Page 18FCEBD2B-4FEB-41E0-A69A-B0D02E5410AERectangle 52 Przejdź do treści

O wiośnie mamy zielone pojęcie!

Kiedy wszystko się dopiero rodzi i rozwija, wiosenny „Przekrój” nadlatuje w pełnym rozkwicie! W najnowszym wydaniu piszemy z rozwagą o równowadze, z odwagą o strachu, z uwagą o bałtyckich krajach, z miłością o wróblach i z zachwytem o zieleni i porankach. Zachęcamy do czytania!

Kup wiosenny „Przekrój”!

188 stron do czytania przez trzy miesiące. „Przekrój” w nowym formacie jest wygodniejszy do przeglądania i idealnie mieści się w skrzynce pocztowej. Zamów i ciesz się lekturą – tylko tutaj w niższej cenie. Sprawdź!

Przekrój
„Ojciec nie miał prawa jazdy, uczył się samemu prowadzić ten pojazd. Na początku siedział za ...
2018-09-14 00:00:00
Bremza, bremza!

Felieton automobilowy

Era motoryzacji objawiła się nam w 1924 r. pod postacią samochodu Ford. Polubiliśmy go od pierwszego wejrzenia, choć prawdę mówiąc, więcej z nim było kłopotów niż pożytków. Zapalało się go na korbę, co nie było łatwe i nieraz ojciec nieźle się zasapał, zanim ford był łaskaw się uruchomić. Korba musiała iść w ruch po każdym dłuższym zatrzymaniu, jeśli silnik wystygł. Tylko przy ciepłym silniku wystarczał starter. Ojciec w końcu najął silnego chłopca z Babicy, który z dumą nosił miano „kierowcy”, choć przydawał się tylko do kręcenia korbą lub pchania auta.

Ojciec nie miał prawa jazdy, uczył się samemu prowadzić ten pojazd. Na początku siedział za kierownicą w czapce pilotce i okularach goglach (my zresztą też, choć bardzo nie lubiliśmy tego nieprzewiewnego i nieprzyjemnego nakrycia głowy), a na siedzeniu obok niego siedział wuj Rado, który miał na kolanach wielką, grubą książkę – instrukcję obsługi auta. Kiedyś jechaliśmy do domu i zbliżaliśmy się do wielkiej bramy, kiedy Ojciec gwałtownie krzyknął do wuja Rado: „bremza, bremza!” (hamulec). Wuj zaczął nerwowo kartkować księgę, wreszcie znalazł i pokazał odpowiedni fragment, dzięki czemu Ojciec zatrzymał auto tuż przed bramą. Szybkość samochodu nie była jeszcze wtedy nazbyt wygórowana. Od tej pory, ilekroć my dzieci jechaliśmy autem i uznawaliśmy, że trzeba zwolnić, krzyczeliśmy do Ojca chórem: „bremza, bremza!” (nieco złośliwie).

Po roku Ojciec udał się tym fordem do Rzeszowa na egzamin uprawniający do otrzymania prawa jazdy. Egzamin polegał na wykonaniu kilku manewrów autem w towarzystwie egzaminatora. Ojciec zajechał na wielki plac przed gmachem zakładu ubezpieczeń. Natychmiast zbiegły się tam dzieci i młodzież z okolicy, by podziwiać prawdziwe auto. Pan Egzaminator zajął miejsce obok Ojca i wydawał polecenia: „Proszę łaskawie skręcić” (cofnąć, podjechać, zrobić okrążenie itd.), wreszcie stanąć. Po chwili nakazał ruszyć na miejsce startu, to znaczy pod gmach ubezpieczalni. Ojciec próbuje uruchomić pojazd, a on ani drgnie, powtarza próby na różne sposoby i nic. Kompromitacja! Na to Pan Egzaminator z chytrym uśmieszkiem: „A bo Łaskawy Pan nie zwrócił uwagi, że ja zakręciłem kurek dopływu paliwa!”. Kurek odkręcono, Ojciec włącza silnik, a ten znowu milczy! Ojciec znowu stosuje różne sposoby i znowu nic. Na to Pan Egzaminator: „Jeśli Łaskawy Pan pozwoli, ja spróbuję uruchomić”. Ojciec zgodził się chętnie, ale i Egzaminator nic nie wskórał. Samochód milczał jak zaklęty. Na to Ojciec: „Jeśli Szanowny Pan pozwoli, to poproszę chłopców, żeby nas popchnęli, to czasem pomaga”. Egzaminator zgodził się z ulgą.

Zamów prenumeratę cyfrową

Z ostatniej chwili!

U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?

Ojciec podszedł do gapiów i zaoferował im po dziesięć groszy za pchanie. Rzucili się w kilkunastu, zdaje się, że bardziej ich cieszyło to pchanie niż te 10 groszy. Ford rzeczywiście zaskoczył i ruszył tak ostro, że wszyscy chłopcy runęli pokotem na bruk. Tymczasem Ojciec z Egzaminatorem podjechali pod gmach, przy którym na podeście na szczycie schodów stała Wysoka Komisja Egzaminacyjna w pełnym składzie (przy stanie ówczesnej motoryzacji nie miała ona przecież wiele zajęcia). Oczywiście obserwowała zmagania kierowcy od początku. Kiedy Ojciec wyszedł po schodach, przewodniczący wyciągnął do niego rękę i oświadczył, że w imieniu komisji pragnie serdecznie pogratulować „Szanownemu Panu” wspaniale zdanego egzaminu na kierowcę.

Felieton automobilowy
Felieton automobilowy

Wpis z bloga Ireny „Kiki” Szaszkiewiczowej Moje pierwsze 100 lat, 23.07.2013 r.; dzięki uprzejmości ­Macieja i Wandy Szaszkiewiczów.

Data publikacji:

Irena „Kika” Szaszkiewiczowa

Irena „Kika” Szaszkiewiczowa

Prawdopodobnie najstarsza, polska blogerka. Barwna postać artystyczno-literackiego świata w powojennym Krakowie. Pielęgniarka, artystka i bywalczyni Piwnicy pod Baranami. Słynęła z gadulstwa, a jej anegdotki zainspirowały Kazimierza Wiśniaka i Piotra Skrzyneckiego do ułożenia powieści obrazkowej publikowanej w „Przekroju”. Autorka bloga Moje pierwsze 100 lat oraz wspomnień Podwójne życie Szaszkiewiczowej (Wydawnictwo Literackie). Żyła w latach 1917–2014.

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!

okładka
Dowiedz się więcej

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego

Zamów już teraz!