Antykwariat na końcu świata
i
Właściciel „The Bookshop” Shaun Bythell, zdjęcie: Piotr Rejowski
Opowieści

Antykwariat na końcu świata

Magdalena Maksimiuk
Czyta się 10 minut

O takich miejscach i o takich ludziach pisze się z ciężkim sercem, bo każda wzmianka, artykuł czy wpis powodują, że wie o nich coraz więcej osób. Teraz, kiedy są choć trochę ukryte, czarują tajemniczą niedostępnością i nieskrywanym urokiem.

Wigtown to miasteczko oddalone o mniej więcej 2 godziny jazdy samochodem od głównego lotniska w Glasgow, na dość melancholijnym, choć przepięknie usytuowanym szkockim półwyspie Machars. Żeby się do niego dostać, należy skierować się na południe w stronę Ayr, dalej w kierunku miejscowości Maidens i przemierzyć park leśny Galloway, rozciągający się na prawie 800 km2 i uznany za największy leśny teren w Wielkiej Brytanii. Można próbować skorzystać z dwóch głównych dróg, ale jeśli nie zdecydujemy się na tę dłuższą, prowadzącą wzdłuż wybrzeża, każda z nich będzie wiodła przez ten olbrzymi teren rezerwatowy. Potem już tylko Newton Stewart, najbliższe Wigtown większe miasto (populacja: 4 tys.), i jesteśmy na miejscu.

W samym Wigtown mieszka około 900 osób. Przez centrum przechodzi jedna ulica, Main Street, która rozdziela się na dwie odnogi, pośrodku pozostawiając miejsce na coś w rodzaju placu – skromnego i niewielkiego, ale zadbanego i schludnego, ze starannie przystrzyżonym trawnikiem – to tutejszy znak rozpoznawczy. Na nim – kilka drzew, parę ławek, a dalej już tylko okazały ratusz i boisko do gry w bule. W każdy poniedziałek wieczorem gromadzą się tu zapaleni miejscowi gracze, bez względu na wiek, płeć

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Księgarstwo to chodzenie na linie
i
zdjęcie: James Barker/Unsplash
Opowieści

Księgarstwo to chodzenie na linie

Marcin Kozłowski

Jeśli bywasz tam często, personel wie już lepiej od ciebie, co ci się spodoba, a co odłożysz po pierwszej stronie. Księgarnie kameralne idą pod prąd tendencji rynkowych, co nie jest łatwe w obliczu silnej konkurencji. Chodzi tak naprawdę nie o samą sprzedaż książek, ale przede wszystkim o relację z drugim człowiekiem.

Katarzyna Szwarc, właścicielka księgarni Bajbuk na warszawskiej Saskiej Kępie, prosi, żebym pojawił się jeszcze przed otwarciem. Później może zabraknąć czasu na rozmowę: klienci, dostawy, inne obowiązki.

Czytaj dalej