Archiwistka natury
i
Anna Atkins, "Mak polny", 1861 r./zdjęcie: domena publiczna
Opowieści

Archiwistka natury

Maciej Świetlik
Czyta się 5 minut

Oto pierwszy album fotograficzny w historii, doskonałe połączenie nauki i sztuki. Jego autorka, Anna Atkins, przez ponad sto lat pozostawała anonimowa. Dziś jej błękitny świat znów odzyskuje blask.

Fakt, że Anna przyszła na świat w 1799 r. w Anglii, nie sprzyjał jej naukowej karierze. Wiktoriańska epoka z panującym duchem biologicznego determinizmu i purytańską obyczajowością widziała kobietę przede wszystkim w roli rodzicielki i matrony. Matka Anny, spełniwszy główny społeczny obowiązek, zachorowała w połogu i po półtora roku osierociła dziecko. Gorzka ironia tego zrządzenia losu jest być może taka, że nieszczęście to pomogło Annie w realizacji jej pasji. Silna więź, jaka łączyła ją z ojcem, Johnem George’em Childrenem, umożliwiła jej rozwój na polu, które wykraczało poza wąską scenę przeznaczoną do odegrania społecznej roli kobiety. Ojciec, uznany chemik i zoolog, sekretarz Towarzystwa Królewskiego, nie tylko zainspirował przyrodnicze zainteresowania córki, lecz także umożliwił jej kontakt ze środowiskiem naukowym, a był to moment przełomowy w rozwoju nauk przyrodniczych i technicznych. Już w wieku 24 lat Anna, łącząc botaniczne zainteresowania z artystycznym zmysłem, debiutuje jako autorka szkiców do Genera of Shells (Rodzaje muszli) autorstwa prekursora ewolucjonizmu Jeana-Baptiste’a Lamar­cka (książkę z francuskiego przełożył jej ojciec).

Pogoń za światłem

Odręczne szkice okazały się jednak niewystarczającą techniką archiwizowania powstającego wówczas ogromu dokumentacji naukowej. W tym samym czasie we Francji ­Louis Jacques Daguerre, a w Anglii William Fox Talbot pracują nad metodą utrwalania obrazu na światłoczułym materiale. Ich celem jest zapis estetycznych wrażeń, wierne rzeczywistości obrazy, raczej nie myśli się wtedy o archiwizacyjnej mocy fotografii. Francuza wspiera rząd i jego ogłoszona w 1839 r. dagerotypia, korzystająca z metalowych płytek jako nośnika utrwalonego obrazu, zyskuje większą popularność. W tym samym roku Talbot w Londynie wygłasza odczyt On the Art of Photogenic Drawing (O sztuce rysunku fotogenicznego) dla członków The Royal Society. Podsumowuje w nim swoje wieloletnie badania nad techniką kalotypii, w której obraz uzyskany z aparatu utrwala się na światłoczułym papierze nasyconym azotanem srebra. Children z córką, zaprzyjaźnieni z Talbotem, natychmiast próbują swoich sił w nowej technice, co czyni Annę pierwszą kobietą – obok Cecylii Talbot, żony wynalazcy kalotypii – która wykonała zdjęcie.

Annę jednak bardziej zainteresuje cyjanotypia – technika wynaleziona przez trzeciego pioniera fotografii, chemika i astronoma Johna Herschela. John, podobnie jak nasza bohaterka, podzielił zainteresowania swojego papy Williama, odkrywcy planety Uran. Najwyraźniej w wiktoriańskiej Anglii nauka była rodziną silna. Herschel pierwsze próby stworzenia barwnego fotogramu zaczął od eksperymentów z roślinnymi barwnikami pozyskanymi z kwiatów ze swego ogrodu. Nasączał nimi papier z odciśniętym obrazem, a następnie wystawiał go na działanie światła słonecznego, które rozjaśniało barwniki, tworząc pozytyw. Mankamentem tej metody był czas naświetlania liczony w godzinach, a nawet dniach. Herschel poszukiwał bardziej wrażliwego materiału. Gdy wszedł w posiadanie żelazicyjanku potasu, ten światłoczuły ciemnoczerwony związek chemiczny ku jego zdziwieniu po naświetleniu zamiast blednąć, dawał negatyw o błękitnym tle. Herschel rozpoznał w kolorze dobrze znany malarzom pigment zwany błękitem pruskim.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Gdy w 1842 r. Herschel przedstawił swój wynalazek Towarzystwu Królewskiemu, Anna postanowiła wykorzystać go do dokumentacji zbiorów botanicznych. W następnym roku zaczęła tworzyć serię cyjanotypii alg z południowo-wschodniej Anglii. Był to niesłychanie pracochłonny projekt, a jednocześnie wydajniejszy i bardziej precyzyjny niż uprawiane przez nią wcześniej szkice. Ta nowa technika dawała szanse na wierne odwzorowanie tych okazów, które były zbyt małe, aby odrysować je ze szczegółami. Każdą algę wyłożoną na nasączonym arkuszu archiwistka natury dociskała szklaną taflą i naświetlała przed wywołaniem przez 15 minut.

Podwodny balet

Album British Algae: Cyanotype Impressions (Algi brytyjskie – odbicia cyjanotypiczne), będący wynikiem podjętych prac, składa się z plansz, na których przedstawiono zbiór ponad 400 okazów glonów. Organizmy wyglądają, jakby tańczyły w oceanie pruskiego błękitu. Niektóre wizerunki dzięki prześwietleniu są eteryczne i tworzą niemal trójwymiarowy obraz. Prostota i detal wprowadzają widza w mikrokosmiczny podwodny świat pierwotnej materii. Uwagę zwracają bardzo dobra kompozycja każdego kadru i odręczne podpisy pod wszystkimi obiektami. Litery składające się na tytuł rozdziału wyglądają, jakby były złożone z fragmentów alg. Ta staranność, zmysł kompozycji i autorskie oznaczenia pod zdjęciami każą myśleć o tej pozycji jak o pionierskim dokonaniu na polu książki artystycznej. Zbiór powstawał przez 10 lat, a data wydania rozpoczynającego go zeszytu (październik 1843 r.) czyni go pierwszym albumem fotograficznym w historii (całość każdego wydania tworzą trzy zeszyty, kolejne edycje mogą się nieco różnić zawartością). Cyjanotypia w tych pionierskich czasach jako technika pozytywowa nie pozwalała na robienie odbitek, każda kopia powstawała zatem oddzielnie i jest unikatowa.

Wykonując tę rewolucyjną pracę, Anna Atkins nie dbała o rozpoznawalność osobistego wkładu i podpisywała album jedynie literami A.A., które zamiast inicjału nazwiska mogłyby równie dobrze znaczyć Anonimous Artist. Książka była pomyślana jako suplement do podręcznika alg brytyjskich autorstwa Williama Harveya. Ostatecznie dodatek okazał się jednak daleko istotniejszy od pracy, którą miał ilustrować.

Przemilczenie

Jeszcze do niedawna w opracowaniach historii fotografii jako pionierską publikację korzystającą w całości z tej techniki podawało się The Pencil of Nature Williama Talbota. Nie uległoby to zmianie, gdyby w latach 70. XX w. młody fotograf i historyk Larry Schaaf (wówczas pracownik University of Texas w Austin, dziś w Oksfordzie) nie natknął się na parę błękitnych zdjęć w kolekcji Gernsheima, którą nabyła jego uczelnia dekadę wcześniej. Helmut Gernsheim wraz z żoną Alison, twórcy imponującej The History of Photography, w drugim wydaniu swego dzieła autorstwo błękitnych fotodruków przypisali Herschelowi. Wzbudziło to wątpliwości dociekliwego badacza fotografii. Podjął on historyczne śledztwo, które zawiodło go do Londynu, gdzie odkrył schedę po Annie Atkins w postaci nielicznych egzemplarzy trzytomowych British Algae w kolekcjach m.in. British Library, Towarzystwa Królewskiego. To przekonało go, że autorką cyjanotypii jest Atkins i że należy przywrócić jej należne miejsce w historii.

W przeciwieństwie do The Pencil of Nature album Atkins nie był oficjalnie wydany, promowany i komercyjnie dystrybuowany, autorka publikowała go własnym sumptem przez 10 lat, kolejne egzemplarze darując naukowcom i przyjaciółkom podzielającym jej botaniczne zainteresowania. W 1985 r. Schaaf pisze monografię artystki Sun Gardens: Victorian Photograms by Anna Atkins. Prawdziwe rozpoznanie jej twórczości to sprawa ostatnich lat. Przyczyniła się do tego wystawa w 175-lecie wydania pierwszego zeszytu zorganizowana przez New York Public Library, która ma w swoich zbiorach egzemplarz albumu sprezentowanego Herschelowi przez Atkins.

W sumie nowojorska biblioteka poświęciła fotografce dwie wystawy: na jednej przedstawiono oryginalne prace, drugą zarezerwowano dla artystów zainspirowanych twórczością Atkins, zwłaszcza tą z połowy XIX w., która porusza aktualne dla współczesnej sztuki tematy: rolę artystki i kobiecego głosu w sztuce, związek sztuki z naturą, ekologią czy naukowym dyskursem.

Po śmierci ojca w 1852 r. Anna zakończyła pracę z algami, by wraz z przyjaciółką z dzieciństwa, Anną Dixon, kontynuować cyjanotypiczną przygodę z paprociami i piórami – czasem ułożonymi w skomplikowane kompozycje. Te późne dokonania przesuwały znaczenie jej prac z funkcji dokumentacyjnej ku artystycznej.

Anna Atkins zmarła w 1871 r. Na grobie artystki w Halstead nie ma wzmianki o jej pionierskich dokonaniach, a napis na nim informuje, że spoczywa tu Anna Atkins, żona Johna Pelly’ego Atkinsa i córka Johna George’a i Hester Childrenów.

Anna Atkins, "Mak polny", 1861 r./zdjęcie: domena publiczna
Anna Atkins, „Mak polny”, 1861 r./zdjęcie: domena publiczna

Czytaj również:

Szałas, szałwia i szamani
Opowieści

Szałas, szałwia i szamani

Ewa Pluta

Wzięłam udział w ceremonii szałasu potu. W rytuale, który od setek lat stanowi istotną część kultury rdzennej ludności amerykańskich kontynentów. Czym jest dzisiaj? Produktem z duchowego supermarketu czy drogą do oczyszczenia dla zagubionych we współczesności?

„W szałasie potu narodzisz się na nowo” – obiecywał mi kolega, od niedawna rozbudzony duchowo. Z supermarketu religii brał, co chciał: ceremonie kakao, wyprawy w poszukiwaniu wizji, rytualne palenie ognia agnihotry o wschodzie i zachodzie słońca. „Szukał siebie” w ceremonii rapé oraz intuicyjnym tańcu. Zasiadał w męskich kręgach i mówił, że „na świat trzeba patrzeć z poziomu serca, nie rozumu”. „New Age żyje” – myślałam z przekąsem o wysypie eklektycznych ofert duchowych. Ja próbowałam trzymać sztamę z rozumem, ale nie wyszło. Nie wiedziałam, co mnie ostatnio uwiera, aż wreszcie nazwałam ten stan po imieniu: antropotęsknota. Po długich miesiącach koronawirusowej izolacji tęskno mi było do człowieka, do przedstawiciela mojego gatunku. Żeby go odnaleźć, weszłam do szałasu potu. Podczas ceremonii nie chciałam narodzić się na nowo – brzmiało to jak szemrana, coachingowa obietnica bez pokrycia. Chciałam zaleczyć antropotęsknotę.

Czytaj dalej