
Malowany ptak
Teatr Żydowski w Warszawie i Teatr Polski w Poznaniu
Doktorat pisałem o Żydach i na otwarciu przewodu komisja mnie spytała, czemu nie o Holokauście. Zrobiłem pauzę, zajrzałem w głąb siebie i wyjaśniłem: „Bo nie lubię”. Wryło ich, ale co miałem powiedzieć?
„Malowany ptak", i powieść, i spektakl, jest o Holokauście, czyli mało do lubienia. Ale jeśli chcecie setny raz okazać się Polakami biedakami cebulakami patrzącymi na getto, to zgadza się, tutaj. Spektakl miał być chyba guilt tripem i może byłby, gdybym nie przysypiał. Całe szczęście zrobiła go Kleczewska, więc bardziej jest ładny niż oazowy. To jej trzeba przyznać: finałowy taniec śmierci, a właściwie rzucawka, daje po gałach. Innymi słowy, estetyzacja cierpienia. Można też poczuć się jak w kościele za sprawą kadzidła.
Wymiękłem, gdy komisja siadła przed nami, widzami, jak przede mną na otwarciu, żeby w paru językach zadać „parę niewygodnych pytań”. Na zasadzie „a gdzie wtedy byłeś?”. Bitch, please!
Logistycznie chodzi o niezmarnowanie scenografii z Dybuka w tej samej reżyserii i żeby Teatr Żydowski coś gdzieś grał tymczasem, zanim wróci mu siedziba. Stąd koprodukcja z Poznaniem. Mike Urbaniak postawił tezę, że Michał Kaleta to najlepszy aktor scen poznańskich. Ja postawię tezę konkurencyjną, że najgorszy.
Piątka dla PRZEKROJU? A może dziesiątka? Wspierając Fundację PRZEKRÓJ, wspierasz rzetelność, humor i czar.
Wybierz kwotę wsparcia
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!