza mistrzyni publicznie przyznała się do depresji spowodowanej nieustającą presją.

Justyna przygotowuje się obecnie do startu w igrzyskach olimpijskich, które w lutym odbędą się w południowokoreańskim Pjongczangu ­– wszyscy trzymamy kciuki za kolejne historyczne sukcesy!

Straszenie dzików po nocy

Wracam do Lasku Bielańskiego i pana Tadeusza. Tu na nartach biega się dla zdrowia, przyjemności i z pasji. „Kiedyś głównie biegałem w nocy. Wtedy jest najlepszy śnieg, a przy dobrej pełni nie potrzeba nawet latarki. Wiedziałem, że będę niewyspany, bo na szóstą rano jechałem na Hutę, ale i tak szedłem na narty” – opowiadał starszy pan podczas naszego spotkania w lesie. „Żona myślała, że mam kochankę, a my z chłopakami z sekcji straszyliśmy w lasku dziki po nocach” – dodaje, wspominając, że jednego z kolegów dzik poturbował tak mocno, że musieli go zanieść do pobliskiego Szpitala Bielańskiego. Myślę, że aż tak silnych emocji od nart biegowych nie oczekuję, ale na nocną wyprawę wybiorę się przy najbliższej okazji.

W oczekiwaniu

Niestety, śnieg nie przetrwał nawet do następnego wieczoru. Przezornie jednak trzymam biegówki pod ręką – mam nadzieję, że wkrótce znów zrobi się biało.

Czekanie – ostatnio coraz bardziej się przedłużające – na odpowiednie warunki śniegowe jest prawdopodobnie jedynym poważnym minusem rekreacyjnego narciarstwa biegowego.
 

Czytaj również:

Piłkarski eliksir młodości
Wiedza i niewiedza

Piłkarski eliksir młodości

Michał Szadkowski

Piłkarz to ma klawo. Nie dość, że ma szansę zasłużyć na nieśmiertelność, to jeszcze może urodzić się kilka razy.

„Urodziłem się w 1882 r.” – usłyszał David van Reybrouck, gdy dekadę temu pisał historię Konga. Jego rozmówca z Kinszasy Étienne Nkasi twierdził, że datę urodzin podał mu wujek. Van Reybrouck z jednej strony nie mógł uwierzyć, że starzec mówi prawdę, ale z drugiej nie mógł udowodnić, że kłamie. Nkasi opowiadał ze szczegółami o ostatniej dekadzie XIX w. i – na ile można to sprawdzić – nie zmyślał. Ale nie miał żadnych dokumentów potwierdzających datę urodzenia. W końcu belgijski reporter uznał, że jego rozmówca naprawdę może mieć 126 lat.

Czytaj dalej