Od pewnego czasu kino coraz mniej mnie satysfakcjonuje. Dominują filmy, w których aktorzy nie wychodzą poza standardy psychologicznego aktorstwa, dialogi są sztuczne, a emocje rodem z seriali.
W ostatnich latach, w opozycji do coraz bardziej gładkiego kina artystycznego, powstał nurt slow cinema. Do jego przedstawicieli zostali zaliczeni: Węgier Béla Tarr (autor legendarnego, siedmiogodzinnego filmu Szatańskie tango), irański reżyser Abbas Kiarostami (Pięć), Argentyńczyk Lisandro Alonso (Los Muertos) czy Jim Jarmusch, którego najnowszy film Paterson jest idealnym wręcz przykładem kina powolności.
W tych filmach znajduję to, co teraz w kinie jest mi najbliższe: kontemplacyjny, powolny rytm, długie ujęcia, prawie zupełny brak akcji, ciszę, monotonię, nutkę melancholii i niemal fizycznie odczuwalny upływ czasu. Nie atakuje mnie tempo akcji, szybki montaż ani głośny dźwięk. Filmy wybieram świadomie, wiem, czego się mogę spodziewać na ekranie. Najczęściej oglądam je sam. Przed seansem staram się wyciszyć i skupić, żeby łatwiej mi było wejść w rytm narracji. Zapominam także o „bożym świecie” i mam dużo czasu na bycie z filmem, spotkanie z jego twórcą, swoimi myślami i samym sobą. Często te „filmowe snuje” (zwane także filmami dla wędkarzy) składają się z tylko kilku czy kilkunastu ujęć i trwają 5–6 godzin. Nie mam z tym problemu. Przestaję zwracać uwagę na czas, a seans staje się rodzajem wewnętrznej podróży, w trakcie której doświadczam spokoju, wyciszenia i koncentracji.
W prostocie i minimalizmie tych filmów zawarte są najgłębsze prawdy. Te obrazy, w przeciwieństwie do większości współczesnych filmów, mówią o przemijaniu, samotności, śmierci, pierwotnych lękach i atawizmach. Przyglądają się realnym postaciom, często występują w nich amatorzy. To kino nie schlebia powszechnym gustom, nie jest wynikiem marketingowych kalkulacji. Jego siłą są naturalność, prostota, kontemplacyjny charakter.
Z ostatniej chwili!
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?
Właśnie ta potrzeba podkreślenia wyjątkowości każdego dzieła sztuki i potrzeba wyjątkowości w obcowaniu ze sztuką zaprowadziła mnie, zresztą nie mnie pierwszego, na Podlasie, gdzie – głównie w Supraślu – przez trzy letnie miesiące będzie się odbywał leniwy festiwal powolności, łączący różne dziedziny sztuki, kulinaria i naturę. To będzie kontr- propozycja dla ludzi zmęczonych dużymi festiwalami, w trakcie których ogląda się po pięć filmów dziennie albo słucha siedmiu koncertów. Gdzie nie ma czasu na rozmowy, przemyślenia, zastanawianie się, nawiązywanie głębszych relacji. Gdzie wszyscy ślizgamy się po powierzchni, byle więcej i szybciej.
Nadmiar możliwości przytłacza. Już dawno zapomnieliśmy, jak to jest oczekiwać na coś, a później cieszyć się, gdy to nadejdzie. Sam czekam na ten festiwal z ciekawością.
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!