Gordon Parks to jedna z tych figur, o których Anglosasi mówią, że są larger then life. I na pewno większe od warszawskiej Zachęty. Parks, który w Stanach miał status człowieka symbolu, człowieka-instytucji, ma tam teraz wystawę – i w trzech salach oczywiście zupełnie się nie mieści. Można by powiedzieć, że ta wystawa to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej pod nazwą Gordon Parks - gdyby nie chodziło o historię tak gorącą, że metafora lodu do niej nie pasuje.
A jednak najważniejsza obietnica złożona przy okazji tej wystawy – obietnica przywrócenia wiary w obraz (fotograficzny) i jego sens – zostaje spełniona. Zdjęcia Parksa rzeczywiście pomagają odzyskać trochę tej wiary, w epoce postinternetowo-instagramowej, wydałoby się bezpowrotnie już utraconej.
Życie Gordona Parksa nadaje się na powieść. I Parks taką powieść napisał – pod tytułem „The Learnning tree”. Nadaje się także na scenariusz filmowy; Parks nakręcił zatem na podstawie swojej autobiograficznej powieści film. Był najmłodszym z piętnastoroga rodzeństwa z rodziny afroamerykańskich farmerów z Kansas. Urodził się w 1912 roku; żyli wtedy wciąż jeszcze w Ameryce ludzie, którzy przyszli na świat jako niewolnicy. Umarł 94 lata później, w XXI wieku, w zupełnie innym świecie, a to, że był to zupełnie inny świat stanowiło również jego, Parksa zasługę. Nigdy nie odebrał formalnego wykształcenia w żadnej dziedzinie. Od 15 roku życia był zdany na siebie; wędrował po kraju, pracował w burdelach i na parostatkach, bywał pianistą, śpiewakiem, kelnerem, robotnikiem, koszykarzem. Bywał także kompozytorem, malarzem abstrakcjonistą, pisarzem, dziennikarzem, scenarzystą, reżyserem. W latach 70. współtworzył nurt blexploitation, który zrewolucjonizował obecność czarnoskórych aktorów i filmowców na amerykańskich srebrnych ekranach.
Shaft, manifest nowego czarnego kina, który Parks napisał i wyreżyserował w 1971 roku, wystarczyłby zupełnie, aby jego autor nigdy nie został zapomniany.
Na wystawie w Zachęcie tego wszystkiego nie ma; są tylko i aż zdjęcia Parksa, bo przecież, przy całej swojej wszechstronności, był przede wszystkim fotografem.
I nawet tych zdjęć nie ma aż tak znowu wiele, w każdym razie mniej niż chciałby się zobaczyć. Jest ich jednak wystarczająco wiele, aby pokazać co może zrobić jeden fotograf, który traktuje aparat jak broń – i nie waha się jej użyć.
To niesamowite doświadczenie, kiedy ogląda się fotografie Parksa z gotowym do strzału smartfonem w kieszeni, w czasach kiedy wszyscy fotografują wszystko i natychmiast publikują to w internetowym „wszędzie”. Te gęstniejące chmury cyfrowych obrazów raczej zasłaniają świat, niż go ukazują; im więcej jest fotograficznych obrazów, tym bardziej chwieje się wiara w ich sens. Wiara Parksa była jednak niezachwiana. Jego zdjęcia sprawiały, że świat stawał się widzialny. A uczynienie świata widzialnym, to pierwszy niezbędny krok do jego zmiany.
Jak we wszystkich innych dziedzinach, również w fotografii Parks był samoukiem. Miał determinację i dużo szczęścia; w odpowiednich momentach spotykał na swojej drodze odpowiednich ludzi, dostawał szanse – i żadnej nie zmarnował. Dzięki temu został wyjątkiem potwierdzającym regułę, zgodnie z którą czarnoskóry mężczyzna z jego pokolenia, nie miał szans na zostanie kimś – chyba, że był muzykiem lub sportsmenem.

W Zachęcie znajdziemy między innymi zdjęcia, które Parks robił w latach 40., kiedy uczestniczył w programie Farm Security Administration. Ta rządowa agenda powstała jako część Roosveltowskiego New Deal; zajmowała się zwalczeniem skutków Wielkiego Kryzysu na amerykańskiej wsi, gdzie rzesze farmerów i robotników rolnych wpadły w skrajną nędzę. FSA, zajmująca się generalnie rolnictwem i pomocą społeczną, odegrała szczególną rolę w historii fotografii dokumentalnej. Szefowie agencji zrozumieli, że bieda wyklucza ze społeczeństwa; człowiek biedny znika z pola widzenia. Nie da się walczyć z niewidzialnym przeciwnikiem; aby przezwyciężyć nędzę, trzeba było najpierw uczynić ją widzialną. W ramach FSA powstał program fotograficzny, który stał się kuźnią nowego, zaangażowanego społecznie dokumentu. Brali w nim udział fotografowie takiego formatu, co Walker Evans czy Dorothea Lange. Parks, który również znalazł się w tej grupie, postanowił wykorzystać strategię wypracowaną do pokazania farmerskiej biedy w celu uczynienia widzialnym innego świata, z którego sam pochodził - rzeczywistości Czarnych Amerykanów.
W Zachęcie oglądamy fragmenty niektórych ikonicznych reportaży Parksa. Fotografował czarnych pilotów wojskowych i czarne gangi w Haarlemie, przemoc, biedę i beznadzieję w wielkomiejskich gettach, życie codzienne w cieniu segregacji rasowej na Południu, bojowników Czarnych Panter, nowych afroamerykańskich bohaterów, Muhammada Alego i Malcolma X. Robił zdjęcia tam, gdzie biały reporter nie mógłby nacisnąć migawki. I jednocześnie kierował obiektyw swojej kamery na zjawiskowe białe modelki pozujące w Paryżu, w strojach od projektantów haute couture. Fotografia modowa była wielką pasją Parksa – ale była też politycznym manifestem, wbrew pozorom wybrzmiewającym nie mniej donośnie, niż relacje z frontu walki o prawa obywatelskie. Parks był pierwszym Czarnym fotoreporterem legendarnego magazynu Life, ale został również pierwszym Afroamerykaninem, który robił sesje modowe dla Vogue’a. Paradoksalnie, dopuszczenie czarnoskórego artysty do ekskluzywnej rzeczywistości haute couture, był wówczas większym wyłomem w murze oddzielającym Czarnych od świata Białych, niż zaangażowany społecznie reportaż.
Zdjęcia Parksa są świetne, ale to by nie wystarczyło; widzieliśmy zbyt wiele świetnych fotografii, aby w nie uwierzyć tylko dlatego, że są dobre. Te, które robił Parks są dobre w innym sensie; pokazują, że sens obrazów, który tak łatwo zgubić w ich nadmiarze, leży poza kadrem, w etyce pokazywania – i etyce patrzenia. „Uczyniłem ze swojego aparatu fotograficznego narzędzie świadomości społecznej. – powiadał Gordon Parks - Zdrowy rozsądek podpowiadał, że muszę mieć wystarczające zrozumienie, co jest dobre, a co złe, inaczej aparat stałby się w końcu moim wrogiem.”
Gordon Parks: Aparat to moja broń
Zachęta, Warszawa, do 21 maja
Muzeum Współczesne Wrocław, od 2 czerwca do 21 sierpnia
Piątka dla PRZEKROJU? A może dziesiątka? Wspierając Fundację PRZEKRÓJ, wspierasz rzetelność, humor i czar.
Wybierz kwotę wsparcia
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!