Page 18FCEBD2B-4FEB-41E0-A69A-B0D02E5410AERectangle 52 Przejdź do treści

O wiośnie mamy zielone pojęcie!

Kiedy wszystko się dopiero rodzi i rozwija, wiosenny „Przekrój” nadlatuje w pełnym rozkwicie! W najnowszym wydaniu piszemy z rozwagą o równowadze, z odwagą o strachu, z uwagą o bałtyckich krajach, z miłością o wróblach i z zachwytem o zieleni i porankach. Zachęcamy do czytania!

Kup wiosenny „Przekrój”!

188 stron do czytania przez trzy miesiące. „Przekrój” w nowym formacie jest wygodniejszy do przeglądania i idealnie mieści się w skrzynce pocztowej. Zamów i ciesz się lekturą – tylko tutaj w niższej cenie. Sprawdź!

Przekrój
O tym, czy warto wspierać dzieci w ich szkolnych obowiązkach.
2021-06-16 00:00:00
archiwum

Praca domowa

Poszliśmy na proszoną kolację do Henia i Meli. Miały być raki i nikt więcej. Mela przyjęła nas w bardzo ładnym fartuszku przerobionym z lnianego ręcznika w kwiaty. W mieszkaniu był wspaniały zapach kopru.

Czyta się 4 minuty

Siedliśmy na kanapce.

— Musicie poczekać chwilę na Henia — powiedziała Mela — jeszcze ma trochę roboty.

Piliśmy wermut jugosłowiański i czekaliśmy. Byliśmy głodni.

Mela poszła do kuchni i przyniosła duży talerz z kanapkami.

Zjedliśmy kanapki. Henia nie było.

— Dużo ma teraz roboty w biurze? — zaryzykował mój mąż.

— Jak zawsze — powiedziała Mela.

— Nawet do domu musi zabierać?

— Nie. On teraz odrabia arytmetykę. Zaraz skończy.

— O, zaczął chodzić do szkoły wieczorowej?

— Skąd. Ma maturę jeszcze sprzed wojny.

— To dlaczego odrabia arytmetykę?

— Luśkowi — powiedziała Mela. — Lusiek już jest w piątej klasie. Masę zadają. Ja już nie nadążam. Z polskiego to jeszcze.

— Widzisz — rzuciłam mężowi — a nasze dzieci same muszą się męczyć.

Po chwili zjawił się Henio i szybko wypił dwa wermuty.

— Bardzo was przepraszam — powiedział — ale to było okropne zadanie. Znowu te dwa pociągi, wiecie, co ruszają z różną szybkością. Dwa razy się omyliłem. Zostało jeszcze jedno ze zbiornikiem wody. Zrobię je, jak Lusiek skończy patrzeć na „Dziennik wieczorny”.

— Macie telewizor?

— Aha. W pokoju Luśka. My i tak nie patrzymy, bo kiedy.

— Moim zdaniem — powiedział mój mąż — dzieci powinny same odrabiać lekcje.

— I obrywać dwóje — oburzyłam się.

— W zeszłym tygodniu — zasmucił się Henio — miałem dwie dwójki. Z polskiego i biologii. Oni teraz zupełnie inaczej uczą niż przed wojną. Pojęcia nie macie.

— Lusiek był bardzo zły — powiedziała Mela. — Na dodatek jest to szalenie lojalne dziecko i nie chciał powiedzieć nauczycielowi, że to ojciec tak go urządził.

— Twoje wypracowanie też nie było takie świetne — oburzył się Henio. — Dostałaś raptem trójkę z minusem.

— To jednak nie dwója — broniła się Mela.

— Zawsze pisałaś takie świetne listy — powiedziałam.

— No tak, ale nie na stopień.

— Nie powinno się dzieciom pomagać — mruczał mój głodny mąż uparcie. — To niepedagogiczne. Niech się męczą same.

— Kiedy na wywiadówce wychowawca powiedział, że należy się włączać w ich życie i pomagać im. Dom, szkoła, sam wiesz.

— Może nie do tego stopnia — mruczał mój.

Mela poszła do kuchni, gdzie przedwczesne w tym roku raki wydawały wspaniałe zapachy. Wróciła z ciężką wazą, którą z trudem zataskała na stół.

— Mnie to nikt nie pomaga — powiedziała na boku.

 „Lektura obowiązkowa”, Carl Larsson, 1900 r./WikiArt (domena publiczna)
„Lektura obowiązkowa”, Carl Larsson, 1900 r./WikiArt (domena publiczna)

Przy trzecim raku zjawił się Lusiek. Przywitał się bez podawania rąk, co świadczyło o jego wrodzonym takcie, bo mnie już kapało z łokci i zażądał, żeby się ojciec pospieszył z kolacją, bo trzeba odrobić to drugie zadanie, a za piętnaście minut zacznie się „Trust mózgów”.

Henio zakrztusił się rosołem rakowym i szalenie zaczął kaszleć. Przez ten czas zjedliśmy nielojalnie po czwartym raku.

Lusiek przyniósł ze swojego pokoju kartkę papieru, którą wręczył matce.

— Możesz to wybrudzić, bo ja i tak przepiszę — powiedział uprzejmie. — Trzeba tu popodkreślać podmioty. Już zdania wypisałem.

— Sam nie możesz? — spytała Mela na próbę.

— Boję się, że się pomylę. Ty też uważaj. Nie tak jak ostatnim razem. Na „Truście mózgów” będzie o Afryce, to mi się przyda na geografii. Aha i dopisz jeszcze czy męski, czy żeński.

— Nie mogę mu odmówić — tłumaczyła się Mela — bo on potem myśli, że ja nie umiem. I w ogóle narzeka, że jest zaniedbany.

Henio pokaleczył się swoim czwartym rakiem, przeprosił i poszedł robić to zadanie z wodą.

— Pomożemy ci oboje po kolacji — zaofiarowałam się Meli.

Zjedliśmy, już bez Henia, jeszcze po dziesięć raków i zupełnie zniszczeni i pokaleczeni odnieśliśmy pobojowisko do kuchni.

— Jest jeszcze szarlotka i kawa — oświadczyła Mela. — Ale może najpierw skończymy z robotą.

— Łupież jest chorobą skóry — przeczytała. — No, co mówicie? Łupież czy choroba, czy skóra.

— Łupież — krzyknął mój mąż.

— Młodzież jest przyszłością narodu.

— Młodzież!

— Jeż ma ostre kolce.

— Kolce!

— Jeż!

— Perz jest plagą rolników.

— Perz!

— Plagą!

— Diabeł tasmański jest ohydnym zwierzęciem.

— A co to jest?

— Pojęcia nie mam.

Do pokoju wrócił Henio, z rozpromienioną miną.

— Zrobiło się. Rozwiązanie się zgadza. Murowana piątka. Tylko żeby Lusiek tak brzydko nie pisał. Zawsze psuje nam stopień tym swoim smarowaniem.

— Nie wiesz, co to diabeł tasmański?

— Nie mam pojęcia, to nie mój dział. Niech Lusiek da jakieś inne zdanie. – Mela poszła do pokoju Luśka.

— Postać Papkina jest pełna humoru — oświadczyła po powrocie.

— Postać! — krzyknął mój mąż tryumfalnie.

— Humoru! — zaprzeczył Henio. — Męski. Ja już to robiłem w zeszłym tygodniu.

— W takim razie my wszystko źle robimy — powiedziałam.

— Podam może kawę — Mela z trudem uniosła się z krzesła — i zrobię to wszystko od początku po kolacji. Lusiek będzie mógł to rano przepisać, bo idzie na drugą lekcję.

Wypiliśmy kawę i zjedliśmy szarlotkę. Zrobiła się dziesiąta i należało iść do domu.

— Może macie rację — powiedział mój mąż przy wyjściu. — Może rzeczywiście powinniśmy się zająć lekcjami chłopców.

— A jak oni się uczą? — zapytał Henio.

— Na trójki — odpowiedziałam, opuszczając oczy.

— To, na litość boską, nie wtrącajcie się!


Tekst pochodzi z numeru 838 /1961 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

 

Nie chce Ci się iść do biblioteki? Nie przejmuj się – u nas 2814 numerów „Przekroju” przeczytasz za darmo online. Dzięki Twojemu wsparciu możemy dbać o archiwum „Przekroju”.

* Pola wymagane

Data publikacji:

Mira Michałowska

Pisarka, dziennikarka, i tłumaczka literatury amerykańskiej. W latach 50. i 60. XX w. publikowała pod pseudonimem Maria Zientarowa na łamach „Przekroju” felietony o życiu dwóch rodzin. Kolejne rozdziały „prozy w odcinkach” złożyły się na książkę, na podstawie której powstał scenariusz telewizyjny serialu „Wojna domowa”.

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!