
„Joanna d’Arc na stosie”
Opera Krakowska
Motto: „Spalam się. Papa-pada-dudu. Dla ciebie spalam się!” (Kazik)
Jutro Wigilia, czyli pojutrze Boże Narodzenie, a ja mam tu opowiadać o Joannie d’Arc w operze. W operze zresztą to jeszcze pół biedy, najgorzej w realu, gdzie szczerze mówiąc, to ją wzięli i spalili. Ale nie ma tego złego: spalili, a owszem, nie mówię, że nie, jednak chociaż tyle, że niesprawiedliwie. Nie powinni byli, w końcu się kapnęli, Kościół przyznał się do wtopy i wyświęcił bohaterkę. Spalić na stosie – o Boże, o Boże, każdemu się zdarzy, chodzi tylko o to, by nie iść w zaparte, dać kiedyś zwyciężyć prawdzie. Bóg widzi, Bóg sądzi, nawet jeśli się nie spieszy. Dał upiec Joannę i dał ją kanonizować, więc wyszło na zero. Zastanawiające: gdy giniesz za wiarę, ale z rąk Kościoła, to czy jesteś męczennikiem? Taka sytuacja.
Historia Joanny ma wymiar motywacyjny: nie trzeba się zrażać, najwyżej cię spalą żywcem lub na trzy zdrowaśki wpakują do mikrofali, ale to dla twego dobra, nie doznasz uszczerbku na swym życiu wiecznym, może wręcz przeciwnie. O to w ogóle chodziło z kąpielą w płomieniach: o ofiarę całopalną i o oczyszczenie ogniem. Można sprawdzić w książce Inkwizytor też człowiek (istnieje, nie zmyślam, Wydawnictwo W drodze, 2016). Jeśli o spaleniu myśleć jako oczyszczeniu, można powiedzieć, że jest dawną metodą ocieplania wizerunku. Co do Joanny, to źle na tym wyszła? Świętą nie została? Przecież. Nie mam pojęcia, co oni, spaliwszy, mogli wynieść na ołtarze, nie ma relikwii po świętej Joannie, ale z drugiej strony – to nie Kościół czyni świętych.
W Operze Krakowskiej święta Joanna przebywa na stosie, lecz telewizorów. Jeśli dobrze odczytuję, chodzi twórcom o to, że dziś do palenia ludzi używa się mediów, w tym społecznościowych. Bardzo słuszna obserwacja i jeśliby cud sprawiła, by „rycerze wiary” z Fejsa zyskali samoświadomość, to mógłbym tylko przyklasnąć. Krakowska Joanna d’Arc rozgrywa się w Grze o tron, której nie widziałem, nie wiem, jaką wartość symboliczną ma wielkie „Winter is coming” wypisane z tyłu. Może sens jest taki, że Joannę d’Arc wykończyła wielka polityka, rozgrywka o władzę? Włożyła palce między drzwi, to i jej przycięło.
Warstwę niemuzyczną prowadzi znana reżyserka, Monika Strzępka, lecz w operze debiutantka. Jeszcze tutaj jej nie było! Bez względu na wszystko – czy wyszło, czy weszło – powiemy o Strzępce, że eksperymentuje, że stara się zmieniać, próbuje różnych narzędzi. Serial nakręciła, zespół założyła, operę zepsuła – „oratorium dramatyczne”. Chyba że Joanna d’Arc na stosie jest już pierwotnie mało zajmująca i mało słyszalna, to wtedy powiemy, że inscenizacja wierna.
Lata robienia tylko tekstów męża dają plon taki, że dalej je robi, nawet kiedy ich nie robi. Do każdego materiału ma sprawdzony zestaw kluczy. Wszystko jest u Strzępki 1. polityczne, 2. zgrzebne, 3. wykrzyczane, 4. dobre na początku, a 5. końca nie widać. Dochodzę do wniosku, że w tej parze małżeńskiej wolę jednak męża. Jego teksty są wybitne, a jej przedstawienia – różnie. Tym razem w operze uzyskała nowy wymiar darcia japy. Porażka, lecz honorowa. Trzeba robić błędy, żeby mieć się na czym uczyć.
Jestem do Strzępki pozytywnie uprzedzony, kiedyś się mówiło, że „sympatyzuję”, a miłość wszystko wybaczy. O debiucie w operze myślę, że nie wyszedł, lecz myślę ponadto, że nic się nie stało, Monika, nic się nie stało! Jak na Operę w Krakowie, to i tak jest bardzo dobrze!
Marianna Linde już kiedyś śpiewała u Moniki Strzępki (Przegląd Piosenki Aktorskiej), a teraz w operze, jak na złość, nie śpiewa. Moim zdaniem również nie gra. Zadanie aktorskie, jakie przed nią postawiono, należy raczej do elementarnych: zagraj twardą, ostrą laskę, taką, co się nie poddaje. Laskę, którą można spalić, ale nie pokonać! Zagraj mi fighterkę. Marianna to właśnie robi, oskubana z ubrań wierzchnich, podana sauté w bieliźnie. The winter is coming, a ta taka goła lata, ale się, o nie, nie daje, żywcem jej nie wezmą. Uderza w powietrze pięścią, miota się jak pająk, we wszystkich kierunkach naraz. Na końcu jest dzielna tak jak na początku i nic jej nie złamie. Efekt uboczny: bohaterka się nie zmienia.
Kariera Joanny osiągnęła swój szczyt w Reims, gdy koronowano króla (1429). Joanna Moniki Strzępki to powrót do tego miejsca, „powrót do Reims”, ale we współczesnym sensie, por. Didier Eribon. Powrót na prowincję.
Opera Krakowska ma dwuskrzydłowy, wiszący po bokach balkon z przezroczystą ścianką. Z dołu to wygląda świetnie, ale spróbuj se tam usiąść, zwłaszcza przy krawędzi. Na Joannie Strzępki nie ma obawy o lęk wysokości, bo balkon zajmują chóry: damski po lewej, oddzielony całą salą od chóru męskiego, ponieważ w tych sprawach należy dmuchać na zimne. Nieważne, jak bardzo nie będzie biletów – tam cię nie posadzą. Efektowny pomysł, „tak jeszcze nie było”, podsłuchałem w rzędzie za mną. Brzmiało to i wyglądało jak chóry anielskie.
Opera Krakowska ma kłopot z mikroportami. Może nie nawykli, bo śpiew operowy daje radę bez wzmocnienia (bo ma naturalne). Kiedy oglądałem Zapiski z wygnania w buraczkowej budzie przy rondzie Mogilskim, Jandę ledwo było słychać. Teraz podobnie Mariannę – ledwo. Prosiłbym pogłośnić.
Sławomir Pietras radził mi ostatnio („Tygodnik Angora” 2019, nr 49), bym się, pisząc o operze, skupił na wymiarze audio i recenzował choćby dyrygenta. Bardzo ciekawe, jak ja mam to zrobić, kiedy facet stoi tyłem!
Ostatnio krakowska szkoła teatralna działa jak poligon: reżyserzy tam sprawdzają, co robią potem gdzie indziej. Strzępka – temat Joanny d’Arc, Jarzyna – Burzę Szekspira, a Loga-Skarczewski – Fargo. Testowano na zwierzętach.
Strzępka to najbardziej krakowska pośród reżyserek: w tym sezonie aż trzy razy zrobiła / zrobi w tym mieście. Szkoła zwana Akademią (Święta Joanna), Stary zwany Teatrem (Anioły czy Biesy? Można pyknąć kombo: Anioły i demony), a teraz Opera. Wiecie, co jeszcze zostało… Teatr BAGATELA! Ten, gdzie niedługo dojdzie do sede vacante. Ktoś musi objąć stanowisko dyrektora, zasiąść na placówce. Monika Strzępka jest na to gotowa, pytanie tylko, czy chętna. Widzowie wcale nie zauważą zmiany. Granie rodzajowe nie musi się lękać, mieć kryzysu tożsamości, nikt go nie będzie wyrzucał z pracy. Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej, spektakl Strzępki ze Starego, pokazuje Bagateli, jak to się robi.
Premiera Joanny w pierwszy dzień Boskiej Komedii i także w Krakowie, choć bez związku z festiwalem, tak tylko się zbiegło. Po tym spędzie towarzyskim obrzydło mi plotkowanie. Jednak obrabianie tyłka to nie jest żadna rozrywka. Jak dla mnie – harówa, a do tego nieodpłatna. Czy wiesz, co zrobić, żeby ci koledzy przestali sączyć do ucha? Zacznij to cytować w prasie
Piątka dla PRZEKROJU? A może dziesiątka? Wspierając Fundację PRZEKRÓJ, wspierasz rzetelność, humor i czar.
Wybierz kwotę wsparcia
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!