Page 18FCEBD2B-4FEB-41E0-A69A-B0D02E5410AERectangle 52 Przejdź do treści

O wiośnie mamy zielone pojęcie!

Kiedy wszystko się dopiero rodzi i rozwija, wiosenny „Przekrój” nadlatuje w pełnym rozkwicie! W najnowszym wydaniu piszemy z rozwagą o równowadze, z odwagą o strachu, z uwagą o bałtyckich krajach, z miłością o wróblach i z zachwytem o zieleni i porankach. Zachęcamy do czytania!

Kup wiosenny „Przekrój”!

188 stron do czytania przez trzy miesiące. „Przekrój” w nowym formacie jest wygodniejszy do przeglądania i idealnie mieści się w skrzynce pocztowej. Zamów i ciesz się lekturą – tylko tutaj w niższej cenie. Sprawdź!

Przekrój
Przed nami 20. edycja festiwalu Millennium Docs Against Gravity, która w tym roku potrwa od 12 do 21 ...
2023-05-09 22:00:00
film

Nieobojętna siódemka
Filmy, które warto zobaczyć na 20. Millennium Docs Against Gravity

Fotos z filmu „Pieśń wielorybów”, reż. Jean-Albert Lièvre (materiały prasowe)
Nieobojętna siódemka
Nieobojętna siódemka

Festiwal Millennium Docs Against Gravity co roku ma swoje hasło przewodnie. Tym razem nawiązuje ono do słów, które padły podczas 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Marian Turski wyszedł wówczas z propozycją, aby w życiu kierować się nie tylko dziesięcioma przykazaniami, lecz także jedenastym: „Nie bądź obojętny”.

Czyta się 10 minut

„Nie bądźcie obojętni, jeżeli widzicie kłamstwa historyczne, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana, kiedy władza narusza przyjęte umowy społeczne. Bądźcie wierni jedenastemu przykazaniu: nie bądź obojętny”. Te słowa okazują się bliskie misji, która od 20 lat przyświeca festiwalowi Millennium Docs Against Gravity. Filmy tam prezentowane zapraszają do uważnego patrzenia na świat.

Specjalnie dla Czytelniczek i Czytelników „Przekroju” wybraliśmy kilka filmów z programu tegorocznej edycji MDAG, które pozwolą nam przyjrzeć się obojętności z rozmaitych perspektyw i zastanowić się nad tym, jakie zjawiska spotykają się w dzisiejszym świecie z ignorancją i zobojętnieniem. Nie chodzi wyłącznie o to, by dostrzegać wokół siebie innych ludzi, ale również o to, żeby być skłonnym do kontemplacji miejsca, w którym żyjemy. Dopiero gdy poświęcimy mu trochę uwagi, będziemy mogli dojrzeć jego bogactwo.

*

Zamów prenumeratę cyfrową

Z ostatniej chwili!

U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?

Przed nami jubileuszowa, 20. edycja Millennium Docs Against Gravity, która odbędzie się w tym roku w formule hybrydowej – organizatorzy zapraszają od 12 do 21 maja do kin oraz na platformę MDAG.pl, na której do 23 maja będzie można obejrzeć wybrane produkcje.

Pieśni wielorybów, reż. Jean-Albert Lièvre

Wieloryby słyną z pieśni, które w morzach i oceanach niosą się przez setki kilometrów. Po raz pierwszy te śpiewy zarejestrowano na początku lat 60. XX wieku. Odtąd nikt nie potrafi ich rozgryźć. Naukowcy są jednak przekonani, że wieloryby komunikują się za pomocą języka, który jest zgodny z regułami gramatycznymi. W ten sposób utkały gęstą siatkę połączeń, która była pierwszą w historii Ziemi siecią społecznościową, wyprzedzając Marka Zuckerberga o miliony lat. Badania dowodzą też, że różne osobniki używają różnych dialektów, a także mają specyficzne dla siebie tradycje kulturowe przekazywane z pokolenia na pokolenie. Do tego tworzą własne listy przebojów, które królują w danym sezonie, i co roku urządzają podwodne karaoke. Pieśni największego spośród wielorybów są słyszane z odległości tysiąca kilometrów. Płetwal błękitny to największe zwierzę żyjące na Ziemi, większe nawet niż dinozaury.

Fotos z filmu „Pieśni wielorybów”, reż. Jean-Albert Lièvre (materiały prasowe)
Fotos z filmu „Pieśni wielorybów”, reż. Jean-Albert Lièvre (materiały prasowe)

Przyjmując perspektywę tych niezwykłych istot, Jean-Albert Lièvre ‒ z godnym podziwu wyczuciem, troską i starannością ‒ przybliża nam w swoim filmie ich zwyczaje i przekonuje, że to one każdego dnia chronią nas przed katastrofą. Wieloryby stymulują zakwit fitoplanktonu, który wytwarza 50% tlenu w atmosferze i przetwarza 40% światowej emisji dwutlenku węgla, regulując w ten sposób klimat naszej planety. Nie ma w tym dokumencie moralizatorskiego tonu, jest natomiast wezwanie do dialogu i ostrzeżenie, że zaprzestanie połowu tych zwierząt to już nie tyle etyczna konieczność, ile raczej nagląca kwestia, od której mogą zależeć losy Ziemi.

32 dźwięki, reż. Sam Green

Pieśni wielorybów są w znacznym stopniu przeżyciem immersyjnym, kontemplacyjnym, podobnie jak pokazywany w sekcji Muza i wena dokument Sama Greena. W największym skrócie można by powiedzieć, iż jest to film o tym, że nasz świat składa się z dźwięku. Ta obserwacja – rozbrajająca w swej prostocie – dość szybko zamienia pytania z dziedziny akustyki w pytania egzystencjalne. Walter Murch, wybitny amerykański montażysta, w eseju zatytułowanym Womb Tone pisał, że człowiek zaczyna słyszeć już w brzuchu matki. Pierwsze odgłosy, jakie do niego dobiegają, to jej puls, oddech i echo świata zewnętrznego. Dźwięki pomagają nam też zrozumieć upływ czasu i docenić piękno chwili. Fonograf –wynalazek opatentowany przez Thomasa Edisona w 1878 r., pozwalający zarówno rejestrować, jak i odtwarzać dźwięk ‒ był początkowo traktowany jako przedmiot przechowujący coś najbardziej osobistego: głos bliskich nam osób, które odeszły. W końcu najtrudniejsza jest świadomość, że wraz ze śmiercią tracimy możliwość usłyszenia ich ponownie.

Fotos z filmu „32 dźwięki”, reż. Sam Green (materiały prasowe)
Fotos z filmu „32 dźwięki”, reż. Sam Green (materiały prasowe)

Jak to możliwe, że kawałek cynowej folii, a następnie taśmy magnetycznej był w stanie zachować ludzki głos, a więc ten składnik egzystencji, którym każdy człowiek zaznacza swoją obecność w świecie? To jedno z wielu pytań, które nasuwa się podczas seansu 32 dźwięków. Green swoim filmem zapoczątkowuje nowy rozdział myślenia o tym, jak sztuka uważnego słuchania otwiera głowę, uczy uważności i kształtuje odbiór świata. Dźwięki zawierają różne komunikaty, ale potrafią też ze sobą korespondować, co stanowi dowód na to, jak głęboko jesteśmy połączeni ze wszystkim, co nas otacza. Jedną z bohaterek filmu jest Annea Lockwood, nowozelandzka kompozytorka ceniona na scenie eksperymentalnej, która 50 lat życia poświęciła nagrywaniu odgłosów rzek. Nawiasem mówiąc, usłyszycie tu również najbardziej poetyckie i najsmutniejsze nagranie, jakie kiedykolwiek zarejestrowano: pożegnanie ostatniej pary reliktowców leśnych – gatunku, który nie istnieje już od dwóch stuleci.

Whitman Brook, reż. Ben Silberfarb

Terry Dorman postawił dom wzdłuż Whitman Brook ponad 30 lat temu. Przez okno widać było stamtąd mały las. Kiedy podszedł bliżej, odkrył stary, zaniedbany sad. Od tego czasu zdołał poznać to miejsce jak własną kieszeń. Sad widział co najmniej jedną wojnę światową, być może dwie. Przypuszczalnie został zasadzony około 1920 r. Terry wierzy, że rosnące tam jabłonie są niemymi świadkami historii i magicznym portalem do przeszłości. Drzewa noszą na sobie ślady wspomnień wszystkich pracowników, którzy na przestrzeni wieków się nimi zajmowali. Dają bogaty wgląd w życie w minionych epokach. Film Bena Silberfarba o misternych połączeniach człowieka z naturą tworzą obrazy pełne harmonii, ale też kojący głos narratora zza kadru, który działa uspokajająco i delikatnie otula podczas seansu. Są chwile, kiedy sceny w sadzie zapierają dech w piersiach. Kamera wypatruje jednak głównie drobnych, niepozornych momentów ujawniających jakąś prawdę o świecie. Zachwyt wzbudza widok przebłysków słońca w pochmurny dzień, a także słojów drzew, w których zaszyfrowane są nasze życie i cała rzeczywistość. Jabłonie z Whitman Brook rokrocznie zbierają wspomnienia z pieczołowitością, jakiej pozazdrościć może im najbardziej sumienny kronikarz. Jeśli ktoś czuje się na siłach, może policzyć wszystkie słoje i wyciągnąć z nich jeden wniosek: te drzewa były tam już wcześniej i będą jeszcze długo po nas.

Fotos z filmu „Whitman Brook”, reż. Ben Silberfarb (materiały prasowe)
Fotos z filmu „Whitman Brook”, reż. Ben Silberfarb (materiały prasowe)

Złom, reż. Stacey Tenenbaum

Nie tylko drzewa, lecz także przedmioty zostawione w krajobrazie są świadkami zdarzeń i tajemniczymi nośnikami historii. Porzucone auta niszczejące na podwórkach, stare telewizory lub mówiąc ogólnie: rupiecie wszelkiej maści, stają się w tym filmie bohaterami, którym ludzie pozwalają na chwilę ożyć. Dean Lewis z Georgii mieszka na złomowisku od urodzenia. Lubi wstawać rano i patrzeć na porośnięte wysoką trawą zdezelowane samochody. Dostrzega w nich twarze ludzi, których pamięta i których już nie ma. Fah Boonsoong mieszka natomiast z rodziną we wraku samolotu, który stoi pośród osiedli na obrzeżach Bangkoku. Twierdzi, że lepiej jest żyć w kupie żelastwa niż na ulicy.

Fotos z filmu „Złom”, reż. Stacey Tenenbaum (materiały prasowe)
Fotos z filmu „Złom”, reż. Stacey Tenenbaum (materiały prasowe)

Tenenbaum opisuje całe mnóstwo skomplikowanych relacji między człowiekiem a różnymi odpadami, które wyprodukował, ale pokazuje też niecodzienne sposoby umożliwiające dalsze ich użytkowanie. Hyung-Chul Shin, pochodzący z Korei Południowej i urodzony we Francji architekt, powołał do życia studio shinslab architecture – jego celem jest nadanie wartości przedmiotom, które utraciły pierwotną wartość. Kilka lat temu firma wykorzystała do realizacji swoich projektów fragmenty dawnych statków towarowych. Na ich bazie powstały instalacje włączone w przestrzeń publiczną, pozwalające przedłużyć życie złomu o kolejne stulecia. Podobne podejście do sprawy ma John Lopez, rzeźbiarz z Dakoty Południowej, którego prace powstają ze starych maszyn rolniczych porzuconych na pustyni. Płynie z tego kilka wniosków. Rzeczy zużyte, już nieprzydatne są zawsze powiązane z kimś, kto korzystał z nich w przeszłości; odzwierciedlają losy minionych pokoleń. Można też tchnąć w nie drugie życie i wykorzystać w nieoczywisty sposób.

Świat po pracy, reż. Erik Gandini

Złom, owszem, nosi ślady ludzkiej egzystencji i zaświadcza o cyklach rozwoju cywilizacji, jednak ma też drugą stronę medalu: tony rozmaitego żelastwa są efektem katorżniczej pracy w warunkach, które wielu doprowadziły do załamania. Coraz częściej mówi się, że pracoholizm staje się jedną z najpowszechniejszych chorób cywilizacyjnych. Wiara w to, że tylko ciężka i ponadwymiarowa praca prowadzi na szczyt, jest wpisana w podstawy myślenia o naszej kulturze i społeczeństwie. Badania z USA pokazują, że 55% Amerykanów notorycznie, z własnej woli, rezygnuje z urlopu. W ostatnich latach stracili oni łącznie 578 godzin wolnego, które im przysługiwało. Zamiast odpoczywać na wakacjach, zostali w pracy. To problem eksplodujący na skalę globalną. Korea Południowa zajmuje 3. miejsce pod względem skrajnego przepracowania – normą stała się 14-godzinna harówka. Wreszcie zaczęto wyłączać komputery w biurach pod koniec dnia, żeby wygonić ludzi do domów. Do tego dochodzi fakt, że miliardy ludzi na świecie nie jest zadowolonych z wykonywanego zawodu. Nie czują, że to, co robią, ma jakiekolwiek znaczenie.

Nie zawsze jednak byliśmy pracoholikami, o czym przekonuje Erik Gandini w dokumencie Świat po pracy, pokazując jednocześnie, że wciąż możemy zmienić nasze nastawienie do tego, jak pracujemy. Chodzi o to, by trochę się polenić i by poza pracą dostrzec także wartość w odpoczynku. Oczywiście łatwo popaść w drugą skrajność i pójść w stronę zupełnego bimbania. Firmy w Kuwejcie zatrudniają na jedno stanowisko 20 osób. Większość z nich nie ma nic do roboty – przychodzą do pracy, żeby się ponudzić i pograć na telefonie. Żeby daleko nie szukać: Włochy są w czołówce krajów Europy, w których młodzi ludzie są kompletnie bezczynni. Nie uczą się, nie mają zatrudnienia, nawet go nie szukają. To jest ten moment na przemyślenie, jakie miejsce zajmuje praca w naszym życiu.

Siostrzeństwo świętej sauny, reż. Anna Hints

Kiedy już zrobimy sobie wolne, możemy pomyśleć o relaksie. Na przykład w saunie. To miejsce, które stanowi integralną część kultury krajów skandynawskich oraz ich najbliższych sąsiadów. Atmosfera w saunie sprzyja intymnym rozmowom, pozwala ludziom zwierzać się ze swoich najgłębszych sekretów. Estończycy wierzą, że to najbezpieczniejsze miejsce na Ziemi, gdzie można oczyścić nie tylko swoje ciało, lecz także duszę. Dla bohaterek Siostrzeństwa świętej sauny Anny Hints sauna staje się konfesjonałem, w którym mogą swobodnie powiedzieć o wszystkim, co leży im na sercu. Kluczowe w ich historiach są bolesne migawki z przeszłości: konkretne kompleksy; rzeczy, których się wstydzą i wstydziły; wszystkie krzywdy i poniżenia, jakich doznały w społeczeństwie opętanym przez patriarchalne normy. Film Hints jest też portretem estońskiej dymnej sauny, która trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ale przede wszystkim pozostaje do dziś symbolem najbardziej pierwotnej, najintymniejszej sfery życia. Niegdyś w saunie odbierało się porody i szykowano zmarłych do pogrzebu. Nawiasem mówiąc, Urho Kekkonen, były prezydent Finlandii, prowadził tam negocjacje z Nikitą Chruszczowem. Mawiał, że nigdzie indziej ludzie nie są sobie równiejsi niż w saunie.

Fotos z filmu „Siostrzeństwo świętej sauny”, reż. Anna Hints (materiały prasowe)
Fotos z filmu „Siostrzeństwo świętej sauny”, reż. Anna Hints (materiały prasowe)

Skąd dokąd, reż. Maciek Hamela

Podczas obchodów 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim Marian Turski powtórzył swoje wezwanie: „Nie bądź obojętny”.

– Trafiłem do Auschwitz i przeżyłem dwa marsze śmierci. Tam przyniosła mi wolność armia sowiecka, której większość stanowili Rosjanie. Moja wdzięczność dla tych, którzy wyzwolili mnie z niemieckich obozów, będzie mi towarzyszyć do ostatniego dnia mojego życia – wspominał Turski i od razu śpieszył dodać: – Ale czy mogę być obojętny? Czy mogę milczeć, gdy rakiety rosyjskie niszczą infrastrukturę ukraińską, domy, szpitale, zabytki kultury i życie setek tysięcy cywili? Czy mogę milczeć, gdy widzę los Buczy?

Fotos z filmu „Stąd dokąd”, reż. Maciek Hamela (materiały prasowe)
Fotos z filmu „Stąd dokąd”, reż. Maciek Hamela (materiały prasowe)

Słowa te doskonale tłumaczą zaangażowanie Polaków w pomoc Ukrainie. Maciek Hamela, reżyser filmu Skąd dokąd, tuż po wybuchu wojny pojechał pod granicę. Kolejne miesiące spędził w podróży vanem po bombardowanym kraju. Ewakuował w nim łącznie kilkaset osób, które w trasie podzieliły się z nim swoimi doświadczeniami. Historie te opowiadane są na różne sposoby – ktoś wspomina, jak przesiedział w piwnicy miesiąc, ktoś ociera z oczu łzy na wspomnienie krowy, którą zostawił w domu – ale ostatecznie chodzi o to samo: żałobę przeżywaną w Ukrainie, ratowanie się przed wojną, szukanie schronienia. Na pytanie, gdzie chcą jechać, ludzie odpowiadają: „Nie ma znaczenia. Tam, gdzie będzie spokojnie”. Hamela przyznaje, że jego celem było zachowanie pamięci o bólu, jaki dotknął Ukraińców, dokumentacja zbrodni i świadectwa ocalałych. W przyszłości zebrany materiał może zostać przekazany do Hagi jako dowód zbrodni popełnionych przez rosyjskich przywódców.

„Nie bądź obojętny_a” to najlepsze hasło, jakie może przyświecać temu filmowi.

Data publikacji:

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!