Page 18FCEBD2B-4FEB-41E0-A69A-B0D02E5410AERectangle 52 Przejdź do treści

O wiośnie mamy zielone pojęcie!

Kiedy wszystko się dopiero rodzi i rozwija, wiosenny „Przekrój” nadlatuje w pełnym rozkwicie! W najnowszym wydaniu piszemy z rozwagą o równowadze, z odwagą o strachu, z uwagą o bałtyckich krajach, z miłością o wróblach i z zachwytem o zieleni i porankach. Zachęcamy do czytania!

Kup wiosenny „Przekrój”!

188 stron do czytania przez trzy miesiące. „Przekrój” w nowym formacie jest wygodniejszy do przeglądania i idealnie mieści się w skrzynce pocztowej. Zamów i ciesz się lekturą – tylko tutaj w niższej cenie. Sprawdź!

Przekrój
Wdychaliście kiedyś hel? Można po nim mieć niezły odlot!
2022-06-17 09:00:00
Czyta się 2 minuty

– Co tu robicie, dzieciaki? – spytałem, marszcząc brwi.

– Balony zostały z urodzin, to sobie hel wdychamy. Chce pan trochę?

– Dobra, pokażcie.

Wziąłem do ręki balon, przytknąłem do ust i zaczerpnąłem haust gazu.

Zamów prenumeratę cyfrową

Z ostatniej chwili!

U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?

– Hel ma mniejszą gęstość niż powietrze, fałdy głosowe drgają w nim szybciej – powiedziało jedno z dzieci, wyglądające na mądralę.

– Pan taki chudziutki – powiedziało drugie, po łobuzersku cedząc słowa. – Lepiej pan tak dużo nie wdycha.

Pomyślałem, że to nie rada, tylko uszczyp­liwość, ale w następnej sekundzie zrozumiałem, że to jednak rada. Byłem już metr nad ziemią i szybowałem coraz wyżej. Dzieci, coraz mniejsze i mniejsze, machały do mnie z dołu. Któreś jeszcze zawołało w moim kierunku, ale nie dosłyszałem co, bo byłem za wysoko.

Wystartowałem chwilę po zmierzchu, lecz w miarę, jak się wznosiłem, słońce wracało ponad horyzont. Było cicho, a w ciszy narastało jakieś buczenie. Duży dron zbliżał się do mnie nieporadnie – jedno z jego śmigieł prawie się nie kręciło. Sięgnąłem i z zablokowanego wirnika wydłubałem sznur do rozwieszania prania z kilkoma sztukami bielizny. Uratowany robot skłonił mi się i wesoło odleciał.

A ja wzbijałem się wyżej.

Wtem poczułem charakterystyczny zapach pieniędzy. To była rakieta pełna miliarderów. Przemknęli, nie zwracając na mnie uwagi. Nawet nie pomyśleli, że z tyłu kadłuba doczepiłem im sznur z bielizną.

Znów szybowałem w spokoju. Aż tu: bum! Walnąłem głową w jakiegoś satelitę. Odbiłem się i trach! Grzmotnąłem w kolejne pudło z blachy. Ale śmietnik na tej orbicie! Poobijałem się i posiniaczyłem.

Na szczęście wyżej było już pusto. Tak mi się przynajmniej z początku zdawało. Potem usłyszałem wokół tajemnicze głosy.

– Patrzcie! – wołały niewidzialne istotki – on ma w środku hel! Weźmy go ze sobą!

– Ale my jesteśmy jądrami helowymi wiatru słonecznego, a ten jego hel jest ziemski, z rozpadu pierwiastków ciężkich. Zostawmy go.

I mnie zostawiły.

Zaraz potem wylądowałem na Księżycu. I powiem wam jedno: to jest idealne miejsce, żeby sobie przemyśleć różne sprawy, bo nikt ci nie przeszkadza. Jednak poza tym nie ma tam wiele do roboty. Wkrótce zacząłem się nerwowo przechadzać i głowić, co dalej. Aż poczułem, że ktoś na mnie uporczywie patrzy. Tak! Ktoś mnie obserwował z Ziemi przez teleskop, a ja nie miałem gdzie się schować. Usiadłem więc na księżycowym kamieniu i udawałem, że mam to w nosie. I rzeczywiście, przestało mnie to obchodzić. Byłem coraz spokojniejszy i bardziej obojętny, a teleskopowe spojrzenie wciągało mnie uparcie, aż wreszcie wciągnęło. W 1,3 sekundy przebyłem drogę z Księżyca na Ziemię. Wpad­łem w zachłanne oko lunety i przeleciałem przez skomplikowany system optyczny. W sumie nie wiem, dlaczego zamiast matrycy światłoczułej, jak to jest teraz przyjęte, albo brodatego starca, jak to bywało kiedyś, u wylotu teleskopu znajdowała się miednica z wodą – może akurat urządzenie naszykowano do mycia.

Chlupnąłem więc do tej balii, co trochę mnie orzeźwiło. Wybiegłem z obserwatorium i żeby się osuszyć, pędziłem po ulicach miasta, skręcając raz w lewo, raz w prawo. Szybko znalazłem tę grupkę młodocianych miłośników helu.

– Co tu robicie, dzieciaki? – spytałem, marszcząc brwi. A głos miałem nieprawdopodobnie, niebotycznie wysoki.

 „Balon”, E. Pichot, 1883 r., Library of Congress/Rawpixel (domena publiczna)
„Balon”, E. Pichot, 1883 r., Library of Congress/Rawpixel (domena publiczna)

Podziel się tym felietonem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Data publikacji:

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!